Lalka, tom drugi. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka, tom drugi - Болеслав Прус страница 12

Название: Lalka, tom drugi

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ znam” – mówi do siebie.

      O kilkadziesiąt kroków dalej widzi: Rue Poissonniere62, która mu przypomina jakąś sprawę kryminalną, a potem cały szereg krótkich uliczek wychodzących naprzeciw teatru „Gymnase”63.

      „Cóż to znowu?…” – myśli spostrzegłszy na lewo ogromny budynek64, niepodobny do żadnego z tych, jakie znał dotychczas. Jest to olbrzymi prostokąt z kamienia, a w nim brama z półkolistym sklepieniem. Oczywiście brama, która stoi na przecięciu się dwu ulic. Obok niej budka, gdzie zatrzymują się omnibusy; prawie naprzeciw kawiarnia i chodnik oddzielony od środka ulicy krótką, żelazną balustradą.

      O paręset kroków dalej druga podobna brama65, a między nimi szeroka ulica, ciągnąca się na prawo i lewo66. Ruch nagle potęguje się; tędy bowiem przejeżdżają aż trzy gatunki omnibusów i tramwaje.

      Wokulski spogląda na prawo i znowu widzi dwa szeregi latarń, dwa szeregi kiosków, dwa szeregi drzew i dwa szeregi pięciopiętrowych domów ciągnących się na długość Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu. Końca ich nie widać, tylko gdzieś het, daleko, ulica podnosi się ku niebu, dachy zniżają się ku ziemi i wszystko znika.

      „No, choćbym miał zbłądzić i spóźnić się na sesję, pójdę w tamtą stronę!…” – myśli.

      Wtem na skręcie wymija go młoda kobieta, której wzrost i ruchy robią na Wokulskim silne wrażenie.

      „Ona?… Nie… Naprzód, ona została w Warszawie, a po wtóre – spotykam już drugą taką… Złudzenia…”

      Ale siły opuszczają go, a nawet pamięć. Stoi na przecięciu się dwu ulic wysadzonych drzewami i absolutnie nie wie, skąd przyszedł? Ogarnia go strach paniczny, znany ludziom, którzy zbłądzili w lesie; szczęściem, nadjeżdża jednokonka, której furman uśmiecha się do niego w sposób bardzo przyjacielski.

      – Grand Hotel – mówi Wokulski siadając.

      Dorożkarz dotyka ręką kapelusza i woła:

      – Naprzód, Lizetka!…. Ten szlachetny cudzoziemiec postawi ci za fatygę kwartę piwa.

      Następnie, odwróciwszy się bokiem do Wokulskiego, mówi:

      – Jedno z dwojga, obywatelu: albo dopiero dziś przyjechaliście, albo jesteście po dobrym śniadaniu?…

      – Dziś przyjechałem – odpowiada Wokulski, uspokojony widokiem jego pełnej, czerwonej twarzy bez zarostu.

      – I piliście trochę, to zaraz widać – wtrąca dorożkarz. – A taksę znacie?…

      – Wszystko jedno.

      – Naprzód, Lizetka!… Bardzo podobał mi się ten cudzoziemiec i myślę, że tylko tacy powinni pokazywać się na naszej wystawie. Czy aby jesteście pewni, obywatelu, że mamy jechać do Grand Hotel?… – zwraca się do Wokulskiego.

      – Najzupełniej.

      – Naprzód, Lizetka! Ten cudzoziemiec zaczyna mi imponować. – Czy nie jesteście, obywatelu, z Berlina?…

      – Nie.

      Dorożkarz przypatruje mu się chwilę, wreszcie mówi:

      – Tym lepiej dla was. Nie mam wprawdzie pretensji do Prusaków, choć zabrali nam Alzację i spory kawał Lotaryngii67, ale zawsze nie lubię mieć Niemca za kołnierzem. Skądże jesteście, obywatelu?

      – Z Warszawy.

      – Ah, ca!68 Piękny kraj… bogaty kraj… Naprzód, Lizetka!… Więc pan jesteś Polak?… Znam Polaków!… Oto plac Opery, obywatelu, a oto Grand Hotel…

      Wokulski rzucił trzy franki dorożkarzowi, pędem wbiegł do bramy, a z niej na trzecie piętro. Ledwie stanął przed swoim numerem, już ukazał się uśmiechnięty służący i oddał mu bilet Suzina i pakiet listów.

      – Dużo interesantów… dużo interesantek! – rzekł służący patrząc na niego figlarnie.

      – Gdzież oni?

      – Są w salonie przyjęć, są w czytelni, są w sali jadalnej… Pan Jumart niecierpliwi się…

      – Któż jest pan Jumart? – spytał Wokulski.

      – Marszałek dworu69 pańskiego i pana Siuzę70… Bardzo zdolny człowiek i duże mógłby panu oddać usługi, gdyby był pewny tak… z tysiąc franków gratyfikacji… – mówił wciąż figlarnie służący.

      – Gdzież on jest?

      – Na pierwszym piętrze, w pańskim salonie przyjęć. Pan Jumart jest bardzo zdolny człowiek, ale i ja może przydałbym się waszej ekscelencji, jakkolwiek nazywam się Miler. Naprawdę jednak jestem Alzatczyk i na honor, zamiast brać od pana, jeszcze płaciłbym dziesięć franków dziennie, byleśmy raz skończyli z Prusakami.

      Wokulski wszedł do numeru.

      – Nade wszystko niech panowie strzegą się tej baronowej… która już czeka w czytelni, a ma niby to przyjść dopiero o trzeciej… Przysięgnę, to Niemka… Jestem przecie Alzatczyk!…

      Ostatnie zdania Miler wypowiedział zniżonym głosem i cofnął się na korytarz.

      Wokulski otworzył bilet Suzina i czytał: „Sesja dopiero o ósmej – pisał Suzin – masz czasu dosyć, więc załatw się z tymi interesantami, a nade wszystko z babami. Ja już, dalibóg, za stary, żeby im wszystkim dogodzić.”

      Wokulski zaczął przeglądać listy. Po większej części były to reklamy kupców, fryzjerów, dentystów, prośby o wsparcie, propozycje wyjawienia jakichś tajemnic, jedna odezwa od Armii Zbawienia71.

      Z całego mnóstwa tych korespondencyj uderzyła Wokulskiego następna: „Osoba młoda, elegancka i przystojna pragnie zwiedzać z panem Paryż na wspólny koszt. Odpowiedź złożyć u szwajcara hotelu.”

      „Oryginalne miasto!” – mruknął Wokulski.

      Drugi, jeszcze ciekawszy list pochodził od owej baronowej… która od trzeciej miała czekać na schadzkę w czytelni.

      „To jeszcze pół godziny…”

      Zadzwonił i kazał przynieść do numeru śniadanie. W kilka minut podano mu szynkę, jaja, befsztyk, jakąś nieznaną rybę, kilka butelek rozmaitych trunków i maszynkę kawy czarnej. Jadł z wilczym apetytem, pił nie gorzej, wreszcie kazał Milerowi zaprowadzić się do owej sali przyjęć.

      Służący wyszedł z nim na korytarz, dotknął dzwonka, coś powiedział przez tubę i wprowadził Wokulskiego do windy. W minutę później СКАЧАТЬ



<p>62</p>

Rue Poissonniere – poissonniere: po fr. naczynia na ryby. [przypis redakcyjny]

<p>63</p>

„Gymnase” – znany teatr paryski o repertuarze komediowym. [przypis redakcyjny]

<p>64</p>

ogromny budynek – Porte Saint–Martin, brama triumfalna zbudowana w r. 1674 na cześć Ludwika XIV. [przypis redakcyjny]

<p>65</p>

druga podobna brama – Porte Saint–Denis, również brama triumfalna na cześć Ludwika XIV z r. 1672. [przypis redakcyjny]

<p>66</p>

szeroka ulica, ciągnąca się na prawo i lewo – wielkie bulwary: Strasburski („na lewo”) i Sebastopolski („na prawo”), przecinające Paryż z północy na południe, zbudowane za rządów Napoleona III. [przypis redakcyjny]

<p>67</p>

zabrali nam Alzację i spory kawał Lotaryngii – Alzacja: wschodnia część Francji między Wogezami a górnym Renem. Lotaryngia: – między Wogezami i Szampanią. Po klęsce Francji w wojnie 1870–1871 Alzacja i część Lotaryngii zostały przyłączone do Niemiec. [przypis redakcyjny]

<p>68</p>

Ah, ca!… (fr.) – Ach, tak!… [przypis redakcyjny]

<p>69</p>

Marszałek dworu – urzędnik zarządzający dworem (zazwyczaj panującego), jedna z najwyższych godności w hierarchii urzędniczej. [przypis redakcyjny]

<p>70</p>

Siuzę – nazwisko rosyjskie „Suzin” wymówione tak, jakby było wyrazem francuskim. [przypis redakcyjny]

<p>71</p>

Armia Zbawienia – angielska organizacja religijno–filantropijna założona w drugiej połowie XIX w. przez Williama Bootha (1829–1912) i zorganizowana na sposób wojskowy. [przypis redakcyjny]