Sekret wyspy. Dorota Milli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekret wyspy - Dorota Milli страница 18

Название: Sekret wyspy

Автор: Dorota Milli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-194-4

isbn:

СКАЧАТЬ ale w każdej plotce jest ziarno prawdy – przyznała Lili.

      – Proboszcz Bacek też mi trochę opowiedział – pochwaliła się Alwi.

      – Staliście się przyjaciółmi? – rzuciła z ironią Wiki, dobrze pamiętając dzień, w którym przyjaciółka zaprosiła księdza do „Kotwicy”.

      – Nie, ale jesteśmy na dobrej drodze.

      – Pięknie i radośnie, ale nie bierzesz pod uwagę, że to on mógł być mordercą starego proboszcza i zabrać mu złoty krzyż, który tak dumnie prezentował na szyi. – Wiki uparcie uważała, że to by było najlepsze rozwiązanie. Nie przepadała za księdzem Backiem, poza tym miał możliwość, sposobność i motyw. Spełniał wszystkie wymagane warunki.

      – Nie biorę! Ksiądz nie ukrywał, że był krzyżem zafascynowany. Miałam wrażenie, że wie coś więcej, przyznaję, że poczułam się nieswojo, gdy podejrzliwie na mnie popatrzył. Jakby wiedział, że nie chodziło tylko o krzyż.

      – Ale nie wygadałaś się?

      – Przecież wam przysięgałam. – Alwi pamiętała każde słowo przysięgi, jaką złożyła przed przyjaciółkami na wyspie. Nie tylko dotyczące ich siostrzanej więzi, lecz także o sekrecie wyspy. – Ksiądz Bacek nie ma krzyża, jestem tego pewna. – Zignorowała prychnięcie Wiki. – Poszukuje go, ale nie znalazł dobrego tropu, napotkał ścianę, więc odpuścił.

      – Szkoda, że się o nią nie rozbił. – Wiki nie zamierzała wierzyć w słowa księdza.

      – Jesteś dla niego niesprawiedliwa, to dobry człowiek.

      – Człowiek, dobrze, że to podkreślasz. Człowiek z wadami i zaletami, z błędami, które może popełnić mimo tego, że jest proboszczem.

      – Podejrzewa, że to ty zabrałaś krzyż. – Alwina nie miała zamiaru wchodzić w dyskusje z Wiki, której i tak nie przekona do swoich racji.

      – Co takiego?! Na pewno po to, żeby od siebie odciągnąć uwagę. Słabe zagranie. Nawet mnie to nie dziwi. – Wiki była zła. Wyrzuty sumienia zaczęły ją palić, nie powiedziała siostrom wszystkiego o tamtej nocy. Wpadła w panikę, bo jeśli wikary wtedy ją widział, dlaczego ona nie widziała jego? Miała przecież doskonały punkt obserwacyjny. – To na pewno on jest zabójcą, miał motyw. Chyba nie wierzycie w jego oskarżenia?

      – Oczywiście, że nie. Broniłam cię i zapewniłam, że nie zabrałaś krzyża. Razem opuściłyśmy wtedy wyspę. – Alwi rozpuściła swoje długie kręcone włosy i ponownie związała. Odrastającą grzywkę zaczesała na bok. Przestała już zwracać na nią uwagę, gdyż porzuciła dawny zwyczaj odmierzania czasu do kolejnej podróży na podstawie długości grzywki. Nigdzie się nie wybierała. – Ksiądz Bacek wspomniał o remoncie kościoła sprzed wielu lat, kiedy to odkryto wartościowe przedmioty, jakieś monety… Krzyża nie było w spisie.

      – Mógł być, a później zniknąć. Proboszcz Wincent umiał zachachmęcić.

      – Ksiądz Bacek nie bierze tego pod uwagę. Chce znaleźć krzyż i dowiedzieć się, skąd wziął się na szyi proboszcza Wincenta.

      – Połączyliśmy z nim siły? Mamy tajnego wspólnika?

      – Wiki, o tym wiemy tylko my – zapewniła Lili. – Rozważamy, że może ktoś z dawnych bogatych kuracjuszy podarował go kościołowi, a proboszcz Wincent go przywłaszczył.

      – Jeszcze pytałam doktora Tabackiego, rdzennego mieszkańca Dziwnowa. Rzucił nowe światło.

      – Tu może być coś więcej, powinnyśmy iść tym tropem – upewniała się Lili.

      – Poczułam przyjemny dreszcz, gdy o tym wspomniał. To dobry kierunek – przyznała ochoczo Alwina.

      – Halo! Nie wiem, o czym mówicie.

      – Doktor Tabacki powiedział o ośrodku sanatoryjnym, który został zniszczony przez huragan. Wspomniał też o opuszczonym hotelu. Działkę wykupił deweloper, zburzył mury tego hotelu, więc nie ma po nim śladu. Najważniejsze jest to, że stał na wydmie blisko naszej wyspy – wyznała z ekscytacją. – Musimy dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

      – Czyli nie macie nic – podsumowała Wiki.

      – Dlatego nam pomożesz, żebyśmy mogły odkryć i tę tajemnicę.

      ***

      Hotel mógłby być dobrą wskazówką, ale czy faktycznie wszystko inne zostało sprawdzone? – Wiktoria rozmyślała o tym, co mówiły przyjaciółki, a także o tym, co sama wiedziała, a one na spotkaniu przemilczały. Pożegnała się z siostrami, wymawiając się pracą, w końcu nie mogła wszystkiego zostawiać na głowie Marcina. Nie poszła jednak do restauracji, lecz w przeciwnym kierunku.

      Lilianna i Alwina zmieniły się, widziała to w ich radosnych oczach, w częstych uśmiechach. Nawet ich sposób bycia uległ zmianie. Lili stała się otwarta na ludzi, witała z nimi, wymieniała przyjazne słowa, a Alwina już nie mówiła o wyjeździe, tylko wtapiała się w miasto, zaprzyjaźniała z mieszkańcami. Nawet Tabaccy traktowali ją jak kogoś bliskiego, jak córkę. Wiki nie była o to zazdrosna, ale poczuła żal. Mieszkała w Dziwnowie od pięciu lat, mimo to czuła się obco. Wiedziała, że problem leżał w niej. Zawsze miała trudności, by się przystosować, nawet w rodzinnym domu odstawała, aż w końcu się jej pozbyli.

      Weszła w Wybrzeże Kościuszkowskie, czując, jakby cofała się w czasie. Trzynaście lat temu trafiła do Dziwnowa, do domu dziecka. I tak samo jak wtedy, teraz zatrzymała się przed bramą. Nie podeszła bliżej, tylko stała i patrzyła na to, co po nim zostało. Opuszczony budynek był zaniedbany, cichy, ukazywał zgliszcza dawnej świetności. Wtedy wyglądał inaczej, a ona w jego ścianach szukała bezpieczeństwa i schronienia.

      Pamiętała, jak minęła bramę, strach, który paraliżował. Obiecywała sobie, że się zmieni. Przystosuje się, nie będzie się wychylać, że przynajmniej stąd jej nie wyrzucą.

      Złożona sobie obietnica, by wtopić się w tło i zrównać z innymi, rozsypała się w proch, gdy konserwator Chojek, chudy, wysoki, mężczyzna z żółtymi zębami, odezwał się do niej:

      – Kolejna znajda. Czy was po prostu nie można topić? – warknął.

      – Zaczęłabym od ciebie, cieciu.

      – Ty gówniaro! – Mężczyzna z niewiarygodną w porównaniu do jego wychudzonej postury siłą chwycił dziewczynę za kark i mocno ścisnął. Nowa podopieczna nie została mu dłużna i wymierzyła kilka kopniaków.

      – Co tu się dzieje, na miłość Boską?! Panie Chojek, co pan najlepszego wyrabia?! – lamentowała siostra Stefcia, zbiegając po schodach. – Proszę natychmiast puścić to dziecko!

      – Zaatakowała mnie.

      – Panie Chojek, proszę przestać, bo inaczej porozmawiamy. – Niewysoka siostra zakonna o mocno zaokrąglonych kształtach popatrzyła na pracownika z groźną miną.

      – Niech będzie! Ale już widzę, że dziewucha będzie sprawiać СКАЧАТЬ