Totentanz. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Totentanz - Mieczysław Gorzka страница 16

Название: Totentanz

Автор: Mieczysław Gorzka

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788380742697

isbn:

СКАЧАТЬ rozpogodziło się na tyle, że widać było wyraźnie jaśniejsze gwiazdy. Potrafił rozróżnić tylko dwa gwiazdozbiory: Kasjopeję i Wielką Niedźwiedzicę. Wiedział, że częścią Wielkiej Niedźwiedzicy jest Wielki Wóz i że dwie gwiazdy na zgięciu „dyszla” nazywają się z języka arabskiego Alkor i Mizar. Niby drobiazg, ale dziewczyny patrzyły na niego jakoś poważniej, kiedy o tym opowiadał.

      Spojrzał w dół i zamarł. W rogu podwórka, przy wysokim żywopłocie oddzielającym dom od ulicy dostrzegł ciemną postać. Wytężył wzrok, próbując zobaczyć coś więcej. Postać się nie poruszyła. Wyglądała jak odlana z ołowiu.

      I wtedy sobie przypomniał. Dwa dni temu matka oczyszczała klombik, na którym hodowała róże, i obok krzaków zostawiła agrowłókninę. W ciemnościach zwój materiału wyglądał dokładnie jak stojący człowiek. Tymon z ulgą wypuścił powietrze. Zaciągnął się końcówką papierosa i zgasił go nerwowym gestem. Przyszło mu do głowy, że w ciemnościach ognik z czubka papierosa widać z bardzo daleka. Po co kusić los.

      Wrócił do komputera i dołączył do zespołu, w którym wszyscy porozumiewali się nienaganną angielszczyzną. W pierwszej rundzie jego ekipa komandosów miała za zadanie zabić wszystkich terrorystów na planszy albo rozbroić podłożoną przez nich bombę. Przed drugą rundą, w której miała nastąpić zmiana ról, Tymon przeciągnął się, żeby rozprostować zdrętwiałe ramiona. Wtedy zauważył falującą zasłonę w otwartych drzwiach na taras. Pomyślał, że wreszcie powiał wiatr i zrobi się trochę chłodniej.

      Nagle poczuł, że ktoś za nim stoi. Krew w jego żyłach w ułamku sekundy zmieniła się w ciekły azot.

      Odwrócił wolno głowę i spojrzał tamtemu prosto w oczy.

      Rozdział 13

      Na progu stał mężczyzna wyglądający na nie więcej niż trzydzieści lat. Miał na sobie czapkę z daszkiem z logo koszykarskiego klubu Chicago Bulls, koszulkę na ramiączkach i dresowe spodnie. Uwielbiał koszykarzy z Chicago, dlatego nosił ksywę Jordan. Stał przed drzwiami i sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego. Postawny blondyn obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.

      – Wejdź – rzucił krótko i odsunął się na bok.

      Na zewnątrz doskwierał nieznośny upał, ale tutaj panował przyjemny chłód, korytarz pogrążony był w półmroku. Jordan wszedł i niepewnie spojrzał na gospodarza. Był w tym domu pierwszy raz.

      – Prosto.

      Jordan ruszył więc przodem. Szedł, szeroko rozstawiając nogi, a jego kolana wydawały się zginać na boki.

      Gospodarz starał się, żeby nikt nie wiedział, kim jest i gdzie mieszka. Dla bezpieczeństwa. Teraz sytuacja była nadzwyczajna. Sprzątał po sobie i zamierzał zniknąć. Dlatego zaprosił tu Jordana.

      Korytarz prowadził do urządzonego po spartańsku salonu. Gołe ściany, na środku stolik i cztery krzesła, w rogu sofa, na której można było się zdrzemnąć. Nic więcej. Okna z odsłoniętymi żaluzjami wychodziły na tył domu, odgrodzony od sąsiedniej posesji grubym żywopłotem.

      – Priwiet, Jordan! – Basowy głos rozszedł się echem po pustym pomieszczeniu.

      Na widok podnoszącego się z sofy Mykoły Jordan stanął jak wryty. Ukrainiec zbliżył się do niego z szerokim uśmiechem i wyciągnął dłoń. Był wyższy i dużo starszy, miał siwe włosy i pomarszczoną, kwadratową twarz, w której błyszczały błękitne oczy. Mówił po polsku ze śpiewnym akcentem, wtrącając rosyjskie lub ukraińskie słowa.

      – Ja tiebia dawno nie widział.

      – Pracuję w klubach, wieczorami – wyjaśnił Jordan.

      – Da, da. Oczenʹ dobrze.

      Gospodarz pchnął Jordana do pokoju i bez słowa wskazał jedno z krzeseł. Mężczyzna przysiadł na brzegu najbliższego. Na jego górnej wardze pojawiły się kropelki potu.

      – Napijesz się czegoś?

      Na głos gospodarza drgnął, ale przytaknął.

      Po chwili stanęła przed nim szklanka wody z lodem. Tylko umoczył usta i zaraz ją odstawił, jakby woda była zatruta.

      Gospodarz podszedł do stołu i usiadł po drugiej stronie. W jego twarzy było coś dziwnego. Kompletny brak wyrazu, żadnych uczuć, grymasów, zimne, puste błękitne oczy. Jak gdyby ich właściciel nie był człowiekiem, tylko zaprogramowanym robotem. W Jordanie budził większy strach niż potężny i znany z brutalności Ukrainiec.

      – No dobrze, powiedz, czego się dowiedziałeś.

      – Mój bliski kolega pracuje w komendzie wojewódzkiej. – Jordan zaczął wyrzucać z siebie słowa. – Nie jest policjantem. Jest informatykiem. Pomaga glinom odzyskiwać dane, grzebać w komputerach i tak dalej. Ma dostęp do wielu informacji.

      – Wiesz czy nie?

      – Jasne, wiem. Ten policjant, który zawiadomił o strzelaninie w klubie Tester, nazywa się Szawczak. Jakoś ma dziwnie na imię. Nie zapamiętałem. Chyba Gotfryd. – Zawahał się, spojrzał przestraszony na gospodarza i dorzucił: – Ale mam jego adres!

      Mykoła uśmiechnął się i założył nogę na nogę tak gwałtownie, że aż sofa przesunęła się ze zgrzytem. Odgłos rozszedł się nieprzyjemnym echem. Ale to gospodarz się odezwał:

      – Świetnie się spisałeś, Jordan. Mówiłem, że dobrze zapłacę za tę informację. Nie interesują cię pieniądze?

      Jordan poczuł nagłe podniecenie. Bał się, kiedy tu szedł. Był kapusiem i sprzedawał informacje grupom handlującym narkotykami, gangsterom, policji. Wszystko jedno komu – ważny był zysk.

      Gospodarz patrzył na niego tym swoim zimnym i pustym spojrzeniem. Jordan pomyślał, że kto raz zobaczy taką twarz, nie zapomni jej do końca życia.

      – Tak, jak najbardziej. – Starał się mówić poważnie i pewnie.

      Gospodarz wstał.

      – W takim razie chodź – powiedział. – Coś ci pokażę.

      Jordan ruszył za nim do dużej łazienki. Tu też nie było zbędnych sprzętów – tylko wanna, kabina prysznicowa, lustro i półka, a na niej pasta do zębów i szczoteczka. Żadnego mydła, żadnego ręcznika. Jordan zatrzymał się zbity z tropu.

      – Tam. – Gospodarz pchnął go w kierunku otwartej kabiny prysznicowej, a potem wyciągnął zza pleców pistolet z tłumikiem. Puste pomieszczenie zwielokrotniło odgłos wystrzału. Kula przebiła czaszkę, bezwładne ciało runęło do kabiny. W ostatniej chwili gospodarz podtrzymał je tak sprawnie, że dziura w skroni, z której obficie płynęła krew, znalazła się nad kratką ściekową. Mężczyzna włączył prysznic i spłukał krew oraz fragmenty mózgu ze ścian kabiny.

      Stojący w drzwiach Mykoła pokręcił z uznaniem głową.

      – Szybko, sprawnie i czysto. Mógłbyś rabotatʹ w KGB, Satyr – powiedział.

      Gospodarz spojrzał na niego uważnie.

СКАЧАТЬ