Macocha, tom trzeci. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macocha, tom trzeci - Józef Ignacy Kraszewski страница 9

Название: Macocha, tom trzeci

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ brać na pytki, – a no pozostali tylko dzieci i zgrzybiali starce…

      Popędził na probostwo do kanonika. Ten już o wszystkiem wiedział i w oczy się komisarzowi śmiał.

      – Musiało tak być, rzekł, do tego szło… waćpaństwoście winni sami.

      Komisarz włosy niemal byłby sobie z głowy rwał, gdyby je miał – ale ich niewiele zostało i to tylko za uszami. Targał za to wąsy i klął siarczyście. W ogóle jednak niewiele to pomagać zwykło.

      Ks. Żagiel sfukał go jeszcze za obojętność dla sprawy religji, i powiedział, że sam świadczyć gotów, jak tu się owo scrutinium odbywało niedbale. Z odrobiną pachołków, których przy sobie miał komisarz, nic poradzić nie mógł. Arona chciał kazać uwięzić, ale ten wczoraj o południu spokojniuteńko sobie wyruszył na jarmark do Berdyczowa.

      Gdy wieść o zniknięciu Dobka doszła do zamku, jejmość plasnęła w ręce i krzyknęła tylko.

      – A! ja nieszczęśliwa! teraześmy wszyscy zginęli…

      Posłała po rotmistrza, a ten leżał chory po winie kurował się wódką z pieprzem, ale i to tak dzielne lekarstwo nic nie pomagało – nie mógł nawet przyjść na zawołanie. Pobiegła do niego…

      – Wiesz co się stało! zawołała od progu.

      – A no, wiem! wiem… Dobek fugas chrustas wykonał… bardzo zręcznie, nigdybym się tego po nim był nie spodziewał… teraz trzeba pono i nam się ztąd wynosić…

      – Któż temu winien! krzyknęła Dobkowa, kto? wy! opoje! bibuły przeklęte! Dał wam Aron dyweldreku w winie i piliście go aż wam rozum odebrało, a oni tymczasem sobie spokojnie w drogę się pakowali.

      – Moja Sabciu, odparł rotmistrz, bądźże sprawiedliwa. Jam nie sprawiał lusztyku, tylko Żółtuchowski, a gdzie inni piją, żeby znowu nie pić… to nadludzka rzecz!… Cóż asindźka chciałaś! żebym ja sobie dał lać za kołnierz… i żebym innym despekt czynił, a sobie mortyfikację?… Wino było dobre, ale w niego spirytusu namieszali, może być, nie co innego, tylko jakiegoś spirytusu… Że Aron antałek ten dał umyśnie, aby nas popoić… może być, trzeba go okuć.

      – Nie ma go dawno… I Wal z więzienia wykradziony.

      – Ej! ej! i papiery zginęły, i Wal zniknął! rzekł Poręba; casus fatalis! Jedź jejmość zawczasu do Smołochowa, a i ja się zapakuję, nie mamy tu co dłużej popasać.

      Mężniejsza od Poręby pani Dobkowa, poradziła sobie inaczej; wszystek ten sprzęt, jaki jej w nieopieczętowanem mieszkaniu Laury pozostawiono, kazała nawszelki wypadek wywieźć do Smołochowa. Oprócz tego co tylko się gdzie kosztowniejszego znalazło, zabrała tak dalece, że z sypialni dawnej Lorki, gdzie ściany były obite materją jedwabną, i tę z ram wykroić kazała.

      Rabunek ten poddał myśl rotmistrzowi pochodzenia po zamku, czyby się też i jemu co nie udało na rachunek jejmości zdobyć. Jakoż gdzie pieczęci nie było, a sprzęt lepszy stał, odesłano go zaraz.

      Dobkowa zaś sama nie chciała się ruszyć, trwając w miejscu do ostatka, i rotmistrza nie puszczała.

      Komissja prześledziwszy lochy, groby, mury, naświdrowawszy dziur, nakopawszy dołów, narozbijawszy ścian, zabierała się opuścić Borowce, które jednak sekwestrem obłożone i w administrację skarbową oddane być miały. Dobkowa postarała się, aby ta jej powierzona była. Jakim sposobem do tego dojść potrafiła po kilkakrotnem widzeniu się z Żółtuchowskim, nawet rotmistrz nie wiedział i mocno się temu dziwował.

      Gdy mu się z tem przyszła pochwalić Dobkowa z radością wielką, Poręba rzekł połowę przysłowia tylko:

      – Nie miała baba kłopotu… kupiła sobie Borowce.

      Miłośnik świętego pokoju i wczasu, rotmistrz nie miał tego ducha przedsiębierczego, który chwilami panią Dobkową ożywiał. Dziwił się nieraz jej determinacji. Otrzymanie administracji dóbr natchnęło ją męztwem nadzwyczajnem i przywróciło postradaną ruchawość gorączkową. Nie mogąc do niczego użyć rotmistrza z gitarą, posłała po Będziewicza, po ludzi do Smołochowa, ekonoma ze swojej ręki ustanowiła, objęła magazyny, słowem zaczęła się rządzić, wedle wyrażenia Poręby, jak szara gęś. Ludzie dworscy, dawniejsza służba w większej części pochowała się, rozbiegła i na nic nie była przydatna; pani Dobkowa Przepiórkę naznaczywszy niby marszałkiem, postarała się o nowych ludzi.

      W całej tej czynności nikt jej na pozór nie przeszkadzał, lecz jak dawniej tak teraz opór bierny spotykała wszędzie. Słuchano, gdy musiano, lecz rozkazy się nie spełniały lub opornie i opieszale.

      Na samym zamku komissja pozdejmowała pieczęci, tu więc mogła jejmość królować jak się podobało. Rotmistrz kilku ludzi wziąwszy, bo się obawiał przypadku, poszedł się jeszcze raz skarbowi przypatrzyć…

      Niezmiernie mu żal było uronionych summ neapolitańskich, a że je ztąd uniesiono znalazł później śledząc najwyraźniejsze poszlaki. W kątku nawet pod piaskiem zgubionego dukata węgierskiego odkrył. Macając cegły po ścianach, bo pamiętał, że pod jedną z nich były klucze ukryte, dopytał się nawet do pustej kryjówki w murze, gdzie było kilka worków, sznurków i kilka kartek z cyframi, ile dukatów zawierały…

      Dalsze pukania i roboty do niczego nie doprowadziły, oprócz srogiego serca ucisku.

      Tak wcale niespodzianie Sabina choć w części osiągnęła upragniony cel, stając się panią Borowiec, a obiecując sobie wszelkiemi środkami przy nich się utrzymać. Miała nadzieję i grosza jeszcze sporo pochwycić za przygotowany materjał leśny, potasze, klepkę, smołę i bale, które na wodę iść miały, lecz Żydzi złożyli się formalnemi przy świadkach wydanemi kwitami, iż wszystko to było ich własnością od dawna zapłaconą. Zabiegli też zawczasu w urzędzie, iż na to sekwestru nie nałożono.

      Rotmistrzowi powoli dobra myśl wróciła; inaczej się teraz na obrót rzeczy zapatrywał, rozumiejąc, iż Dobek o arjanizm obwiniony powrócić nie będzie śmiał nigdy, a jejmość powoli kaduka na dobre otrzyma.

      – Żeby zkąd sepulturę jeszcze tego starego wydostać, mógłbym się już z nią ożenić, dodawał po cichu; nie mam nic lepszego pono na widoku.

      Objąwszy zarząd piwnicy, jako tako opatrzonej, wybrawszy sobie pokoje Laury na mieszkanie, rotmistrz był dosyć z losu zadowolony. Będziewiczowi powierzono gospodarstwo.

      Znając powolność, z jaką naówczas sprawy wszelkie się odbywały, mogła pani Dobkowa rachować na to, że będzie mogła w Warszawie, korzystając z przewłoki, wyrobić owego kaduka. Zbierała więc tylko potrzebny zapas, ażeby w podróż się puścić.

      III

      Wiadomość o położeniu ojca, którą Honory przywiózł Laurze do Warszawy, przeraziła ją z razu – ale w tejże chwili postanowiła natychmiast lecieć mu pomódz do Borowiec… Rachowała na to, że tam ją kochali wszyscy, że podadzą jej rękę chętnie, aby p. Salomona wyrwać bodaj siłą z więzienia. Zdawało jej się to najpierwszą do wykonania, najpilniejszą rzeczą, aby mu oszczędzić cierpienia… potem, gotowa była w Warszawie poruszyć wszystkich znajomych i nieznajomych, trafić do króla, zaofiarować się sama… byle ojca wyzwolić… СКАЧАТЬ