Paragraf 148. Jacek Ostrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Paragraf 148 - Jacek Ostrowski страница 14

Название: Paragraf 148

Автор: Jacek Ostrowski

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788363842932

isbn:

СКАЧАТЬ byś go rozpoznał?

      – Ni chuja, jego ryja nie widziałem, tylko sylwetkę. Kawał bydluna, wysoki, szczupły, na głowie miał czapkę, czarną wełnianą. Tyle, kurwa, zapamiętałem. Kiedy przyniesiesz flaszki i fajki? Była umowa.

      – Owszem, bardzo mi pomogłeś. Jutro je podrzucę.

      – Tylko, kurwa, nie zapomnij, bo pójdę w miasto i na pewno cię, kurwa, znajdę, a wtedy już nie będzie żartów.

* * *

      Lewandowska wracając z Kostrogaju, już w najbliższym sklepie spożywczym poczyniła stosowne zakupy: pięć win patykiem pisanych i dwa kartony sportów. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu.

* * *

      Zuza z głową zawiniętą w ręcznik kręciła się po mieszkaniu. Przed chwilą wyszła z wanny, a mimo to wciąż była przesiąknięta smrodem żula. Ubrania wrzuciła do pralki, płaszcz zapakowała w papier pakowy, jutro zaniesie go do pralni. Bolące kolano nasmarowała maścią rozgrzewającą i poszła nakarmić papugę. Zamykając klatkę, poczuła ból. Drzwiczkami skaleczyła palec.

      – Cholera jasna – zaklęła pod nosem.

      – Cholera jasna! Cholera jasna! – zaskrzeczało ptaszysko.

      Zuza uruchomiła telewizor, ale gdy zobaczyła premiera Jaroszewicza wygłaszającego mowę do narodu, natychmiast go wyłączyła. Zaparzyła sobie kawę i usiadła przy biurku, nachyliła się nad notatkami. Opowieść bezdomnego Władka po części potwierdziła wątpliwości Jarzębowskiego, choć nie podważyła wersji, że Marta była winna i miała wspólnika. Koniecznie trzeba bardziej powęszyć w światku przestępczym. Ktoś coś może wiedzieć.

      Lewandowska zdjęła ręcznik z głowy i spojrzała w lusterko – kolejne siwe włosy, z roku na rok było ich coraz więcej. Ojciec mawiał, że to jeden z symboli mądrości, ale dla niej to oznaka czegoś zupełnie innego. Trzeba coś z tym zrobić, koniecznie. Może kupi hennę? Chciała iść do łazienki, ale ta znów była zajęta.

      Miała dość pieniędzy i znajomości, żeby kupić sobie mieszkanie, ale nie, uparła się. To mieszkanie jest jej rodzinnym gniazdem. To ta swołocz niech się stąd wynosi, bo ona nie zamierzała. Mogła im w tym pomóc, życie z nią pod jednym dachem skutecznie obrzydzić, ale nie chciało jej się wywoływać wojny, bo nade wszystko ceniła sobie spokój.

      Brakowało jej kompana w życiu codziennym, faceta, który zająłby się takimi sprawami. Nie jest dobrze człowiekowi iść samotnie przez życie. Znała swoje wady, sporo ich, i próżno szukać takiego frajera, któremu byłoby z nią po drodze. Kiedyś znalazł się jeden odważny, kamikadze. Wszystko było nieźle, nawet romantycznie, ale facet okazał się pedantem. Nastąpiło zderzenie dwóch skrajnie różniących się osobowości, a takie spotkanie nigdy nie wróży dobrze. Zuza w pewnym momencie poczuła się zagubiona we własnym mieszkaniu. Z miesiąca na miesiąc było gorzej, coraz bardziej osaczał ją tymi porządkami. Szczoteczki do zębów stały na baczność w kubku, kosmetyki na tej samej półce, zawsze po ich prawej stronie, ubrania wisiały na wieszakach w szafie posegregowane według koloru, książki w biblioteczce chronologicznie według nazwisk autorów, konewka do podlewania kwiatów stała za drzwiami w przedpokoju, popielniczka na ławie, nigdy na stole, buty równo ustawione po lewej stronie drzwi wejściowych, kubki w szafkach według wysokości, kieliszki też i tak dalej. Znosiła to cierpliwie dość długo, ale w końcu miarka się przebrała, ucho w dzbanie urwało, romantyzm prysł i wtedy palant dostał kopniaka. Może wyszło niezbyt elegancko, bo spakowała mu rzeczy i wystawiła je na korytarz. Dzwonił, dobijał się, błagał, groził, ale była na to głucha. Stała po drugiej stronie drzwi i czuła dziką radość, a każdy jego okrzyk był ambrozją dla jej duszy. Może uczucia nie było, bo miłość wszystko by zwyciężyła. Tak zakończyło się jej wspólne mieszkanie z facetem. Zaskrzypiały otwierane drzwi. No, wreszcie łazienka jest wolna.

      Notatka operacyjna kapitana Mariańskiego:

      Na nożu znaleziono odciski papilarne podejrzanej. Sekcja zwłok wykazała, że obydwie ofiary poniosły śmierć w wyniku ran kłutych zadanych ostrym narzędziem. Do szerokości i głębokości ran pasuje nóż znaleziony w samochodzie marki Syrena. Zwłoki kobiety zostały poćwiartowane przy pomocy nieustalonego narzędzia, przypuszczalnie siekiery lub rzeźniczego tasaka. Dokonano tego z dużą fachowością, co wskazuje na uczestnictwo w tym osób trzecich i dlatego śledztwo należy skierować na poszukiwanie tych osób. Przesłuchania póki co nie wniosły do sprawy nic nowego. Obywatelka Marta Kownacka nie przyznaje się do winy. W domku jednorodzinnym przy ulicy Słonecznej znaleziono również ślady krwi zamordowanej kobiety, ktoś próbował je usilnie usunąć. Koledzy ze Służby Bezpieczeństwa nalegają o dyskretną milicyjną obserwację adwokat Lewandowskiej oraz prokuratora Jarzębowskiego. Przypuszczalnie prowadzą swoje odrembne śledztwo. Jutro przeprowadzę rozmowę telefoniczną z Wydziałem Kryminalnym Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu w sprawie ewentualnych powiązań nieżyjącego już prokuratora Piotrowicza, ojca podejrzanej z prokuratorem Jarzębowskim. Mecenas Lewandowska obrońca obywatelki Marty Kownackiej odwiedziła Zakład Oczyszczania Miasta oraz próbowała dotrzeć do marginesu społecznego zamieszkującego nielegalnie na terenie okalającym wyżej wymienioną firmę. Przesłuchaliśmy wszystkich, z którymi się spotkała. Adwokatka próbuje za wszelką cenę potwierdzić zeznania podejrzanej, co skutkowałoby podważeniem oskarżenia. W trakcie swoich czynności dopuściła się czynu zabronionego, czyli przekupstwa świadka (kilka butelek wina).

* * *

      Zuza od samego rana była bardzo podekscytowana. Tuż przed siódmą zbudził ją telefon. Dzwonił znajomy milicjant, sierżant Nowak, który kiedyś z jej ojcem chodził na ryby. To on podobno wyłowił z Wisły ostatniego jesiotra. Później rybę wypchano, a mięso wyrzucono, bo do konsumpcji się nie nadawało, tak śmierdziało ropą.

      – Dzień dobry, pani mecenas. Przepraszam, że budzę, ale to ważne i nie może czekać. Tak jak pani prosiła, sprawdziłem sąsiadów Kownackich. Syn jednego z nich, tak jak i zamordowana sekretarka, ukończył Małachowiankę.

      – Wielu ją kończyło, ja też i mój ojciec – zauważyła Lewandowska, z trudem powstrzymując ziewanie – i moja babka też…

      – Owszem, ale chodzili do tej samej klasy, a przez kilka lat prowadzali się razem. Mało tego, termin ślubu już ustalono i nagle wszystko się rozsypało. Dlaczego? Tego nie ustaliłem.

      – O kurczę! – Zuza natychmiast oprzytomniała. – Rewelacja, to może być ciekawy trop. Jak on się nazywa?

      – Mirosław Wójcik. To dom po przeciwnej stronie ulicy, numer bodajże szesnaście. Nazwisko jest na skrzynce pocztowej.

      – Kapitan Mariański wie o tym? Coś działa w tej sprawie? – dopytywała.

      – Chyba pani żartuje – obruszył się milicjant. – On już ma winnego i nieformalnie zamknął dochodzenie. O ile wiem, to nawet tego Wójcika nie przesłuchał, a jedynie dzielnicowy przeszedł się po okolicznych domach. Jakiekolwiek wątpliwości mogłyby skomplikować sprawę, to na co mu to? Przecież pani wie, jak to działa. Statystyki wykrywalności to podstawa, a kogo skażą to sprawa drugorzędna. Kowal zawinił, a cygana powiesili.

      – Dziękuję za informację i liczę na następne – odparła.

* * *

      W barze СКАЧАТЬ