Gargantua i Pantagruel. Rabelais François
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gargantua i Pantagruel - Rabelais François страница 16

Название: Gargantua i Pantagruel

Автор: Rabelais François

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Gargantua – po długich i pilnych badaniach sposób obcierania sobie zadka najbardziej królewski, najbardziej pański, najwyborniejszy, najdokładniejszy, jaki kiedykolwiek widziano.

      – Jakiż to? – rzekł Tęgospust.

      – Wraz134 go wam opowiem – odparł Gargantua.

      Podtarłem się raz aksamitną maseczką jednej panienki i spodobało mi się: miętkość bowiem jedwabiu sprawiała mi w stolcu bardzo lube łaskotanie.

      Drugi raz czapeczką tejże panny i takoż było dobrze.

      Innym razem chusteczką na szyję; kiedy indziej klapkami na uszy z karmazynowego atłasu, ale były naszywane jakimiś zas…nymi wyzłacanymi kulkami, które mi podrapały cały zadek. Niechże ogień świętego Antoniego135 sparzy kiszkę stolcową złotnika, który je uczynił, i panny, która je nosiła!

      To cierpienie mi przeszło, gdym się podtarł czapeczką pazia nadobnie ubraną piórami wedle szwajcarskiej mody.

      Następnie wyfajdawszy się za krzakiem, znalazłem tęgiego kocura i nim się podtarłem, ale mi rozorał pazurami całe krocze.

      Z czego uleczyłem się na drugi dzień, podcierając się rękawiczkami matki, pięknie woniejącymi piżmem.

      Później podcierałem się szałwią, koperkiem, anyżkiem, majerankiem, różami, liśćmi łopuchu, kapusty, buraka, winnej latorośli, topolówki, werweny, sałatą i szpinakiem. Wszystko to zrobiło mi bardzo dobrze na żołądek; dalej szczyrem, rdestem, pokrzywą, żywokostem; ale dostałem od tego lombardzkiego liszaja: który wyleczyłem, podcierając się własnym saczkiem od pludrów.

      Później podcierałem się prześcieradłem, kołdrą, firankami, poduszką, dywanem, obrusem, serwetą, chustką do nosa, muślinem. W czym wszystkim znalazłem ot, tyleż przyjemności, co świerzbowaty, kiedy go skrobią zgrzebłem.

      – Dobrze, ale – rzekł Tęgospust – powiedz, jaka podcierka zdała ci się najgodniejsza?

      – Jużeśmy byli niedaleko – odparł Gargantua – i za chwilę dojdziemy do konkluzji. Podcierałem się sianem, słomą, kłakami, wełną, papierem, ale

      Zła to praca i próżny wysiłek

      Chcieć papierem czysto utrzeć tyłek.

      – A to co – rzekł Tęgospust – mój chwościku, czyś zaglądał do dzbanka, że już wierszami gadasz?

      – A tak, mój królu – odparł Gargantua – gadam i składam wiersze nie pierwsze.

      Posłuchajcież, panie, co powiada nasz wychód do swych gości:

      Ktoś

      Jest

      Zacz,

      Coś

      Wszedł

      W s…acz,

      Złożyć swe Wielmożne Łajno,

      Słuchaj no:

      Niech zginie

      W tejże godzinie,

      Niech tego zdusi powietrze,

      Kto swego zadka,

      Czysto, do gładka,

      W czas nie podetrze.

      – Chcecie jeszcze, panie ojcze?

      – A juści, synalku – odparł Tęgospust.

      – Ano, to jazda – rzekł Gargantua:

Rondo

      S…jąc sobie w ciepłe rano,

      Dziurę w zadku powąchałem:

      Cuchło bardziej, niż myślałem,

      I jakoś dziwnie za…ano;

      I wraz w myślach mych wołałem

      Moją donnę ubóstwianą,

      S…ąc.

      Zaraz bym jej sercem całym

      Zatkał jedną dziurkę, ano.

      Ona by znów palcem białym

      Mą podtarła ufajdaną,

      S…ąc.

      Owo, powiedzcież teraz, czym stracił czas na próżno. Ale, jak mi g…no miłe, co tych to sam nie złożyłem, jeno słysząc, jak je recytowała jedna stara pani, którą widzisz oto, zachowałem je w ładownicy mej pamięci.

      – Wróćmy – rzekł Tęgospust – do przedmiotu.

      – Jakiego – rzekł Gargantua – s…nia?

      – Nie – odparł Tęgospust – podcierania zadka.

      – Dobrze – rzekł Gargantua – ale czy postawicie mi baryłkę bretońskiego, jeśli was w kozi róg zapędzę w tej materii?

      – Chętnie – odparł Tęgospust.

      – Nie ma – rzekł Gargantua – potrzeby ucierania zadka, chyba że jest zapaskudzony. Zapaskudzony być nie może, chyba że się bejało: wprzód zatem przystoi bejać, a potem podcierać zadek.

      – Hoho! – rzekł Tęgospust – ależ ty masz głowę, smarkaczu! W najbliższych dniach każę cię zrobić doktorem Sorbony, bo prze Bóg, rozum masz nad lata136. Owo prowadź dalej swój wywód utrzyjzadkowy, proszę cię o to. I, na mą brodę, miast137 jednej beczki, dostaniesz sześćdziesiąt baryłek i to tego dobrego bretońskiego wina, które nie rośnie w Bretanii, jeno w zacnej ziemi werońskiej.

      – Podcierałem się potem – rzekł Gargantua – szlafmycą, poduszką, pantoflem, torbą myśliwską, koszykiem (o, cóż za nieżyczliwa podcierka!), wreszcie kapeluszem i zważcie, że kapelusze jedne bywają krótko strzyżone, drugie włochate, inne puszyste, inne z kitajki, inne z satyny. Najlepszy ze wszystkich jest włochaty, ponieważ bardzo dobrze eliminuje substancje kałowe.

      Później podcierałem się kurą, kogutem, kurczęciem, skórą cielęcą, zającem, gołębiem, kormoranem, torbą adwokata, kapturem, czepkiem, strachem na wróble.

      Ale, przechodząc do konkluzji, powiadam i utrzymuję, że nie ma takiego utrzyjzadka jak gąska, dobrze puchem obrośnięta, byle głowę jej trzymać między nogami. I możecie temu wierzyć, na honor, doznajecie bowiem przy tym w dziurze zadecznej nieopisanych rozkoszy, tak dla delikatności onego puszku, jak z powodu umiarkowanej ciepłoty gąski, która ciepłota snadnie udziela się kiszce stolcowej i innym wnętrznościom, aż wreszcie dochodzi do okolicy serca i mózgownicy.

      I nie myślcie, iż szczęśliwość bohaterów i półbogów mieszkających w Polach Elizejskich, leży w zielu złotogłowia albo w ambrozji, albo w nektarze, jak opowiadają stare baby. Polega ona, wedle mnie, na tym, iż podcierają sobie zadki gąską. I taka jest opinia mistrza Jana ze Szkocji138.

      Rozdział czternasty. Jako Gargantua kształcony był przez pewnego teologa w alfabecie łacińskim139

      Usłyszawszy СКАЧАТЬ



<p>134</p>

wraz – tu: zaraz, niezwłocznie. [przypis edytorski]

<p>135</p>

Niechże ogień świętego Antoniego sparzy kiszkę stolcową złotnika – „Ogniem św. Antoniego” nazywano chorobę różę. [przypis tłumacza]

<p>136</p>

Nie ma (…) potrzeby ucierania zadka (…) rozum masz nad lata – Drwiny z dialektyki scholastycznej. [przypis tłumacza]

<p>137</p>

miast (daw.) – tu: zamiast. [przypis edytorski]

<p>138</p>

mistrz Jan ze Szkocji – Duns Scot. [przypis tłumacza]

<p>139</p>

Jako Gargantua kształcony był przez pewnego teologa w alfabecie łacińskim – Satyra Rabelais'go wymierzona przeciw współczesnemu scholastycznemu wychowaniu i jego poglądy pedagogiczne stanowią rozdziały pierwszorzędnej wagi w jego dziele. W poglądach tych wyprzedza Rabelais o wiele swój wiek i wiele z jego zapatrywań (zrozumienie dla nauk przyrodniczych, wyższość nauki opartej na obserwacji i zetknięciu z życiem nad wiedzą formalną, szerokie uwzględnienie rozwoju fizycznego) dopiero w naszych czasach zaczyna znachodzić pełne urzeczywistnienie. [przypis tłumacza]