Przygody młodych Bastablów. Эдит Несбит
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody młodych Bastablów - Эдит Несбит страница 5

Название: Przygody młodych Bastablów

Автор: Эдит Несбит

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ mu nie dokuczał, przez cały dzień był wesół i przy apetycie – odpowiedzieliśmy jednogłośnie.

      Dick pochylił się nad jednym z bucików i wyjął zeń biały arkusz papieru. Był to list od H. O.; poznaliśmy po krzywych literach charakter pisma najmłodszego braciszka.

      List brzmiał:

      Kochany Tatusiu i wszyscy!

      Zostaję klownem. Gdy zdobędę sławę i szacunek, wrócę samochodem, opływając…

      Kochający syn Horacy Oktawiusz

      – Opływając? – zapytał ojciec.

      – To znaczy, tatusiu, opływając w pieniądze – rzekła Ala.

      Zapanowało długie milczenie. Staliśmy wszyscy bladzi i wystraszeni dokoła bucików H. O. Wtem Dora zawołała:

      – O Boże! Więc to było to! Prosił mnie, ażebym mu w sekrecie uszyła kostium klowna. Mówił, że chce zrobić niespodziankę wujowi Alberta i jego żonie. Nie przypuszczałam, że pragnie zrobić coś złego. O Boże! Boże! – i wybuchnęła strasznym płaczem.

      Ojciec nie myślał o pocieszaniu Dory, tylko pytał gorączkowo:

      – Dokąd mógł pójść ten dzieciak, gdzie się podział?

      Wtedy Dick uderzył się ręką w czoło i rzekł:

      – Gdybym był wtedy przypuszczał… Otóż tego dnia, w którym Noel mówił o śpiewaniu ballad na ulicach Rzymu, H. O. spytał mnie, czy można by tam zajechać w kufrze.

      – W kufrze?… – jęknął tatuś i usiadł ciężko na krześle.

      Udaliśmy się do pokoju panny młodej, gdyż ojciec przypuszczał, że jeśli H. O. był tak naiwny i rzeczywiście umieścił się w kufrze, to musiał przedtem wyrzucić trochę ubrań, ażeby zrobić sobie miejsce. Tak też było, znaleźliśmy pod łóżkiem kilka koszul, halek i coś tam jeszcze. Ojciec kazał to zapakować i zadecydował, że pojedzie natychmiast do Dover.

      Poprosiłem ojca, ażeby mnie zabrał z sobą. Najstarszy syn może się przydać w takim wypadku. Nie wiem, czy tatuś wziął to pod uwagę, czy też po prostu smutno mu było jechać samemu.

      Droga nie należała do najprzyjemniejszych. Wyobrażałem sobie, jak przykro będzie pannie młodej, gdy po otwarciu kufra, zamiast garderoby znajdzie zapłakanego i umorusanego H. O.

      Ojciec palił papierosy dla zabicia czasu. (Biedny Oswald nie miał nawet miętówki, ażeby sobie skrócić drogę).

      Gdy zajechaliśmy do Dovru11, spostrzegliśmy na peronie wuja Alberta wraz z żoną.

      – Co się stało? – zawołał wuj Albert. – Wszyscy zdrowi?

      – Owszem, zdrowi – rzekł ojciec – zgubiliśmy tylko H. O. Czy nie macie go z sobą?

      – Nie, pan chyba żartuje; zgubiliśmy tylko kufer.

      Zgubili kufer! Słowa te uderzyły w nas jak grom. Ale tatuś szybko odzyskał przytomność umysłu. Zaczął mówić, tłumaczyć i oddał żonie wuja Alberta paczkę z bielizną.

      H. O. był zupełnie zgubiony i Bóg jeden wiedział, co mogło się stać z zaginionym kufrem. Mógł wypaść z wagonu i wpaść prosto do rzeki, mógł być skradziony przez jakichś strasznych ludzi…

      Takie i tym podobne przypuszczenia nasuwały się Oswaldowi. Nie wyraził ich na głos, bo w takich razach najlepiej jest milczeć i nie przypominać starszym o swojej obecności, bo można usłyszeć: „cicho, smarkaczu” albo wręcz zostać odprowadzonym do hotelu, co nie należy do przyjemności.

      Wtem zbliżył się do nas zawiadowca stacji, niosąc telegram, który brzmiał:

      Kufer bez numeru i adresu został zatrzymany w Londynie. Bardzo podejrzane dźwięki. Prawdopodobnie maszyna wybuchająca.

      Zawiadowca nie chciał nas zapoznać z tekstem depeszy, dopóki mu ojciec nie opowiedział historii o H. O.

      Gdy usłyszał, roześmiał się serdecznie i powiedział, że odtelegrafuje, by kufer otworzono, a „niebezpieczną maszynę” należy zatrzymać aż do zgłoszenia się po nią.

      Pojechaliśmy do Londynu pokrzepieni na duchu, ale nie na ciele, gdyż sporo czasu minęło od ostatniego wspólnego posiłku. Oswald szczerze żałował, że nie wziął ze sobą smażonych owoców.

      Późno już było, gdy zajechaliśmy na dworzec londyński.

      Udaliśmy się natychmiast do sali bagażowej. Na jakiejś skrzyni siedział tragarz (bardzo sympatyczny człowiek), obok niego młody winowajca H. O. w biało-czerwonym ubraniu błazna, zakurzony, z tak brudną twarzą, że trudno go było poznać. W jednej ręce trzymał kawał chleba z serem, a w drugiej szklankę z winem, którym go raczył tragarz.

      Ojciec porwał w ramiona H. O.

      Poznaliśmy kufer cioci Alberta. Podróż do Londynu odbył H. O. na spodzie kufra. Półkę z kapeluszami miał cały czas na głowie! Pojechaliśmy do hotelu i ojciec kazał się nam natychmiast położyć. Pragnąłem dowiedzieć się czegoś od H. O., ale nie można się było z nim dogadać. Był zły i zmęczony. Nazajutrz wróciliśmy na wieś. Oczekiwano nas tam z wielkim niepokojem.

      Tatuś nie gniewał się na H. O., ale zapowiedział, że się z nim wieczorem „rozmówi”. Wiadomo, że taka odłożona rozmowa do przyjemności nie należy, ale przecież zasłużył na karę.

      Chciałem koniecznie dowiedzieć się bliższych szczegółów, ażeby móc to powiązać w całość, lecz H. O. mówił uparcie:

      – Nie męczcie mnie, dajcie mi święty spokój!

      Byliśmy jednak tak mili dla niego, że ostatecznie opowiedział nam wszystko. Nie w porządku chronologicznym, gdyż tego nie potrafi, ale autor ułożył to wszystko, bo inaczej trudno by było zrozumieć.

      – Wszystko przez Noela – mówił H. O. – po co chodził i mówił, że pragnie zostać śpiewakiem ulicznym w Rzymie? Klown jest taki sam dobry jak jakiś śpiewak. A może nie? Było to tego dnia, w którym piekliśmy kasztany. Wtedy właśnie zdecydowałem się.

      – Ale czemuś nam nie wspomniał?

      – Owszem, mówiłem Dickowi. Nie powiedział mi: nie rób albo namyśl się. I w ogóle nie dał mi żadnej rady. On też zawinił. Tatuś powinien się z nim także rozmówić. I z Noelem też.

      Nikt się z nim nie sprzeczał, gdyż pragnęliśmy się dowiedzieć historii do końca.

      – Pomyślałem, że Noel jest swoją drogą głupim tchórzem, który się nie decyduje jechać do Rzymu, bo się obawia podróży w kufrze. A ja się nie bałem, chociaż było zupełnie ciemno, aż do chwili kiedy sobie zrobiłem dziurki do oddychania. Wyciąłem je scyzorykiem, wtedy kiedy się znajdowałem w wagonie towarowym. Zdaje mi się, że wycinając dziurki zdarłem numer i bilet. Widziałem, jak odpadł, СКАЧАТЬ



<p>11</p>

Dovru – dziś w polszczyźnie nazwa miasta Dover uznawana jest za nieodmienną, zatem popr. forma D.: Dover. [przypis edytorski]