Nad Niemnem, tom drugi. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nad Niemnem, tom drugi - Eliza Orzeszkowa страница 12

Название: Nad Niemnem, tom drugi

Автор: Eliza Orzeszkowa

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Zrozumiesz to łatwo, kochany szwagrze, że do takiej rodziny wchodząc córka moja musi posiadać wyprawę odpowiednią przyszłemu otoczeniu i stanowisku, tak, sta-no-wisku. Tę sumkę właśnie, o którą z przykrością, z rzetelną przykrością upominam się u ciebie, przeznaczamy z żoną na jej wyprawę…

      – Tak wielką sumę na wyprawę! – nie mogąc już powściągnąć się, tubalnym swym głosem wykrzyknął Benedykt i ręce szeroko rozpostarłszy jak wryty stanął. Ale zaraz musiał naprzód postąpić ze swym gościem, który ani na sekundę swych drobnych i poskrzypujących kroków nie zwalniając uśmiechnął się i odpowiedział:

      – Nie całą, nie całą… ale połowę pewno… Cóż szwagier myśli? Srebra, futra, koronki i inne tam różne kobiece fatałaszki to są rzeczy kosztowne… bardzo kosztowne. Fortepian z Paryża sprowadzić musimy. Żona moja chce i ja się na to zgadzam, aby córka nasza miała fortepian własny, a kiedy już kupować, to coś pięknego, wykwintnego, doskonałego, tak wy-kwint-ne-go i do-sko-na-łe-go! Prawda? Szwagier sam pewno przyzna mi rację, najzupełniejszą rację.

      Czy Korczyński wszystkim koniecznym potrzebom przez szwagra wymienionym rację przyznawał – sam on tylko wiedzieć mógł o tym, ale co pewna, to że z pozoru wyglądał na osłupiałego i całkiem pognębionego człowieka. Milczał, myślał, ze spuszczoną głową długi wąs do połowy prawie w usta wpychał i zębami zawzięcie przygryzał, aż na koniec z cicha wymówił:

      – Może byście więc w tym roku na połowie tej sumy poprzestali… Kilka tysięcy mógłbym jeszcze jakimkolwiek sposobem dostać, ale kilkanaście, od razu…

      Uderzył się w czoło tak silnie, że po całym salonie rozległo się jakby klaśnięcie z bicza, a po wąskich ustach Darzeckiego przebiegło drgnienie niesmaku. Jednak tym samym zupełnie co wprzódy głosem zaczął znowu:

      – Niepodobna, kochany szwagrze, tak nie-po-do-bna! Oprócz wyprawy córki mamy inne potrzeby i wydatki, a sam przyznasz, niezawodnie to przyznasz, że czasy teraz są ciężkie, bardzo ciężkie…

      – Niech diabli wezmą takie czasy! – coraz trudniej w tonie delikatności utrzymać się mogąc wykrzyknął Benedykt, ale zaraz głos zniżając i nader uprzejmie dodał: – Szwagierek przynajmniej na ciężkie czasy wyrzekać nie możesz…

      – Kto wie? – ze sfinksowym uśmiechem i melancholijnym spojrzeniem w dal zaczął Darzecki – tak, kto wie…

      Znowu w rozmowie dwu mężczyzn ta sama, co wprzódy, zaszła przeszkoda. Trzy panienki drogę im zabiegły i na paluszkach przed nimi idąc, z oczami ku Korczyńskiemu wzniesionymi, chórem zaszczebiotały:

      – Papciu! Wujaszku, wpadłyśmy na wyborny, doskonały pomysł!

      – Śliczny pomysł! – wzbił się nad inne głos Leoni. – Niech papcio sprowadzi cztery posągi, koniecznie cztery: dwa pomiędzy oknami staną, a dwa po rogach salonu!…

      – Teraz modnie salony posągami ubierać…

      – U nas na pensji są posągi, wprawdzie gipsowe, ale to nic nie szkodzi… zawsze to bardzo zdobi salon… Mój papciu, mój złoty, proszę do naszego salonu sprowadzić cztery posągi, choć gipsowe…

      Z nowego osłupienia budząc się Benedykt krzyknął prawie:

      – Zwariowałaś, Leoniu, czy co? Ruszaj mi zaraz z drogi i rozmawiać nie przeszkadzaj!

      Znowu z tym samym połączeniem śmiechu i obrazy podlotki frunęły w inną stronę salonu i znowu Witold, którego oczy iskrzyły się pod ściągniętymi brwiami, do siostry przemówił:

      – No, poprośże jeszcze ojca, żeby ci jaki pałac królewski do Korczyna sprowadził!

      Darzecki zaś za odbiegającymi córkami patrząc, z pobłażliwym uśmiechem mówił:

      – Wesoła, swobodna, różowa młodość, wiek szczęśliwy, marzeń pełny!…

      A potem zaraz do ostatniego wyrazu przerwanej mowy swej powrócił:

      – Kto wie? Kto na pewno wiedzieć może, dla kogo los łaskawy jest lub surowy? Nie narzekam, nie narzekam; w porównaniu z innymi w interesach stoję dobrze, tak, bardzo do-brze. Jednak równowaga ich trochę w ostatnich czasach zachwiana została… trochę…

      W na wpół spuszczonych oczach Korczyńskiego przeleciał przy tych słowach gościa zjawiający się w nich czasem błysk mądrej i nieco złośliwej filuterności74, lecz zgasił go natychmiast gruby cień troski.

      – W zeszłym roku potrzebowaliśmy dom nasz powiększyć i trochę przyozdobić… żonie mojej zachciało się małej oranżerii, do której by wychodzić było można prosto z jadalnej sali… córki moje pragnęły inaczej umeblować swoje pokoiki… ja znowu popełniłem szaleństwo, tak, przyznaję to, sza-leństwo – powiozłem je wszystkie za granicę… Podróż sześciu osób kosztowała wiele, ale sprawienie im tej przyjemności było prawdziwą potrzebą mego serca, której odmówić sobie nie mogłem. Słowem, od lat kilku, to jest od czasu, kiedy starsze córki moje dorosły, wydawałem trochę za wiele, tak, za wie-le, i dlatego równowaga trochę się zachwiała…

      Wzburzeniu, które szeroką pierś jego podnosiło, folgi trochę dając, z całych sił przecież hamując się, Korczyński zauważył:

      – Ależ, kochany szwagrze, zawsze byłem zdania, że to powiększanie domu, te oranżerie i te wojaże były dla was wcale niepotrzebne!…

      O jedną czwartą tonu głos podnosząc i z widoczniejszym niż kiedy wyrazem własnej wyższości na twarzy, Darzecki odpowiedział:

      – To względne, kochany panie Benedykcie, tak, bardzo względne. Jesteśmy ludźmi cywilizowanymi, a cywilizacja stwarza w nas potrzeby, gusty, przyzwyczajenia, dążenia, tak, dą-że-nia, które są naszym życiem, których wyrzekając się gwałcimy niejako własną naturę, samą naszą duszę. Człowiek ucywilizowany rozkochany jest w pięknie, w harmonii, w rzeczach wykwintnych, wzniosłych; pragnie on także wrażeń, duchowego zasiłku, umysłowego wzrostu, których bez wytwornego otoczenia, bez podróży i tym podobnych zbytków życia posiadać nie można. Zresztą, mam córki i nikt mi tego za złe brać nie powinien, że pragnę dla nich losu najświetniejszego, tak naj-świet-niej-sze-go. Na koniec, znasz dobrze, kochany szwagrze, moje stosunki familijne. Jedna z ciotek moich wysokie zajmuje miejsce w kołach arystokratycznych… stryjeczny brat mój, powiększywszy znacznie swą fortunę, posiada dom po książęcemu prawie urządzony. Z tych dwóch źródeł płyną liczne moje znajomości i kuzynostwa. Stosunki zaś do wielu rzeczy obowiązują, niejako zmuszają. Jest to moralna presja, której poddajemy się chętnie, bo daje nam w zamian znaczną, bardzo zna-czną sumę przyjemności zupełnie wyższych. Eksplikuję się75 przed tobą, kochany szwagrze, ponieważ z przykrością, z rzetelną przykrością przychodzi mi kłopotać cię o tę sumkę… Ale znam cię, kochany szwagrze, jako człowieka honoru, serca i rozumu, więc nie wątpię, że gdy nad pozycją moją zastanowić się zechcesz, przyznasz mi rację, najzupełniejszą rację!

      Z powierzchowności sądząc nie widać było, aby Korczyński przyznawał szwagrowi najzupełniejszą rację; nic jednak o tym nie powiedział. W zamian, zniżonym i prawie pokornym głosem mówić zaczął o tym, że długu СКАЧАТЬ



<p>74</p>

filuterność – zachowanie prowokujące, zalotne. [przypis edytorski]

<p>75</p>

eksplikować się – tłumaczyć się, uniewinniać. [przypis redakcyjny]