Potop, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Potop, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 3

Название: Potop, tom drugi

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ co mu czynić przystoi, i wahał się. Z jednej strony przychodziła mu ochota, korzystając z nieobecności mieszkańców chaty, brać konie jak swoje i z rabunkiem umykać. Łup był cenny i konie bardzo przypadły do serca staremu żołnierzowi, ale po chwili zwalczył pokusę. Wziąć łatwo, jeno co dalej czynić? Bagna naokoło, jedno wyjście – jak do niego trafić? Przypadek raz posłużył, ale może nie posłużyć drugi raz. Iść śladem kopyt na nic, boć pewnie mieszkańcy mieli tyle rozumu, że poczynili umyślnie śladowe drogi fałszywe i zdradne, wiodące wprost do topieli. Soroka znał dobrze proceder ludzi, którzy konie kradną lub łupem biorą.

      Myślał więc i rozważał, nagle uderzył się pięścią w głowę:

      – Kiep ze mnie! – mruknął – toż wezmę chłopa na postronek i każę się wyprowadzić na gościniec.

      Nagle wstrząsnął się, wymówiwszy ostatni wyraz.

      – Na gościniec? A tam ten książę i pogoń…

      „Piętnaście koni trzeba stracić! – rzekł sobie w duchu stary wyga z takim żalem, jakby te konie od małego wyhodował. – Nie może być inaczej, tylko skończyło się nasze szczęście. Trzeba siedzieć w chacie, póki pan Kmicic nie wyzdrowieje, siedzieć z wolą mieszkańców albo bez woli, a co potem będzie, to już pułkownika głowa.”

      Tak rozmyślając, wrócił do chaty. Czujni żołnierze stali przy drzwiach i choć widzieli z dala latarkę migocącą w ciemności, tęż samą, z którą Soroka i smolarz wyszli, przecie kazali im się opowiedzieć, kto są, zanim puścili ich do chaty. Soroka dał ordynans10, by strażujący zmienili się o północku, sam zaś rzucił się na tapczan obok Kmicica.

      W chacie uczyniło się cicho, jeno świerszcze rozpoczęły zwykłą muzykę, w przyległej komórce myszy chrobotały w nagromadzonych tam rupieciach, od czasu do czasu zaś chory budził się i marzył widocznie gorączkowo, bo do uszu Soroki dolatywały bezładne jego słowa:

      – Miłościwy królu, odpuść… Tamci zdrajcy… Wszystkie ich sekreta powiem… Rzeczpospolita sukno czerwone… Dobrze, mam cię, mości książę… Trzymaj!… Miłościwy królu!… Tędy, bo tam zdrada!

      Soroka podnosił się na tapczanie i słuchał, lecz chory, zakrzyknąwszy raz i drugi, zasypiał, a potem znów budził się i wołał:

      – Oleńka! Oleńka, nie gniewaj się!…

      Dopiero koło północy uspokoił się zupełnie i zasnął na dobre. Soroka też począł drzemać, ale wnet zbudziło go ciche pukanie do drzwi chaty.

      Czujny żołnierz otworzył oczy natychmiast i zerwawszy się na równe nogi, wyszedł z chaty.

      – A co tam?

      – Panie wachmistrzu, smolarz uciekł.

      – Do stu diabłów! wnet on nam tu zbójów naprowadzi. A kto jego pilnował?

      – Biłous.

      – Poszedłem z nim konie nasze poić – rzekł, tłumacząc się, Biłous. – Kazałem mu wiadro ciągnąć, a sam szkapy trzymałem…

      – I co? w studnię skoczył?

      – Nie, panie wachmistrzu, jeno między pnie, co ich wedle studni siła leży naciętych, i w karczowe doły. Puściłem konie, bo choćby się rozbiegły, to tu są drugie, i skoczyłem za nim, alem w pierwszym dole utknął. Noc, ciemno, jucha miejsce zna, tak i pomknął… Żeby go mór trafił!

      – Naprowadzi on nam tu diabłów, naprowadzi… Żeby go pioruny zatrzasły!…

      Wachmistrz uciął, a po chwili rzekł:

      – Nie będziemy się kładli, trzeba czuwać do rana: lada chwila kupa nadejść może.

      I dając przykład innym, sam zasiadł na progu chaty z muszkietem w ręku, żołnierze zaś siedli koło niego, gwarząc między sobą z cicha, to podśpiewując półgłosem, to nasłuchując, czy wśród nocnych odgłosów boru nie dojdzie ich tętent i parskanie zbliżających się koni.

      Noc była pogodna i księżycowa, ale hałaśliwa. W głębinach leśnych wrzało życie. Była to pora bekowiska11, więc puszcza brzmiała naokół groźnymi rykami jeleni. Odgłosy owe, krótkie, chrapliwe, pełne gniewu i zaciekłości, rozlegały się naokoło, we wszystkich częściach lasu, w głębiach i bliżej, czasem tuż, tuż, jakby o sto kroków za chatą.

      – Jeśli oni nadejdą, to też będą porykiwać, by nas zmylić – rzekł Biłous.

      – E! tej nocy nie nadejdą. Nim chłop do nich zdąży, to i dzień będzie! – odrzekł inny żołnierz.

      – Po dniu, panie wachmistrzu, zdałoby się chatę przetrząść i pod ścianami pokopać, bo jeśli zbóje tu mieszkają, to i skarby muszą być.

      – Najlepsze skarby w onej stajni – odparł Soroka, wskazując ręką na szopę.

      – A pobierzem?

      – Głupiście! tu wyjścia nie ma, jeno bagna wkoło.

      – A przecieśmy przyjechali.

      – Bóg nas przeprowadził. Żywa dusza tu nie przyjdzie ani nie wyjdzie, jeśli drogi nie zna.

      – Po dniu znajdziem.

      – Nie znajdziem, bo umyślnie nakluczono i ślady są mylne. Nie trzeba było chłopa puszczać.

      – Wiadomo, że gościniec o dzień drogi – rzekł Biłous – i w tamtej stronie…

      Tu wskazał palcem na wschodnią część lasu.

      – Będziem jechać, póki nie przejedziem – ot co!

      – To myślisz, żeś już pan, jak będziesz na trakcie? Lepsza ci tu kula rozbójnika niż tam stryczek.

      – Jak to, ojcze? – rzekł Biłous.

      – Bo tam już pewno nas szukają.

      – Kto, ojcze?

      – Książę.

      Tu Soroka umilkł nagle, a za nim umilkli i inni, jakby zdjęci przestrachem.

      – Oj! – rzekł wreszcie Biłous. – Tu źle i tam źle; kruty ne werty12!

      – Nagnali nas jak siromachów13 w sieci; tu zbóje, a tam książę! – rzekł inny żołnierz.

      – Niech ich tam piorun zapali! Wolę mieć sprawę ze zbójem niż z charakternikiem14 – odpowiedział Biłous – bo że ten książę niesamowity, to niesamowity. Zawratyński to przecie z niedźwiedziem wpół się brał, a on mu szablę wydarł jako dziecku. Nie może inaczej być, tylko go zaczarował, bo i to jeszcze widziałem, że jak się potem na Witkowskiego rzucił, to w oczach urósł СКАЧАТЬ



<p>10</p>

ordynans (z łac.) – rozkaz. [przypis edytorski]

<p>11</p>

bekowisko – rykowisko, pora godowa, kiedy jelenie walczą o samice. [przypis edytorski]

<p>12</p>

kruty ne werty (z ukr.) – dosł. kręć nie wierć; jak się nie obrócić. [przypis edytorski]

<p>13</p>

siromacha (z daw. ukr.) – wilk. [przypis edytorski]

<p>14</p>

charakternik (z ukr.) – czarownik. [przypis edytorski]