Название: Mag bitewny. Księga 1
Автор: Peter A. Flannery
Издательство: PDW
Жанр: Детективная фантастика
isbn: 9788379645329
isbn:
Uzdrowicielka odłożyła przyrząd i raz jeszcze zbadała puls. Drżenie ustało i oddech pacjenta z wolna się wyrównywał. Heçamedes westchnęła z ulgą i już miała zająć się oparzeniem na ramieniu, gdy po przeciwnej stronie placu wybuchło jakieś zamieszanie. Bellius Snidesson wyłuskał się z tłumu, a za nim tuzin wysoko urodzonych. Ruszył prosto w kierunku pomnika poległych, a ludzie umykali mu z drogi. Wszyscy patrzyli, jak wchodzi po schodach i pogrąża się w cichej rozmowie z Morganem Sakerem.
– Pomóżcie mi go obrócić – powiedziała Heçamedes, na powrót poświęcając całą uwagę Falkowi.
Malaki oderwał wzrok od ponurej grupy zgromadzonej na podwyższeniu i schylił się, by pomóc kobiecie. Ułożył przyjaciela na boku i rozerwał nadpalony materiał tuniki, by odsłonić ranę dla Heçamedes.
– Źle jest? – spytał Symeon. Tylko on znał nieopisany ból, jaki ogarnia człowieka sparzonego smoczym płomieniem.
Uzdrowicielka uniosła brew.
– Miał szczęście. Smok uszkodził tylko zewnętrzne warstwy skóry. Ogień musiał ledwo go musnąć.
Malaki ogarnął wzrokiem czerwoną, sączącą się ranę i żadną miarą nie mógł określić Falka mianem szczęśliwca. Ogień zdarł mu skórę z ramienia, a płomienie liznęły też bok jego szyi i twarzy. Ciało może i się zagoi, ale będzie naznaczony bliznami do końca życia.
Heçamedes wyjęła z sakwy mały rozpylacz, który wypełniła ziołowym naparem. Spryskała ranę zielonkawą mgiełką, a potem nakryła ją jedwabiem nasączonym leczniczym olejkiem. Następnie przewiązała ramię Falka czystym bandażem, a potem nasmarowała lżejsze poparzenia srebrzystą maścią.
Wreszcie ułożyła pacjenta w ramionach kowala i podała mu coś na ból. Falko przełknął pachnącą słodko substancję i gdy jego ciało cofało się znad skraju śmierci, mógł w pełni ogarnąć umysłem całą biedę, jaką na siebie sprowadził. Otworzył niepewnie oczy, przez chwilę wodził nimi po ścianie gromiących go wzrokiem ludzi, a potem zatopił twarz w ramieniu Malakiego i się rozpłakał.
Heçamedes zwróciła się do Fossetty i Symeona.
– Opatrunek trzeba codziennie zmieniać – zaleciła, a stary mag bitewny skinął żałośnie głową. – Mógłbyś też zaradzić bólowi, Symeonie... Twoja moc przyspieszyłaby również proces zaleczania się ran.
– Oczywiście – potwierdził starzec.
– A co z dusznościami? – spytała Fossetta. – Nigdy jeszcze nie było tak źle.
– Niestety, to prawda. – Heçamedes raz jeszcze przyjrzała się wysypce na piersi Falka. – Właściwie nie jestem nawet pewna, czy to rzeczywiście suchoty. Szkarłatnica nie reaguje w ten sposób na gorąco. To jakaś inna choroba.
Stojący za jej plecami emisariusz potwierdził skinieniem. Miał powiedzieć coś jeszcze, gdy gdzieś nad nimi wybuchnął rozsierdzony głos.
– Gdzie on jest? – krzyczał Bellius, podchodząc na skraj podwyższenia. – Gdzie jest szczeniak tego zatraconego szaleńca?
Na placu zapadła cisza. Tłum podążył za wzrokiem szlachcica, ale Falko był zbyt roztrzęsiony, by usłyszeć jego jadowite słowa. Nawet Bellius nie mógł sprawić, by Falko poczuł się jeszcze gorzej. Przy szlachcicu stał Morgan Saker i czterech ocalałych z walki magów, a za nimi grupa najpotężniejszych szlachciców w mieście. Na ich twarzach jaśniało niedowierzanie.
– Co jest? – zawołał ktoś z ciżby. – Ktoś powie w końcu, co tam się wydarzyło?
Tłum momentalnie podchwycił jego słowa, wybuchła wrzawa. Mieszkańcy Caer Dour domagali się prawdy.
Morgan uspokoił ich uniesieniem ramion. Czekając, aż ucichnie ostatni szept, wodził po nich czarnymi oczami, a potem wyjawił:
– Darius nie żyje.
Ludzie wstrzymali oddech. Cisza aż dzwoniła w uszach. Niedowierzanie wypłynęło na zdezorientowane twarze.
– Smok, którego przywołał, był czarny – ciągnął mag. – Nie zdołaliśmy go obłaskawić. – Przeniósł wzrok na Falka. – Bestia zabiła dwóch magów. Zabiłaby również i nas, gdyby Darius go nie powalił. – Pauza. – Walczył dzielnie i ostatkiem sił rozgromił potwora, ale ostatecznie pochłonęły go płomienie. Razem spadli z urwiska. Nasz mag bitewny padł na polu bitwy.
Zebranym wydawało się, że się przesłyszeli. Przywołania nie miały kończyć się w ten sposób. Każdy wiedział, że mogą wydarzyć się tylko trzy rzeczy: albo żaden smok nie odpowie na wołanie maga, który wówczas wróci do miasta samotnie, albo smok odpowie i wróci do miasta wraz z przywoływaczem, albo...
Albo właśnie... Przywołany zostanie czarny smok. Zdarzało się to rzadko i zwykle kończyło się śmiercią potwora. Przecież to w tym celu magowi bitewnemu towarzyszyli zwykli czarodzieje, i to aż siedmiu – by spętać szaloną bestię i pozwolić mu ją zabić. Tak właśnie miało być. Smok ginął i przywołanie kończyło się fiaskiem, ale wówczas mag wracał do miasta, by walczyć z Opętanymi.
Tym razem stało się inaczej.
A nie miało się stać.
Ten dzień zaczął się świętowaniem, a teraz kończył się żałobą. Przez długą chwilę nikt nie zdołał dobyć słowa. Plac stale zapełniał się ludźmi, stopniowo trwożliwa cisza zaczęła pękać pod naporem szeptów i przyciszonych w niedowierzaniu głosów. Ci, którzy usłyszeli już straszne nowiny, przekazywali je nowo przybyłym.
– Symeonie! – rozległ się znajomy głos. – Co się stało?
Stary mag obrócił się, gdy Julius Merryweather położył mu rękę na ramieniu. Dwaj mężczyźni uścisnęli sobie przedramiona, a rubaszny szlachcic o niezwykle, jak na niego, poważnej twarzy strzelał wokoło nerwowym wzrokiem.
– Darius zginął – rzekł Symeon.
– Wielkie nieba! – zapowietrzył się Merryweather. – A co z twoim chłopcem? – szepnął, zauważywszy Falka.
Symeon zacisnął usta.
– Smok go poparzył – dodał cicho. – Heçamedes opatrzyła mu rany, ale jego pierś... jego płuca... – Symeon potrząsnął głową.
Stojący na podwyższeniu Morgan Saker odpowiadał na padające z tłumu pytania.
– Jak to możliwe?
– Dlaczego magowie nie byli w stanie powstrzymać smoka?
– Czy było ich zbyt mało? Czy byli zbyt słabi?
СКАЧАТЬ