Nie śpij, tu są węże!. Daniel L. Everett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie śpij, tu są węże! - Daniel L. Everett страница 14

Название: Nie śpij, tu są węże!

Автор: Daniel L. Everett

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788378865025

isbn:

СКАЧАТЬ kilkoma dniami. Miała na sobie szorty, małą koszulkę i buty do tenisa. Pachniała kwiatami i uśmiechała się z rozkoszą z powodu ich zapachu. Mimo że moje ramiona płonęły z wyczerpania na skutek noszenia Caleba i torby, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Zawsze nazywałem Kris słoneczkiem mojego życia, a dziś to jej słońce powstrzymywało mnie od popadnięcia w rozpacz. Caleb pytał, dokąd mężczyźni zabierają mamę i siostrę. Caleb był i jest wrażliwy, a jego matka zawsze była najważniejszą osobą w jego życiu.

      Po czterdziestu pięciu minutach schodzenia po chłodnej, zadaszonej liśćmi ścieżce w dżungli w stronę Madeira, dotarliśmy na polanę. Widziałem tuziny pomalowanych drewnianych domów na palach, duży kościół, który miejscowi nazywali „katedrą”, małe sklepiki i szerokie brudne aleje ułożone równolegle do siebie. To była Auxiliadora, już małe miasteczko, a nie tylko osada, która dopiero się rozwija. Mężczyźni zapytali mnie, gdzie mają postawić Keren i Shannon. Ta niewielka osada była oczywiście zbyt mała, aby mieć pokoje do wynajęcia. Powiedziałem mężczyznom, żeby postawili je w cieniu, i poszedłem się zorientować w sytuacji. Znalazłem bardzo skromny dom handlowca znad rzeki Maici, Godofredo Monteiro oraz jego żony Cesárii. Wiedziałem, że tu mieszkają, ponieważ zaprosili nas na wycieczkę w górę rzeki Maici tuż po naszych odwiedzinach w ich domu w Auxiliadora. Ich dom odzwierciedlał ich dobrobyt. Miał pospolite ściany i podłogę, typowe dla domów kabokli, ale miał również bardzo czyste, drewniane schody i częściowo pokryty strzechą, a częściowo aluminiowy dach. Pomalowano go na biało z zielonym wykończeniem; słowa „Casa Monteiro” (dom Monteiro) zostały namalowane zielonymi, drukowanymi literami z przodu. Na podwórku znajdowała się przybudówka, widoczna z przodu domu, co wskazywało na ponadprzeciętne zaniepokojenie aspektem higieny, ponieważ większość w okolicy używała dżungli jako łazienki. Monteiro był kupcem rzecznym, którego poznałem na Maici, kiedy kupował orzechy brazylijskie od Pirahã.

      Godo i Cesária przywitali nas w swoim małym domu. Poprosiłem więc mężczyzn, aby przynieśli Keren i Shannon tutaj. Ponieważ był wieczór i byliśmy wyraźnie zmęczeni, Cesária zaproponowała, iż mogłaby mi pomóc w powieszeniu hamaków mojej rodziny.

      „Hamaki?” – zapytałem zmieszany. Nastawiłem się, że będziemy spać w łóżkach lub na podłodze.

      „Tutaj wszyscy śpią tylko na hamakach, panie Danielu, nawet księża. Ludzie tutaj nie korzystają z łóżek” – odpowiedziała Cesária. Wyjaśniła mi, że wszyscy, nawet ludzie podróżujący łódkami po rzekach, śpią w hamakach.

      „Nie mamy hamaków”. Byłem coraz bardziej przygnębiony sytuacją i moim brakiem planowania. Hamaki, w których przewożono Shannon i Keren, należały do mężczyzn, których nawet nie znałem, z Santa Luzia.

      Cesária wyszła po chwili i wróciła po około pół godzinie z pięcioma hamakami pożyczonymi od sąsiadów. Zaczęła przygotowywać kolację i powiedziała, że będzie opiekować się Keren, podczas gdy ja będę kąpać dzieci w rzece Madeira. Teraz Madeira nie przypominała małej, jasnej rzeki Maici. Wyglądała jak błotnisty gigant, rywalizujący z Missisipi, prawdopodobnie ponad 1,5 kilometra w Auxiliadora na głębokiej wodzie. Brzeg rzeki znajdował się około 270 metrów od domu Godofredo, a wał miał wysokość około 55 metrów, najwyższy ze wszystkich osad, jakie widziałem. Wszedłem do wody po kolana i umyłem się. Nie obchodziło mnie, że były w niej aligatory (czarne kajmany) i że nie było ich widać w błotnistej wodzie rzeki. Nie obchodziło mnie, że istnieją candirus, małe rybki, które byłyby w stanie wpłynąć do każdego otworu mojego ciała. Nie obchodziło mnie nawet, że były piranie, anakondy, płaszczki, węgorze elektryczne i inni mieszkańcy mrocznej Madeiry – byłem po prostu brudny. Ale w obliczu potencjalnego niebezpieczeństwa umyłem Caleba i Kristene, polewając ich wodą i mydląc, a następnie zanurzając ich szybko w rzece. Pod koniec tego wszystkiego byliśmy jakoś tam czyści, ale pobrudziliśmy się błotem i spociliśmy, idąc stromym brzegiem, a następnie ścieżką do domu. Było już prawie ciemno. W przeciwieństwie do Maici brzegi Madeiry roją się od komarów. Brzęczały w całym domu Godo. Nie mieliśmy środków odstraszających owady, długich spodni, niczego, co by nas chroniło. Cesária pożyczyła nam jednak moskitierę wielkości pokoju i umieściła ją w swoim salonie, abyśmy mogli usiąść wewnątrz tej siatki (co sprawiło, że pomieszczenie było o wiele cieplejsze, ponieważ odcięło to dopływ wiatru) i uniknąć komarów. Ale nie mogłem skorzystać z tej ochrony, ponieważ Godo chciał porozmawiać. Usiedliśmy na jego schodach i rozmawialiśmy, starałem się przy tym wyglądać na niewzruszonego i spokojnego. Uderzałem w gryzące komary bez przerwy, a moja skóra miała coraz większy obrzęk po każdym ugryzieniu.

      „Komary są tutaj naprawdę nieznośne” – narzekałem.

      „Naprawdę? Tego wieczoru nie ma prawie żadnych” – nadeszła odpowiedź Godo, która zabrzmiała jakby z odrobiną obrony swojego miasta. Zauważyłem jednak, że trzymał T-shirt w dłoniach, aby regularnie klepać się po plecach, przedzie i bokach.

      Usiedliśmy do obiadu, którym była fasola mocno przyprawiona cebulą, solą, olejem i kolendrą w towarzystwie ryżu i kilku ryb. Miałem bardzo mało pieniędzy, aby zapłacić za to jedzenie. Żyliśmy z dobroczynności biednych.

      Mężczyźni dowiedzieli się i oznajmili mi, że następna łódź do Humaitá nadejdzie za dwa lub trzy dni. Co za zawód. Utknęliśmy w tym miejscu. Ale przynajmniej Keren i Shannon mogły odpocząć, a my mogliśmy pomóc prać ubrania i zdobywać jedzenie. Mieliśmy nadzieję, że dotrzemy do lekarza.

      „Skąd będę wiedział, kiedy płynie łódź?” – zapytałem.

      „A gente vai escutar de longe, seu Daniel” (Usłyszymy to z daleka, panie Danielu) – co było zagadkową odpowiedzią.

      Jak mogli usłyszeć to z wystarczającej odległości, abym mógł zebrać rodzinę i rzeczy na czas, aby dotrzeć do brzegu rzeki i oznaczyć go flagą? Znów zastanawiałem się, czy podjąłem właściwą decyzję o odejściu, a nie czekaniu na samolot.

      Keren zawołała mnie do hamaku i powiedziała, że chce wrócić do wioski i czekać na samolot. Wydawała się o wiele silniejsza i spokojniejsza, dlatego rozważałem powrót po następnej nocy. W każdym razie, zanim następnego ranka zdołałem wrócić do Maici, Godofredo obudził mnie. Było około drugiej w nocy.

      „O Recreio já vem, seu Daniel” (łódź rekreacyjna – tak, ta nazwa wciąż powoduje, że drapię się po głowie – nadchodzi).

      Zacząłem gromadzić i pakować rodzinę, ale Godofredo powiedział: „Spokojnie. Nie będzie tu łodzi w najbliższej przyszłości. Najpierw możemy napić się kawy”.

      Napiliśmy się, a ja robiłem się coraz bardziej niespokojny na samą myśl, że łódź miałaby nas minąć i zostalibyśmy tutaj skazani na co najmniej kolejny tydzień. Kiedy skończyliśmy kawę, usłyszałem głosy z tyłu jego domu. Mężczyźni przyszli, nieproszeni, aby pomóc mi przenieść moją rodzinę do łodzi. Po około piętnastu minutach rozmowy mężczyźni zawiesili hamaki na kijkach, a ja zebrałem nasze rzeczy. Keren i Shannon umieszczono z powrotem w hamakach. Cesária podniosła Caleba, ja wziąłem na ręce Kris, ktoś inny wziął nasze torby i zaczęliśmy iść w kierunku portu w procesji oświetlanej lampą naftową i latarką przez chmury komarów w wilgotnej ciemności. Nigdzie nie widać było żadnych świateł, lecz gdy zbliżyliśmy się do brzegu, w oddali niczym statek kosmiczny pojawił się reflektor łodzi i sporadycznie wędrował po brzegu oraz rzece szukając pływających kłód, które mogłyby uszkodzić drewniany kadłub, a także sprawdzał odległość łodzi od brzegów i kamiennych mielizn, które mogłyby СКАЧАТЬ