Lekarz mimo woli. Мольер (Жан-Батист Поклен)
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lekarz mimo woli - Мольер (Жан-Батист Поклен) страница 4

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Bardzo możliwe. Szukamy jakiegoś zdatnego człowieka, niezwykłego lekarza, który by zdołał co pomóc córce naszego pana, dotkniętej nagłą niemocą. Wielu lekarzy wyczerpało już przy niej całą swą umiejętność; ale zdarza się niekiedy spotkać ludzi znających jakieś cudowne sekrety, szczególne środki, za pomocą których umieją osiągnąć to, co dla innych było niepodobieństwem; kogoś takiego właśnie chcielibyśmy znaleźć.

      MARCYNA

      na stronie po cichu

      Ha! jakiż wspaniały pomysł zsyła mi niebo, aby się zemścić na obwiesiu!

      głośno

      Nie mogliście lepiej trafić: mamy tu właśnie takiego człowieka, niezrównanego wręcz, gdy chodzi o leczenie najrozpaczliwszych chorób.

      WALERY

      Przez litość, i gdzie go znaleźć?

      MARCYNA

      Znajdziecie go, o, w tej stronie; zabawia się właśnie rąbaniem drzewa.

      ŁUKASZ

      Dochtór, co drzewo rąbie?

      WALERY

      Zbieraniem ziół, chcecie powiedzieć?

      MARCYNA

      Gdzie tam! To skończony dziwak, który lubuje się w takich zajęciach: chimeryk, oryginał, pełen szczególnych narowów; słowem, nigdy nie wzięlibyście go za to, czym jest w istocie. Chodzi ubrany w najosobliwszy sposób, niekiedy lubi udawać zupełnego nieuka, ukrywa swą wiedzę i niczego się tak nie chroni, jak tego, aby mu nie kazano rozwinąć zdumiewających talentów lekarskich, którymi obdarzyło go niebo.

      WALERY

      Szczególna rzecz, że wszyscy wielcy ludzie mają jakieś dziwactwo, jakieś ziarnko szaleństwa domieszane do swego geniuszu.

      MARCYNA

      U niego szaleństwo idzie dalej, niżby kto przypuszczał; nieraz dochodzi do tego, iż tylko za pomocą kija można go zmusić, aby zrobił użytek ze swych zdolności. Mówię wam z góry, że, jeżeli przyjdzie nań taka fantazja, nie dojdziecie do niczego, nie przyzna się wam nigdy, że jest lekarzem, póki nie weźmiecie kija i nie zmusicie go tęgą porcją, aby się wreszcie zdradził. Wszyscy tak postępujemy, gdy potrzebujemy jego pomocy.

      WALERY

      Doprawdy szczególne szaleństwo!

      MARCYNA

      To prawda; ale potem, zobaczycie, że robi prawdziwe dziwy.

      WALERY

      Jak on się zowie?

      MARCYNA

      Sganarel. Zresztą, łatwo go poznać: duża czarna broda, kryza na szyi, ubranie żółte z zielonym.

      ŁUKASZ

      Żółte z zielonym! To jakiś dochtór dla papugów?

      WALERY

      Ale czy naprawdę taki zdatny, jak mówicie?

      MARCYNA

      Jakże! ten człowiek robi prawdziwe cuda. Przed pół rokiem była tu kobieta, którą opuścili wszyscy lekarze; od sześciu godzin uważano ją za umarłą: już mieli ją grzebać, kiedy sprowadzono jeszcze do niej przemocą tego człowieka. Obejrzał ją i wlał do ust jakąś kropelkę, sama nie wiem czego? w tej chwili wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać tak, jakby jej nigdy nic nie brakowało.

      ŁUKASZ

      Ba!

      WALERY

      To musiała być chyba kropla płynnego złota.

      MARCYNA

      Bardzo być może. Nie ma znów trzech tygodni, jak dwunastoletni chłopiec zleciał z samej dzwonnicy i potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi. Przyprowadzono doń tego człowieka; natarł mu całe ciało maścią, którą sam tylko umie przyrządzać; dziecko zerwało się natychmiast i pobiegło bawić się w piłkę.

      ŁUKASZ

      Ba, ba!

      WALERY

      Ależ ten człowiek zna chyba jakieś cudowne środki!

      MARCYNA

      A któż by o tym wątpił?

      ŁUKASZ

      Do diaska! takiego właśnie było nam trzeba. Chodźmyż go szukać.

      WALERY

      Dziękujemy pani bardzo za uprzejmość.

      MARCYNA

      Ale pamiętajcie o tym, co wam mówiłam.

      ŁUKASZ

      Do stu czartów! nie troskajcie się, matusiu: jeśli tylko o bicie chodzi, to krówka już w oborze.

      WALERY

      do Łukasza

      Doprawdy, nie mogliśmy szczęśliwiej trafić: jestem pełen najlepszej otuchy.

      SCENA SZÓSTA

      SGANAREL, WALERY, ŁUKASZ.

      SGANAREL

      śpiewa za sceną

      La, la, la…

      WALERY

      Słychać rąbanie drzewa i śpiew.

      SGANAREL

      wchodzi z butelką w ręce, nie widząc ich

      La, la, la… No, dość się chyba człowiek napracował, aby pociągnąć łyczek. Trzeba nabrać trochę oddechu.

      popiwszy

      Słone musi być to drzewo jak diabli, takie człowiek ma po nim pragnienie.

СКАЧАТЬ