Название: Potop
Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
Janusz Radziwiłł, książę na Birżach i Dubinkach, wojewoda wileński.”
– Okrutnie się tam pan hetman o konie dla ciebie troszczy – rzekł pan Charłamp, gdy mały rycerz skończył czytać.
– Pewnie, że o konie będzie trudno – odpowiedział pan Wołodyjowski. – Tutejszej małej szlachty siła stanie na pierwszy odgłos, ale oni jeno mierzyny żmudzkie223 mają, nie bardzo do służby zdatne. Na dobrą sprawę, trzeba by im wszystkim dać inne.
– To dobre konie, znam ja je z dawna, okrutnie wytrwałe i zwrotne.
– Ba! – rzekł pan Wołodyjowski – ale urody małej, a lud tutejszy rosły. Jak ci na takich koniach w szyku staną, to rzekłbyś: chorągiew na psach siedzi. Ot, kłopot!… Wezmę ja się gorliwie do roboty, bo i samemu mi pilno. Zostawże mnie list zapowiedni do Kmicica, jako pan hetman nakazuje, sam mu go oddam. Bardzo mu w porę przyszedł.
– A czemu?
– Bo tu tatarską modą sobie poczynał i panny w jasyr224 brał. Tyle nad nim procesów i terminów, ile ma włosów na głowie. Nie masz tygodnia, jak się z nim w szable biłem.
– E! – rzekł Charłamp – jeśliś ty się z nim w szable bił, to on teraz leży.
– Ale już się ma lepiej. Za jaki tydzień, dwa zdrów będzie. Co tam słychać de publicis225?
– Źle, po staremu… Pan podskarbi Gosiewski zawsze z naszym księciem w emulacji226, a jak hetmani niezgodni, to i sprawy ładem nie idą. Przecie trochęśmy się poprawili, i tak myślę, że byle zgody, to sobie z tym nieprzyjacielem rady damy. Bóg pozwoli, że jeszcze na ich karkach pojedziemy aż do ich państwa. Wszystkiemu winien pan podskarbi!
– A inni powiadają, że właśnie hetman wielki.
– To zdrajcy. Wojewoda witebski to tak powiada, bo oni się z dawna z panem podskarbim powąchali.
– Wojewoda witebski zacny obywatel.
– Zali i ty po sapieżyńskiej stronie przeciw Radziwiłłom stoisz?
– Ja stoję po stronie ojczyzny, po której wszyscy stać powinni. W tym to i zło, że się nawet i żołnierze na strony dzielim, zamiast bić. A że Sapieha zacny obywatel, to bym i przy samym księciu powiedział, chociaż pod nim służę.
– Próbowali ludzie godni zgodę czynić, ale to na nic! – rzekł Charłamp. – Okrutnie teraz posłańcy od króla do naszego księcia latają… Mówią, że coś się tam nowego na świecie kluje. Spodziewaliśmy się pospolitego ruszenia z królem jegomością – nie przyszło! Powiadają, że gdzie indziej może być potrzebne.
– Chyba na Ukrainę.
– Bo ja wiem? Jeno raz Brochwicz porucznik powiadał, co na własne uszy słyszał. Przyjechał od króla Tyzenhauz do naszego hetmana i coś tam, zamknąwszy się, długo ze sobą gadali, czego Brochwicz nie mógł ułowić, ale gdy wychodzili, tedy na własne uszy, powtarzam, słyszał, jak pan hetman mówił: „Z tego może być nowa wojna.” Okrutnieśmy tam wszyscy w głowę zachodzili, co to mogło znaczyć.
– Pewnie się przesłyszał! Z kimże by nowa wojna? Cesarz lepiej nam teraz życzy niż naszym nieprzyjaciołom, jako że wypada mu za politycznym227 narodem się ujmować. Ze Szwedem rozejm jeszcze nie wyszedł i do sześciu lat nie wyjdzie, a Tatarowie nam na Ukrainie pomagają, czego by bez woli Turczyna nie czynili.
– Nie mogliśmy też i my niczego dociec!
– Bo i nic nie było. Ale ja chwalę Boga, że mam nową robotę. Już mi się i tęskno czyniło za wojną.
– To ty chcesz sam list zapowiedni Kmicicowi zawieźć?
– Przeciem ci mówił, że pan hetman tak nakazuje. Wypadnie mi Kmicica odwiedzić, jako kawalerski jest zwyczaj, a mając list będę miał lepsze jeszcze zamówienie. Czy mu list oddam, to inna rzecz; namyślę się, bo to woli mojej zostawiono.
– Mnie to i na rękę, ile że mi w drogę pilno. Mam i trzecie zapowiednie pismo do pana Stankiewicza; potem do Kiejdan228 kazano mi jechać, armatę, która tam przyjdzie, odebrać; potem do Birż229, obaczyć, czy wszystko gotowe w zamku do obrony.
– I do Birż?
– Tak jest.
– To mi i dziwno. Żadnych nowych wiktoryj230 nieprzyjaciel nie otrzymał, więc mu i do Birż, na kurlandzką granicę, daleko. A że, jako widzę, nowe chorągwie stawią na nogi, więc będzie komu bronić nawet i tych krajów, które już pod moc nieprzyjacielską wpadły. Kurlandczycy przecie o wojnie z nami nie myślą. Dobrzy to żołnierze, ale ich mało, i sam tylko Radziwiłł mógłby ich jedną ręką przydusić.
– I mnie to dziwno – odpowiedział Charłamp – tym bardziej że mi także pośpiech zalecono i taką dano instrukcję, iżbym jeśli co znajdę nie w porządku, zaraz księciu Bogusławowi dawał znać, który Petersona inżyniera ma przysłać.
– Co by to mogło być?! Oby się tylko na jaką wojnę domową nie zanosiło. Niechże nas Bóg od tego strzeże! Już jak tam tylko książę Bogusław do roboty wchodzi, to diabłu będzie z tego uciecha.
– Nie mów na niego nic. To mężny pan!
– Nie neguję ja mu męstwa, ale więcej w nim Niemca czyli jakowegoś Francuza niż Polaka… I o Rzeczpospolitą zgoła nie dba, jeno o dom radziwiłłowski, żeby to go jak najwyżej wynieść, a wszystkich innych poniżyć. On to i w księciu wojewodzie wileńskim, naszym hetmanie, pychę podnieca, której mu i bez tego nie brak, i owe kłótnie z Sapiehami i Gosiewskim jego to sadzenia drzewa i frukta231.
– Wielki z ciebie, jak widzę, statysta. Powinieneś się, Michałku, co prędzej ożenić, żeby taki rozum nie przepadł.
Wołodyjowski spojrzał przeciągle na towarzysza.
– Ożenić?… Hę?
– Jużci! A może ty tu gdzie w konkury jeździsz, boś, widzę, strojny jak na paradę.
– Dałbyś spokój!
– Ej, przyznaj się…
– Każdy niech swoje arbuzy zjada, a ty o cudze nie pytaj, boś też niejednego dostał. СКАЧАТЬ
223
224
225
226
227
228
229
230
231