Zatruty ogród. Alex Marwood
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zatruty ogród - Alex Marwood страница 8

Название: Zatruty ogród

Автор: Alex Marwood

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-7985-452-3

isbn:

СКАЧАТЬ hormonów pochłonęła Alison na dobre. Na swój sposób jej odejście było błogosławieństwem. Sarah wymazała ją ze swych wspomnień, tak jak rodzice wymazali ją ze swojego życia. Bardziej przeżyła dwa lata później śmierć dwukolorowej kotki, Mimi, niż utratę siostry. Minęło dwadzieścia jeden lat i nie pamięta, żeby w ciągu ostatniej dekady choć raz pomyślała o Alison. A teraz…

      * * *

      Helen patrzy na rozkładówkę „Mail on Sunday”, gdzie Sarah pierwszy raz zobaczyła siostrę. To jeden z wielostronicowych dodatków, którymi gazety w sezonie ogórkowym zapełniają luki między reklamami, chcąc pokazać, że im zależy. W tym roku były już takie trzy. W noworocznym wydaniu zamieścili historie kobiet zamordowanych przez swoich partnerów w Wielkiej Brytanii w 2015 roku. W numerze wielkanocnym pisali o londyńskich nożownikach. A teraz, na początku wakacji, piszą o wszystkich ciałach, które udało się zidentyfikować po tym, co wydarzyło się w Plas Golau.

      IMIENNI BEZIMIENNI, głosi nagłówek. Dalej na szesnastu stronach przypominających szkolną księgę pamiątkową widnieją fotografie zmarłych i artykuł wstępny o tym, jak zapominamy, że za nagłówkami i liczbami ofiar śmiertelnych kryją się prawdziwi ludzie. Ludzie, których życia pasowały do zdjęć policyjnych zamieszczonych po osiem na stronach brukowca. Wśród nich była Alison. Wówczas świat Sarah implodował.

      Helen podnosi wzrok. Siedzi na kanapie z wysokim oparciem, należącej niegdyś do jej pradziadka, i udaje, że jest jej wygodnie. Prawda jest taka, że w domu nie ma wygodnego miejsca do siedzenia. Są tylko eleganckie meble dla ludzi, którzy szczycą się niewygodą. Odkąd przeprowadziła się tu z powrotem, Sarah była zbyt smutna i zbyt zniechęcona życiem, żeby cokolwiek z tym zrobić.

      – Co teraz czujesz? – pyta Helen. Jest psychologiem w szkole, w której Sarah jest administratorką, i rozmowy z nią często sprowadzają się do takich właśnie pytań. To zboczenie zawodowe, takie jak to, że zawsze ma przy sobie paczkę chusteczek.

      – Czuję się… strasznie. Mam poczucie winy.

      – Poczucie winy? Dlaczego? Mówiłaś, że kiedy odeszła, miałaś zaledwie dziesięć lat.

      – Tak, ale teraz nie mam już dziesięciu lat. Tylko trzydzieści jeden. Od ponad dziesięciu lat jestem dorosła.

      – No i?

      Sarah macha wściekle rękami.

      – Powinnam była… Mogłam coś zrobić. Mogłam spróbować ją odnaleźć.

      – Poważnie? – Helen sięga po kieliszek wina i upija łyk.

      Jest taka miła. Zamiast siedzieć w domu z dwójką dzieci i cichym mężem, przyszła zaopiekować się Sarah. Pewnie sądziła, że będę zrozpaczona, myśli Sarah. No bo kto by nie był, gdyby dowiedział się, że jego siostra nie żyje? Mimo to Sarah jest wdzięczna. Przez ostatnie trzy lata po rozwodzie czuła się bardzo samotna, a przez ostatnie dwa pałętała się po domu, z którego jej nieżyjący już rodzice uczynili coś w rodzaju muzeum. Miło jest wiedzieć, że ma choć jedną przyjaciółkę, która jest w stanie rzucić wszystko, żeby ją pocieszyć.

      – Mówiłaś, że nie wiesz, gdzie jest – odzywa się Helen. – To bardziej jej wina niż twoja. Zważywszy na to, że zawsze mogła się z kimś skontaktować, możesz śmiało założyć, że Alison nie chciała być odnaleziona.

      Sarah czuje, że zaraz się rozpłacze. Nie wie dlaczego. Nie chodzi o to, że tęskniła za siostrą, kiedy Alison żyła. Sięga po „Mail” i przebiega wzrokiem jej żałosną biografię.

      Alison wygląda dokładnie tak, jak ją zapamiętała. Zdjęcie zrobiono w szkole; ma na sobie rozpinany granatowy sweter – część szkolnego mundurka. Miała wtedy czternaście, piętnaście lat i naturalne jasne włosy. Odkąd zdała do szóstej klasy, obcinała je do ramion kuchennymi nożyczkami mamy i farbowała na wszystkie kolory tęczy. Wściekłym wzrokiem wpatruje się w obiektyw, jakby chciała wysadzić w powietrze cały świat.

      Sarah odstawia kieliszek. Znowu robi się jej niedobrze, choć czytała artykuł już tyle razy, że powinna się na niego uodpornić. Patrzy na pozostałe twarze na stronie. Młode, pociągłe, smutne twarze, które posłusznie uśmiechają się do obiektywu – fotografie sprzed dziesiątków lat, podarowane przez porzucone dawno rodziny. Nadal nie wie, skąd ci z gazety wytrzasnęli to zdjęcie. Na pewno nie kontaktowali się ze szkołą; gdyby tak było, to ona odebrałaby telefon. Pewnie dostali je od którejś z przyjaciółek jej siostry.

      Znowu czyta, chociaż zna na pamięć każde słowo.

      Alison Maxwell, lat 38. Urodzona w Finbrough, w Berks, członkini Kościoła ewangelickiego w Finbrough. W rodzinnym miasteczku miała reputację „niepokornej”; w wieku 17 lat zaszła w ciążę i opuściła dom. Ostatni raz widziano ją w Finbrough zimą 1995 roku. Wiosną i wczesnym latem 1996 roku kilkukrotnie widziano ją z dzieckiem, jak pracowała na straganach podczas festiwalu muzycznego. Później zapadła się pod ziemię. Miała jeszcze dwoje dzieci, które urodziła w latach 2001 i 2003 we wspólnocie. „Była śliczna – wspomina dawna koleżanka ze szkoły. – Buntowała się, ale w jej sytuacji każdy by się buntował: dusiła się tam. Nie mogę uwierzyć w to, co ją spotkało. Ale rozumiem, że łatwo omamić samotną dziewczynę z dzieckiem, która szuka czegoś lepszego”. Wspólnota w Finbrough została rozwiązana jakiś czas temu i nie ma jak skontaktować się z rodziną Alison Maxwell.

      Sarah wzdycha. Upija łyk i odstawia kieliszek. To tyle, jeśli chodzi o to, jak bardzo dziennikarze starają się dotrzeć do prawdy. Choć szczerze mówiąc, mieli wystarczająco dużo łatwych tropów, żeby nie musieć marnować czasu na kluczenie w ślepych zaułkach.

      – I co myślisz? – pyta Helen. – O dzieciach?

      – Nie wiem – odpowiada Sarah. – Naprawdę nie wiem. Opieka społeczna suszy mi głowę, żebym je wzięła, ale ja nie mam pojęcia o wychowywaniu dzieci.

      Helen parska.

      – Masz z nimi do czynienia dosłownie każdego dnia.

      – Tak, ale… głównie upominam je, żeby nie biegały po korytarzach. To nie… to dzieci innych ludzi. Nie moje.

      Helen marszczy nos.

      – Nikt nie wie nic o dzieciach, dopóki nie ma własnych. A kiedy ostatnio sprawdzałam, globalna populacja wciąż rosła.

      Zapada cisza. Sarah wie, że Helen czeka – jak przystało na terapeutkę – aż ona coś powie, ale nie wie, co mogłaby powiedzieć w tej sytuacji. Rozgląda się po ponurym prowincjonalnym domu pełnym ciemnego drewna i portretów przodków i przysłuchuje się zegarowi szafkowemu, który tyka głośno, szykując się do wybicia godziny. Pamięta wszystkie te noce, kiedy nie mogąc zasnąć, leżała w ciemności, czując wrogość tego zegara, gdy czekał tylko, by odliczyć kolejną godzinę jej życia, w którym nic przecież nie osiągnęła.

      Jak mam stworzyć tu szczęśliwy dom dla kolejnego pokolenia? – myśli. W miejscu, które tak bardzo chciałam opuścić, że wyszłam za mąż za pierwszego lepszego faceta? Byłam głupia, że wróciłam tu, gdy po rozwodzie cały świat stanął przede mną otworem. Powinnam była sprzedać dom. Dom, którego nienawidzisz, nadaje się tylko do tego, żeby dostać za niego pieniądze na taki, który pokochasz.

      Nienawidzi СКАЧАТЬ