Macocha, tom trzeci. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Macocha, tom trzeci - Józef Ignacy Kraszewski страница 10

Название: Macocha, tom trzeci

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ wieczoru. Późno już, namyśliwszy się zrzucić strój męzki, ubrana czarno jak zawsze, podała rękę Honoremu i razem pojechali do pani Wiskiej.

      Nieszczęśliwym czy też pomyślnym trafem, w przedpokoju na zapytanie czy jest sama, odpowiedziano im, że ma u siebie osób kilka, a między innemi i hr. Artura. Laura ani mówić przy obcych, ani czekać ażby się rozeszli nie mogła – wyjazd naglił; posłała więc kamerdynera, prosząc kasztelanowej o kwadrans rozmowy na osobności. W chwilę potem grzeczny Francuz wprowadził ich do małego pokoiku przy sypialni pani… któremu mieli się czas przypatrzyć. Było to caceczko, pałac pamiątek świeckich i świętych, dosyć dziwnie zmieszanych z sobą, jak w rozmowie kasztelanowej mieszały się wciąż sacra cum profanis, bez złej woli – ot tak – przez wrodzoną jej żywość i poplątanie tego czem była dawniej, z tem, czem świat ją uczynił. Obrazki religijne i miniatury dobrych przyjaciół, relikwie z Rzymu i zeschłe kwiaty – rozstania pamiątki (adieu! à jamais!) – modlitewki z błogosławieństwy i wiersze miłosne stały obok siebie w ramkach… na książce od nabożeństwa leżała Heloiza…

      Kasztelanowa uwolniwszy się od rozmowy, wtoczyła się zadyszana, oglądając ciekawie, poznała Laurę, a oczyma mierzyła Honorego, którego jej ona zaprezentowała…

      – Brat mój stryjeczny, rzekła, mam honor przedstawić go pani i razem z nim ją pożegnać… Zabiera mnie z sobą, jechać musimy natychmiast, nie chciałam jednak uciec ztąd nie ucałowawszy rączek pani… Wiele w tem egoizmu, bo się muszę jej łasce polecić i prosić zawczasu o protekcję.

      – A i cóż się wam stało… moja piękna, czy – mój piękny! odezwała się śmiejąc kasztelanowa…

      – Nie piękna, ale wielce jej wdzięczna za dobroć, za niezasłużone dowody życzliwości, nieszczęśliwa kobieta, przychodzę z prośbą!… Dowiesz się pani o smutnych naszych tajemnicach – a jestem pewna – dopomożesz!

      – O! jeśli to tylko w mej mocy! ściskając jej ręce, rzekła gospodyni.

      – Zaopiekuj się mną pani! przerwało jej dziewczę; wszakże niedarmo Opatrzność mnie rzuciła na drogę… pod nogi tobie, musisz podnieść!

      – A! podniosę, utulę i zrobię co chcesz… jeśli mogę… ale o co idzie? siadajcie! może… poczęła pani Wiska. Moi goście, choćby się trochę zniknięciu memu dziwowali – niech poczekają.. Artur mnie zastąpi… Słucham.

      Laura westchnęła i poczęła z cicha:

      – Zda się pani ta cała historja dziwną jak moje postępowanie, ale ja skazana jestem na losu dziwactwa. Rodzina nasza należała do tych, które niegdyś przyjęły – nazwiej to pani jak chcesz – czy… czystą wiarą Chrystusa, czy błędy arjańskiemi… Arjanie byliśmy… a może jeszcze jesteśmy trochę… W godzinie prześladowania ojcowie nie mieli odwagi jak inni wynieść się z kraju… woleli ukryć swe przekonania, taić się z niemi i wyznanie swe w sercu dla przekazania dzieciom przechować. Nazwiej to pani słabością – ja uniewinniać nie będę – tak było… Dawne to dzieje, zapomniane dzisiaj, pleśnią okryte… Wszyscy o arjanach zapomnieli; my w kątku… zachowaliśmy cześć dla wyznania dziadów – nikt nas o to ani obwiniać, ani sięgłębi serca mógł domyślać… Wiara nasza jeśli szkodziła komu, to tylko nam samym.

      – Arjanie? arjanie? ale proszęż cię, przerwała kasztelanowa, coś ja o nich słyszałam… a doprawdy nie wiem dla czego arjan prześladowano!

      – Może dla tego, cicho szepnęła Laura, że chcieli iść własną drogą, nie idąc ślepo z drugimi; może dla tego, że z nauki Chrystusa brali miłość – moralność jej, ofiarność, a zaniedbywali obrządków… ja nie wiem… dość, że arjan jako niebezpiecznych kacerzy wygnano, a kogoby z nich odkryto… zagrożono karami najsroższemi…

      Ojciec mój i ja – jesteśmy ostatni z rodziny, skrycie naukę tę przechowującej… Niktby nie wiedział o tem i nie ścigał nas… bośmy nie sprzeciwiali się zewnętrznym cechom katolickiego kościoła, w sercu chowając naukę – gdy nieszczęście chciało, by w dom nasz weszła zła kobieta, macocha – ta, od której ja uciekać musiałam… Jej to sprawa; ojca mojego uwięziono, zagrożono mu sądem i karą, jaka dotąd arjan z prawa dotyka…

      – Ale moja droga, przerwała uśmiechając się kasztelanowa, to coś niepojętego! Mnie się zdaje, że dziś, gdy ateizm głośno się przyznaje a nikt mu nic nie mówi, gdy teizm jest w modzie, jakieś tam smażone kacerstwo nie podobna by karane było! Dziś! za panowania naszego króla!

      – Tak pani, pod jego bokiem, w stolicy, byłoby to może niepodobieństwem, zawołała Laura; na prowincji i pojęcia są inne… i duchowieństwo wpływ ma większy… Nie wiem, tak mi się to zdaje, lecz faktem jest, że jakieś prawo istnieje… że ojca obwiniono… że przetrzęsiono dom szukając dowodów winy, że nieznaleziono nic, oprócz książek naszych… że go uwięziono…

      – Uwięziono!

      – Ja jadę natychmiast, dodała Laura, wykradnę go, odbiję, ukryję w miejscu bezpiecznem, – ale któż się mną i sprawą zaopiekuje tu – u króla, u trybunałów, u duchownych? Ja liczę na panią kasztelanową…

      Gospodyni zmieszała się trochę, snadź jej to nie było tam miłe, jak się spodziewała Laura; pośpieszyła jednak odpowiedzieć grzecznie:

      – Zrobię co tylko będę umiała i mogła, choć doprawdy nie mieści mi się to w głowie!… Czyżby to groźnem być mogło?

      – Wszystko się staje groźnem, gdy się u nas nie ma opieki… rzekła Laura; ja czepiam się pani i nie puszczam!

      Pani Wiska wstała.

      – Bądźże tylko spokojna, rzekła żegnając zakłopotana. Zdaje mi się, że twa gorąca imaginacja tworzy ci niepotrzebne postrachy…

      – Ale ojca uwięziono!

      – A! to go uwolnić muszą!

      To mówiąc pokłoniła się kasztelanowa, tłómacząc, że musiała pośpieszać do gości. Honory i Laura już wychodzić mieli, gdy w progu ukazał się siostrzeniec hr. Artur, a zobaczywszy Laurę, prawie gwałtem przebił się przeze drzwi….

      – Pani nie wejdziesz do salonu? zapytał, spoglądając na Honorego i na nią.

      – Nie mogę, panie hrabio, ja i mój brat (wskazała chorążyca), wyjeżdżamy na wieś… Przybyliśmy pożegnać tylko panią kasztelanową… a ponieważ szczęśliwym trafem pana tu widzę, dodała chwytając go za rękę i wlepiając w niego śmiało niebieskie swe oczy, pozwól panie hrabio, bym się twej poleciła pamięci. Jestem w położeniu przykrem, z którego tłómaczyć się nie mogę; jestem zagrożona boleścią tem większą, że nie mnie, ale najdroższego mi ojca dotyka; będę potrzebowała protekcji, pomocy, opieki, – nie odmówisz mi jej pan!

      – Nie pytając o co idzie, gorąco odparł hrabia, nie chcąc nawet wiedzieć o tem… oświadczam się cały, corps et âme na usługi pani!

      – Pamiętaj hrabio – i jeśli się do tego słowa odwołam… powtórzyła Laura.

      – Dotrzymam go święcie! żywo rzekł hrabia, mimo znaków, jakie mu bojaźliwa dawała kasztelanowa.

      – Rachuję СКАЧАТЬ