Название: Paragraf 148
Автор: Jacek Ostrowski
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные детективы
isbn: 9788363842932
isbn:
– Ni chuja, jego ryja nie widziałem, tylko sylwetkę. Kawał bydluna, wysoki, szczupły, na głowie miał czapkę, czarną wełnianą. Tyle, kurwa, zapamiętałem. Kiedy przyniesiesz flaszki i fajki? Była umowa.
– Owszem, bardzo mi pomogłeś. Jutro je podrzucę.
– Tylko, kurwa, nie zapomnij, bo pójdę w miasto i na pewno cię, kurwa, znajdę, a wtedy już nie będzie żartów.
Lewandowska wracając z Kostrogaju, już w najbliższym sklepie spożywczym poczyniła stosowne zakupy: pięć win patykiem pisanych i dwa kartony sportów. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu.
Zuza z głową zawiniętą w ręcznik kręciła się po mieszkaniu. Przed chwilą wyszła z wanny, a mimo to wciąż była przesiąknięta smrodem żula. Ubrania wrzuciła do pralki, płaszcz zapakowała w papier pakowy, jutro zaniesie go do pralni. Bolące kolano nasmarowała maścią rozgrzewającą i poszła nakarmić papugę. Zamykając klatkę, poczuła ból. Drzwiczkami skaleczyła palec.
– Cholera jasna – zaklęła pod nosem.
– Cholera jasna! Cholera jasna! – zaskrzeczało ptaszysko.
Zuza uruchomiła telewizor, ale gdy zobaczyła premiera Jaroszewicza wygłaszającego mowę do narodu, natychmiast go wyłączyła. Zaparzyła sobie kawę i usiadła przy biurku, nachyliła się nad notatkami. Opowieść bezdomnego Władka po części potwierdziła wątpliwości Jarzębowskiego, choć nie podważyła wersji, że Marta była winna i miała wspólnika. Koniecznie trzeba bardziej powęszyć w światku przestępczym. Ktoś coś może wiedzieć.
Lewandowska zdjęła ręcznik z głowy i spojrzała w lusterko – kolejne siwe włosy, z roku na rok było ich coraz więcej. Ojciec mawiał, że to jeden z symboli mądrości, ale dla niej to oznaka czegoś zupełnie innego. Trzeba coś z tym zrobić, koniecznie. Może kupi hennę? Chciała iść do łazienki, ale ta znów była zajęta.
Miała dość pieniędzy i znajomości, żeby kupić sobie mieszkanie, ale nie, uparła się. To mieszkanie jest jej rodzinnym gniazdem. To ta swołocz niech się stąd wynosi, bo ona nie zamierzała. Mogła im w tym pomóc, życie z nią pod jednym dachem skutecznie obrzydzić, ale nie chciało jej się wywoływać wojny, bo nade wszystko ceniła sobie spokój.
Brakowało jej kompana w życiu codziennym, faceta, który zająłby się takimi sprawami. Nie jest dobrze człowiekowi iść samotnie przez życie. Znała swoje wady, sporo ich, i próżno szukać takiego frajera, któremu byłoby z nią po drodze. Kiedyś znalazł się jeden odważny, kamikadze. Wszystko było nieźle, nawet romantycznie, ale facet okazał się pedantem. Nastąpiło zderzenie dwóch skrajnie różniących się osobowości, a takie spotkanie nigdy nie wróży dobrze. Zuza w pewnym momencie poczuła się zagubiona we własnym mieszkaniu. Z miesiąca na miesiąc było gorzej, coraz bardziej osaczał ją tymi porządkami. Szczoteczki do zębów stały na baczność w kubku, kosmetyki na tej samej półce, zawsze po ich prawej stronie, ubrania wisiały na wieszakach w szafie posegregowane według koloru, książki w biblioteczce chronologicznie według nazwisk autorów, konewka do podlewania kwiatów stała za drzwiami w przedpokoju, popielniczka na ławie, nigdy na stole, buty równo ustawione po lewej stronie drzwi wejściowych, kubki w szafkach według wysokości, kieliszki też i tak dalej. Znosiła to cierpliwie dość długo, ale w końcu miarka się przebrała, ucho w dzbanie urwało, romantyzm prysł i wtedy palant dostał kopniaka. Może wyszło niezbyt elegancko, bo spakowała mu rzeczy i wystawiła je na korytarz. Dzwonił, dobijał się, błagał, groził, ale była na to głucha. Stała po drugiej stronie drzwi i czuła dziką radość, a każdy jego okrzyk był ambrozją dla jej duszy. Może uczucia nie było, bo miłość wszystko by zwyciężyła. Tak zakończyło się jej wspólne mieszkanie z facetem. Zaskrzypiały otwierane drzwi. No, wreszcie łazienka jest wolna.
Notatka operacyjna kapitana Mariańskiego:
Na nożu znaleziono odciski papilarne podejrzanej. Sekcja zwłok wykazała, że obydwie ofiary poniosły śmierć w wyniku ran kłutych zadanych ostrym narzędziem. Do szerokości i głębokości ran pasuje nóż znaleziony w samochodzie marki Syrena. Zwłoki kobiety zostały poćwiartowane przy pomocy nieustalonego narzędzia, przypuszczalnie siekiery lub rzeźniczego tasaka. Dokonano tego z dużą fachowością, co wskazuje na uczestnictwo w tym osób trzecich i dlatego śledztwo należy skierować na poszukiwanie tych osób. Przesłuchania póki co nie wniosły do sprawy nic nowego. Obywatelka Marta Kownacka nie przyznaje się do winy. W domku jednorodzinnym przy ulicy Słonecznej znaleziono również ślady krwi zamordowanej kobiety, ktoś próbował je usilnie usunąć. Koledzy ze Służby Bezpieczeństwa nalegają o dyskretną milicyjną obserwację adwokat Lewandowskiej oraz prokuratora Jarzębowskiego. Przypuszczalnie prowadzą swoje odrembne śledztwo. Jutro przeprowadzę rozmowę telefoniczną z Wydziałem Kryminalnym Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu w sprawie ewentualnych powiązań nieżyjącego już prokuratora Piotrowicza, ojca podejrzanej z prokuratorem Jarzębowskim. Mecenas Lewandowska obrońca obywatelki Marty Kownackiej odwiedziła Zakład Oczyszczania Miasta oraz próbowała dotrzeć do marginesu społecznego zamieszkującego nielegalnie na terenie okalającym wyżej wymienioną firmę. Przesłuchaliśmy wszystkich, z którymi się spotkała. Adwokatka próbuje za wszelką cenę potwierdzić zeznania podejrzanej, co skutkowałoby podważeniem oskarżenia. W trakcie swoich czynności dopuściła się czynu zabronionego, czyli przekupstwa świadka (kilka butelek wina).
Zuza od samego rana była bardzo podekscytowana. Tuż przed siódmą zbudził ją telefon. Dzwonił znajomy milicjant, sierżant Nowak, który kiedyś z jej ojcem chodził na ryby. To on podobno wyłowił z Wisły ostatniego jesiotra. Później rybę wypchano, a mięso wyrzucono, bo do konsumpcji się nie nadawało, tak śmierdziało ropą.
– Dzień dobry, pani mecenas. Przepraszam, że budzę, ale to ważne i nie może czekać. Tak jak pani prosiła, sprawdziłem sąsiadów Kownackich. Syn jednego z nich, tak jak i zamordowana sekretarka, ukończył Małachowiankę.
– Wielu ją kończyło, ja też i mój ojciec – zauważyła Lewandowska, z trudem powstrzymując ziewanie – i moja babka też…
– Owszem, ale chodzili do tej samej klasy, a przez kilka lat prowadzali się razem. Mało tego, termin ślubu już ustalono i nagle wszystko się rozsypało. Dlaczego? Tego nie ustaliłem.
– O kurczę! – Zuza natychmiast oprzytomniała. – Rewelacja, to może być ciekawy trop. Jak on się nazywa?
– Mirosław Wójcik. To dom po przeciwnej stronie ulicy, numer bodajże szesnaście. Nazwisko jest na skrzynce pocztowej.
– Kapitan Mariański wie o tym? Coś działa w tej sprawie? – dopytywała.
– Chyba pani żartuje – obruszył się milicjant. – On już ma winnego i nieformalnie zamknął dochodzenie. O ile wiem, to nawet tego Wójcika nie przesłuchał, a jedynie dzielnicowy przeszedł się po okolicznych domach. Jakiekolwiek wątpliwości mogłyby skomplikować sprawę, to na co mu to? Przecież pani wie, jak to działa. Statystyki wykrywalności to podstawa, a kogo skażą to sprawa drugorzędna. Kowal zawinił, a cygana powiesili.
– Dziękuję za informację i liczę na następne – odparła.
W barze СКАЧАТЬ