Название: Emancypantki
Автор: Болеслав Прус
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
„Czy ty nie rozumiesz – mówi w duchu do córki – jaka różnica istnieje między kobietą i mężczyzną? Wszak jesteście oboje podobni do siebie jak bliźnięta, a mimo to – porównaj siebie z nim: jego głos, wzrost, spojrzenie, każdy ruch… Jeżeli ty jesteś kwiatem stworzenia, on jest jego panem i władcą… A dalej – pomyśl: czym są siły kobiety wobec męskich? Ja, której podziwiają rozum i energię, ledwie mogłam was wychować i utrzymać siebie. Tymczasem mężczyzna utrzymuje siebie i żonę, wychowuje kilkoro dzieci i jeszcze prowadzi fabryki, rządzi państwami, robi wynalazki…”.
W tej chwili przed wyobraźnią pani Latter przesuwa się cień mężczyzny, na którego widok rysy jej wyrażają nienawiść… Zrywa się z fotelu, zaczyna chodzić po gabinecie i przymusza się do myślenia o czym innym.
Więc myśli, że od pewnego czasu, może od roku, dokoła niej zachodzą zmiany. Ubyła pewna liczba uczennic i pensjonarek, zmniejszyły się dochody, należało zastąpić kilku droższych nauczycieli tańszymi… Jednocześnie coraz częściej słyszy frazesy o samodzielności kobiet, jakby skierowane przeciw niej samej.
Początkowo wyraz „samodzielność” wymawiała tylko panna Howard, potem nauczycielki i damy klasowe, a dziś – powtarzają go starsze uczennice i nawet ich matki.
„Co ma znaczyć ta ich samodzielność – myśli pani Latter. – Konna jazda i malarstwo?… to przecież rzeczy stare jak świat. Walka z życiem?… ależ, mój Boże, od ilu lat ja walczę z życiem… Więc niezależność od mężczyzny?… Ach, gdyby one wiedziały, od jakiego ja się uwolniłam!… To, co one mówią, ja robię albo zrobiłam od dawna i pomimo to ja ich nie rozumiem, a one uważają mnie za przeszkodę. To samo, co ja, robi tysiące kobiet w każdym pokoleniu; przecież nawet były takie, które chodziły na wojnę! Więc dlaczego te rzeczy dziś ogłaszają się jako wynalazek, w dodatku zrobiony przez pannę Howard, która dużo mówi, ale nie zrobiła nic pozytywnego? Jest dobrą nauczycielką, i tyle…”.
– Czy nie przeszkadzam?… – odezwał się za nią słodki głos.
Pani Latter drgnęła.
– Ach, Madzia!… – rzekła – dobrze, żeś przyszła.
Panienka zwana Madzią, a przez uczennice panną Magdaleną, weszła do gabinetu w wesołym nastroju ducha. Widać to było w jej figlarnych oczach, śmiejącej się twarzy, w całej zresztą postaci, która wyglądała tak, jak gdyby z panną Madzią dopiero co tańczyły jej uczennice i jeszcze wycałowały ją na zakończenie.
Lecz spojrzawszy na panią Latter Madzia odczuła, że wesołość w tym miejscu nie jest właściwą. Zdawało się jej, że przełożona ma zmartwienie albo że się bardzo gniewa. Za co i na kogo?… Może na nią za to, że przed chwilą tańczyła z czwartoklasistkami, ona, dama klasowa!
– Chcę, Madziu, dać ci robotę. Wyręczysz mnie?… – rzekła pani Latter siadając przed biurkiem.
– Czy pani może się o to pytać? – odpowiedziała Madzia.
I zarumieniła się, przyszło jej bowiem na myśl, że taka odpowiedź może wydać się pani Latter zuchwałą.
Usiadła na brzegu kanapy i pochyliwszy głowę przypatrywała się spod oka przełożonej chcąc odgadnąć, co jej dolega. Czy ona gniewa się, czy jest zmartwiona? Z pewnością gniewa się (naturalnie na nią) za tańce na górze. Przecież tyle razy mówiono jej, że dama klasowa powinna zachować powagę właściwą swemu stanowisku. A kto wie, czy pani Latter nie gniewa się i za to, że ona całowała Zosię Piasecką i mogła zarazić całą pensję jakąś niezdecydowaną chorobą. A może o to, że wstawiała się za Zdanowską?…
– Widzisz to, Madziu – odezwała się nagle pani Latter wręczając jej paczkę papieru listowego i notatkę. – Tyle listów musisz napisać, rozumie się, jeżeli zechcesz.
– Tylko tyle?… Ja dopiero wtedy byłabym prawdziwie szczęśliwą, gdyby mi pani kazała pisać wszystkie listy – zawołała Madzia takim tonem jak żołnierz, który chce poświęcić życie za swego wodza.
– Oj, ty nieuleczalna entuzjastko!… Ale może i ty się kiedyś wyleczysz. Nawet prędzej, aniżeli myślę!… – rzekła zniżonym głosem pani Latter, a potem dodała: – Wyręczam się tobą w nudnej robocie, bo sądzę, że ci się to przyda. Czy ciągle projektujesz sobie założyć pensję?
– Ach, pani, choćby dwu… choćby jednoklasową… To moje najwyższe marzenie! – zawołała Madzia składając ręce.
Pani Latter uśmiechnęła się.
– Mam nadzieję, że zmieni się i to twoje najwyższe marzenie – mówiła. – Już pamiętam ich kilka. W szóstej klasie marzyłaś o klasztorze, w piątej myślałaś o śmierci i o tym, ażeby cię pochowano koniecznie w bladoniebieskiej trumience, a w trzeciej klasie, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, chciałaś koniecznie zostać chłopcem.
– Ach, pani… pani!… – wzdychała Madzia zasłaniając rękoma twarz zarumienioną powyżej czoła. – Ach, jaka ja jestem… ach, ze mnie nic nigdy nie będzie…
– Owszem, będzie, tylko pierwej wyrzekniesz się niejednego projektu, a przede wszystkim tej pensji.
– To, proszę pani, będzie tylko wstępna klasa…
– Coraz lepiej! – uśmiechnęła się pani Latter. – Nim jednak założysz ową wstępną klasę, napisz listy do rodziców, wujów i ciotek naszych panienek. Pisz według tego szematu: u góry – Szanowny Panie lub Szanowna Pani, a niżej: Załączając stosownie do życzenia pani (czy pana) kwit za pierwsze półrocze, mam honor przypomnieć, że do uzupełnienia rachunku należy nam się rubli… I liczbę wypiszesz wedle tej kartki.
– To oni aż tyle są winni?… – zawołała z przestrachem Madzia przeglądając notatkę.
– Winni mi dwa razy więcej – odpowiedziała pani Latter. – Tylko niektórzy zwrócą dopiero po Nowym Roku, a znajdą się i tacy, którzy nie zwrócą nigdy.
Zerwała się z fotelu i założywszy ręce na piersiach zaczęła chodzić po gabinecie.
– Oto masz pensję, o której marzysz – mówiła siląc się na spokój w głosie. – Oto są świetne dochody, za które panna Howard chce tu wprowadzać buchalterię, naukę rzemiosł, gimnastykę… Wariatka!… – syknęła pani Latter.
– A ja myślałam, że ona taka rozumna… – wtrąciła tonem zdziwienia panienka. – Ach, jak ona pięknie mówi!… Jak ona tłomaczy, że dzisiejsza kobieta jest ciężarem dla społeczeństwa i niewolnicą rodziny, że kobiety powinny pracować na równi z mężczyznami, że powinny mieć te same prawa i że całe wychowanie СКАЧАТЬ