Książę i żebrak. Марк Твен
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Książę i żebrak - Марк Твен страница 5

Название: Książę i żebrak

Автор: Марк Твен

Издательство: Public Domain

Жанр: Детские приключения

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ dzisiejszego nie poszło na marne i aby lud mój skorzystał z niego; gdyż wykształcenie czyni serce łagodniejszym, rodzi czułość i miłosierdzie11.

      Zapalono latarnie, deszcz począł padać, wiatr powiał silniej, noc zapowiadała się wilgotna i zimna.

      Bezdomny książę, błąkający się dziedzic tronu angielskiego, szedł coraz dalej, coraz głębiej zapuszczał się w brudne uliczki, w których żyły skupione obok siebie ubóstwo i nędza.

      Nagle jakiś wysoki, pijany drab chwycił go za ramię i rzekł:

      – Tak późno kręcisz się jeszcze po ulicy! Założę się, że znowu nie przynosisz do domu ani grosza! Jeżeli tak jest, a ja ci nie połamię każdej kosteczki na połowy, niech się nie nazywam Janem Canty!

      Książę wyrwał się, mimo woli otarł dotknięte przez włóczęgę ramię i rzekł szybko:

      – Jesteście rzeczywiście jego ojcem? Oby nieba sprawiły, by tak było – w takim razie zabierzcie jego, a mnie odprowadźcie!

      – Jego ojcem? Nie wiem, co chcesz przez to powiedzieć; ale wiem, że jestem twoim ojcem, o czym cię zaraz przekonam…

      – O, nie żartujcie, nie śmiejcie się ze mnie, nie zwlekajcie… Jestem znużony, jestem pokrwawiony, nie mogę już tego wytrzymać. Zaprowadźcie mnie do króla, mego ojca, wynagrodzi on was hojniej niż sobie możecie wyobrazić. Wierzcie mi, człowieku, wierzcie mi!… Nie kłamię, mówię czystą prawdę!… Dajcie mi rękę i pomóżcie mi! Jestem rzeczywiście księciem Walii.

      Mężczyzna zdumiony spojrzał na chłopca z góry, potrząsnął głową i rzekł po chwili:

      – Zwariował, do cna zwariował!

      Potem znowu chwycił księcia za ramię, zaklął głośno i zawołał ze śmiechem:

      – Czy zwariowałeś czy nie, to obojętne. Ja i babka Canty potrafimy cię już wymaglować, jakem mężczyzna!

      Z takimi słowami pociągnął za sobą zrozpaczonego i broniącego się księcia i znikł z nim w jakimś brudnym dziedzińcu, odprowadzony przez ubawioną i rozkrzyczaną chmarę robactwa ludzkiego.

      Rozdział V. Tomek w roli dostojnika

      Gdy Tomek Canty pozostał sam w pokoju księcia, skorzystał z tej sposobności. Stanął przed wielkim zwierciadłem, obracając się to w tę, to w ową stronę i podziwiając swój piękny strój; potem począł się przechadzać po komnacie, naśladując wytworne ruchy księcia i obserwował w lustrze, jak przy tym wyglądał.

      Następnie wyciągnął piękną szpadę, ukłonił się, ucałował klingę i przycisnął ją do piersi – zupełnie tak samo, jak czynił przed pięciu czy sześciu tygodniami pewien rycerz, którego Tomek widział, gdy składał honory wojskowe przed naczelnikiem więzienia Tower, oddając mu dostojnych lordów Norfolka i Surreya jako więźniów.

      Tomek bawił się wysadzanym klejnotami sztyletem, który wisiał mu u boku; oglądał rzadkie i cenne ornamentacje sali; siadał na próbę to na jednym, to na drugim wygodnym fotelu i myślał o tym, jaki by się czuł dumny, gdyby jego towarzysze zabaw z Offal Court mogli go podziwiać w tym przepychu.

      Zastanawiał się, czy uwierzą mu oni, gdy po powrocie do domu opowie im tę cudowną przygodę, czy też będą potrząsać niedowierzająco głowami i twierdzić, że to wybujała wyobraźnia pozbawiła go wreszcie rozumu.

      Gdy minęło pół godziny, przyszło mu na myśl, że księcia jakoś zbyt długo nie ma; uczuł się teraz dziwnie samotny. Począł nadsłuchiwać, czy książę nie wraca, i z tęsknotą wyczekiwał tej chwili. Nie nęciła go już zabawa pięknymi przedmiotami; uczuł się nieswojo, ogarnął go niepokój i trwoga.

      A co by się stało, gdyby ktoś nadszedł i ujrzał go w szatach księcia, zaś księcia nie byłoby, aby wyjaśnić powód tego przebrania? Może powieszą go od razu, a potem dopiero zbadają całą sprawę? Słyszał, że możni bardzo skorzy byli do karania.

      Niepokój jego rósł coraz bardziej i bardziej, drżąc otworzył drzwi do pokoju, postanawiając uciec, odszukać księcia, poprosić go o obronę i uwolnienie.

      Sześciu strojnych służących i dwóch młodych paziów z wysokich rodzin, ubranych barwnie jak motyle, zerwało się, składając mu głęboki ukłon. Tomek cofnął się szybko i zamknął drzwi. Pomyślał:

      – Ach, oni sobie pewnie ze mnie drwią! Pójdą mnie teraz oskarżyć. Ach! po cóż tu przyszedłem, aby to życiem przypłacić?

      Pełen trwogi chodził tam i z powrotem po komnacie, wzdrygając się z przerażeniem za lada szelestem.

      Nagle otwarto drzwi i lśniący od jedwabiów paź zameldował:

      – Lady Joanna Gray.

      Drzwi zamknęły się i urocza, strojnie ubrana młoda dziewczyna podbiegła do Tomka. Nagle jednak zatrzymała się i zapytała przerażona:

      – Ach, co się waszej wysokości stało?

      Głos odmówił Tomkowi posłuszeństwa, zebrał się jednak na odwagę i wyjąkał:

      – Ach, zmiłuj się nade mną, pani! Nie jestem przecież księciem, tylko biednym Tomkiem Canty z Offal Court. Błagam, zaprowadź mnie do księcia, który ulituje się nade mną, zwróci mi moje łachmany i pozwoli odejść spokojnie. O, zmiłuj się i ratuj mnie!

      Przy tych słowach chłopiec padł na kolana, zaś wzniesione oczy i ręce bardziej jeszcze były wymowne niż jego słowa.

      Dziewczyna patrzyła na niego skamieniała z przerażenia. Potem zawołała:

      – O książę, ty na kolanach? I to przede mną!

      Potem wybiegła przerażona z sali; Tomek padł z rozpaczą na podłogę i mruknął:

      – Nic nie pomoże, nie ma już nadziei. Teraz przyjdą i pochwycą mnie.

      Kiedy tak leżał oszołomiony z trwogi, przerażająca wieść rozniosła się po pałacu. Szeptano ją sobie – gdyż tu szeptało się tylko – ale wieść szła od sługi do sługi, od dworzan do dam dworu, przez długie korytarze, z piętra na piętro, z sali do sali:

      – Książę wpadł w obłęd! Książę wpadł w obłęd!

      Wkrótce w każdej sali, w każdej komnacie marmurowej stały grupy bogato ubranych dostojników i dam dworu albo też niższych dworzan rozprawiających z zapałem stłumionym głosem, a na wszystkich twarzach malowało się przerażenie.

      Nagle zjawił się wysoki urzędnik dworski, który idąc od grupy do grupy, oznajmiał uroczyście:

      – W IMIENIU KRÓLA! Pod karą śmierci zabrania się dawać wiarę fałszywej i nierozumnej pogłosce albo mówić o niej, albo rozgłaszać ją dalej. W imieniu króla!

      Szepty umilkły natychmiast, jak gdyby szepczący zapomnieli naraz użytku mowy.

      Wkrótce potem zauważono ogólne podniecenie na korytarzach.

СКАЧАТЬ



<p>11</p>

każę im dawać nie tylko jedzenie i schronienie, ale i naukę… – Przytułek Chrystusa nie był zapewne początkowo zakładem naukowym, lecz miał na celu jedynie dawać bezdomnym dzieciom schronienie, pożywienie, ubranie itp. [Timbs, Osobliwości Londynu]. [przypis autorski]