Emancypantki. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Emancypantki - Болеслав Прус страница 5

Название: Emancypantki

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ czoło. – Boli mnie głowa, tyle dziś miałam zajęć… Więc panna Malinowska stanowczo otwiera pensję?…

      – Ona wolałaby zostać wspólniczką jakiejś znanej firmy i… ja ją namawiam, ażeby rozmówiła się z panią…

      Silny rumieniec wystąpił na twarz pani Latter. Przemknęła jej myśl, że taka spółka byłaby ratunkiem pensji albo… może – jej ostateczną ruiną?… Wspólniczka musiałaby dowiedzieć się o finansowym położeniu, miałaby prawo zapytywać o każdego rubla, którego wydaje Kazio…

      – Ja nie będę wspólniczką panny Malinowskiej – rzekła pani Latter, spuszczając oczy.

      – Szkoda! – odpowiedziała sucho nauczycielka.

      – Ale pani, panno Klaro, będzie ostrożniejsza w rozmowie z uczennicami i… ich matkami?

      Panna Howard podniosła się z kanapy.

      – Tylko ja – rzekła – odpowiadam za własną nieostrożność, a przekonań moich zapierać się nie myślę…

      – Nawet gdybym ja skutkiem tego traciła pensjonarki, które ich matka chce umieścić na pensji tańszej i bardziej postępowej?… – mówiła wolno i dobitnie pani Latter.

      – Nawet gdybym ja sama miała stracić zajęcie u pani – odpowiedziała równie dobitnie panna Howard. – Należę do osób, które ani idei, ani obowiązków społecznych nie poświęcą widokom osobistym.

      – Więc czego pani chce ostatecznie?

      – Chcę zrobić kobietę samodzielną, chcę ją wychować do walki z życiem, chcę nareszcie… uwolnić ją z zależności od mężczyzn, którymi pogardzam!… – mówiła nauczycielka, a jej blade oczy płonęły chłodnym blaskiem. – Jeżeli zaś pani sądzi, że jestem u niej zbyteczną, mogę usunąć się od Nowego Roku. Pani szkodzą czy tylko gniewają moje poglądy, a mnie męczy borykanie się z rutyną, rachowanie się z każdym słowem, walka z samą sobą…

      Ukłoniła się ceremonialnie i wyszła, stawiając dłuższe kroki niż zwykle.

      „Histeryczka!” – szepnęła do siebie pani Latter, znowu ściskając rękoma czoło.

      „Chce tu zaprowadzać buchalterię, rzemiosła, wówczas kiedy rodzice pragną, ażeby córki malowały pastelami i jak najprędzej wychodziły za mąż!… I ja dla tego rodzaju prób miałabym poświęcić moje dzieci?…” – myślała pani Latter.

      Z dalszych pokojów przez otwarte drzwi doleciała ją rozmowa:

      – Otóż założę się z panią – mówił dźwięczny głos męski – że najpóźniej od dziś za miesiąc sama pani będzie żądała, ażebym ją całował w rękę… Jesteś świadkiem, Hela… Wszystko zależy od wprawy.

      – Ale o co się zakładacie? – wtrącił głos żeński.

      – Ja nie zakładam się – odparł drugi głos żeński. – Nie dlatego, ażebym bała się przegranej, ale nie chcę wygrać…

      – Tak odpowiadają kobiety naszej epoki! – odezwał się pierwszy głos ze śmiechem.

      – Ach, dzieciństwo!… – odpowiedział mężczyzna. – To wcale nie nowa epoka, ale stare jak świat ceregiele kobiece…

      Do gabinetu weszła prześliczna para: córka i syn pani Latter. Oboje blondyni, oboje mieli czarne oczy i ciemne brwi, oboje byli podobni do siebie. Tylko w niej skupiły się wszystkie wdzięki kobiece, a w nim siła i zdrowie.

      Pani Latter z zachwytem patrzyła na nich.

      – Cóż to za zakłady? – spytała, całując córkę.

      – A to z Madzią – odpowiedziała panna Helena. – Kazio chce ją całować po rękach, a ona nie pozwala…

      – Zwykła uwertura. Dobry wieczór mateczce! – rzekł syn, witając się.

      – Tyle razy prosiłam cię, Kaziu…

      – Wiem, wiem, mateczko, ale to z rozpaczy…

      – Na tydzień przed pierwszym?…

      – Właśnie dlatego, że jeszcze tydzień! – westchnął syn.

      – Na serio już nie masz pieniędzy? – zapytała pani Latter.

      – To są zbyt poważne sprawy, ażebym mógł żartować…

      – Ach, Kaziu, Kaziu!… Ileż chcesz? – rzekła pani Latter odsuwając szufladę, w której leżały pieniądze.

      – Mateczka wie, że ja żadnemu pojedynczemu kolorowi nie daję pierwszeństwa, ale lubię biały z różowym i niebieskim. To przez miłość dla Rzeczypospolitej Francuskiej.

      – Proszę cię, nie żartuj. Będziesz miał dosyć pięć rubli?…

      – Pięć rubli, matuchno?… Na tydzień?… – mówił syn, całując jej rękę i gładząc nią sobie twarz z pieszczotą. – Przecież mateczka przeznaczyła mi sto rubli miesięcznie, a więc na tydzień…

      – Oj, Kaziu, Kaziu!… – szepnęła matka, licząc pieniądze.

      – Proszę cię, Kaziu, postaraj się, ażeby prędzej zaprowadzono emancypację kobiet. Może wówczas twoja biedna siostra dostanie choć czwartą część tego, co ty… – odezwała się panna Helena.

      Pani Latter spojrzała na nią z wymówką.

      – Chyba tak nie myślisz – rzekła. – Czy ja robię między wami jaką różnicę? Czy ciebie mniej kocham aniżeli jego?…

      – Mój Boże, alboż ja mówię coś podobnego? – odpowiedziała panienka naciągając na ramiona białą chusteczkę. – Swoją drogą panna Howard ma słuszność, że my, dziewczęta, jesteśmy pokrzywdzone wobec chłopców. Kazio na przykład, nie skończywszy jednego uniwersytetu, jedzie za granicę na drugi i posiedzi tam ze cztery lata; a ja, ażeby pojechać za granicę, musiałabym dostać suchot. To samo było w dzieciństwie, to samo będzie po wyjściu za mąż, aż do śmierci…

      Pani Latter wpatrywała się w nią pałającymi oczyma.

      – Więc i ciebie nawraca panna Howard i takie wykłada ci poglądy?…

      – Co mateczka jej słucha – odezwał się pan Kazimierz chodząc po gabinecie z rękoma w kieszeniach. – Przecież nie panna Howard namawia ją, ażeby jechała za granicę, tylko ona sama chce tego. Panna Howard, przeciwnie, tłomaczy jej, że kobiety powinny pracować na utrzymanie jak mężczyźni.

      – A jeżeli mężczyźni nie robią nic i jeszcze nie wystarcza im sto rubli na miesiąc?…

      – Helenko!… – upomniała ją matka.

      – Niechże mateczka do tego, co ona mówi, nie przywiązuje wagi! – odezwał się syn СКАЧАТЬ