Название: Mag bitewny. Księga 1
Автор: Peter A. Flannery
Издательство: PDW
Жанр: Детективная фантастика
isbn: 9788379645329
isbn:
Smoczy łeb skierował się na Dariusa, smok przez krótką chwilę wiercił go wzrokiem. Na trybunie powyżej poruszały się prędko usta Morgana Sakera, który usiłował zgromadzić dość energii, by zabić smoka. Wiedział, że nie ma wystarczająco dużo czasu. Ostatnim razem dwa tygodnie przygotowywał czar, którym zabił podobną bestię.
Ale musiał spróbować.
Darius ruszył bokiem po obrzeżu kamienia, a smoczy łeb podążył za nim niczym wskazówka zegara. Bestia nagle skoczyła w powietrze i tym razem magiczna bariera okazała się za słaba, by przydusić zwierzę do ziemi. Smok zawisł nad Dariusem i już miał spalić go swoim płomieniem, gdy nagle mag bitewny przyłożył miecz do tarczy, zamknął skryte w cieniu hełmu oczy i zmarszczył czoło w koncentracji. Jego tarcza błysnęła oślepiająco i Darius posłał świetlisty rozbłysk w kierunku zbierającego się do ataku potwora. Smok rzucił się w lewo, ale świetlista klinga naznaczyła łuski na jego piersi i wypaliła długą na stopę dziurę w błonie prawego skrzydła.
Darius rzucił się naprzód w momencie, gdy smok zwalił się na ziemię, ale zanim zbliżył się na tyle, by sięgnąć go mieczem, ogon potwora odnalazł szczelinę w pancerzu osłaniającym okolice kolana. Mag poleciał naprzód, ale w porę przekoziołkował i lądując na drugim kolanie, zamachnął się i chlasnął smoka głęboko przez ramię. Bestia zawyła i cofnęła się, unikając drugiego ciosu.
Wstając, Darius nieopatrznie oparł ciężar ciała na rannym kolanie i zachwiał się, a wówczas potężny cios smoczej łapy trafił go prosto w pierś. Mag poleciał w powietrze, uderzył ciężko o skały na obrzeżu Smoczego Kamienia i przetoczył się twarzą do ziemi. Krew skropiła czarny granit i mag bitewny zastygł w bezruchu.
Strzepnąwszy skrzydłami tylko raz, smok runął na nieprzytomną ofiarę. Uszkodzone skrzydło wykrzywiło tor jego lotu, ale przecież przeciwnik donikąd się nie wybierał. Wydawało się, że nic nie uchroni Dariusa Voltaria od śmierci w smoczych szponach, lecz właśnie w tym momencie emisariusz zaatakował potwora od tyłu.
Wkładając w cios całą swoją siłę, Nieugięty wbił miecz w tylną nogę stwora. Smok ryknął przeraźliwie i okręcił się, by stawić czoła nowemu przeciwnikowi.
Wcześniej, stojąc za Falkiem i Meredithem, emisariusz obserwował przebieg starcia, lecz gdy stało się jasne, że szala przechyla się na korzyść smoka, zeskoczył z trybun i czym prędzej pobiegł po okręgu, by zajść bestię od ogona. Na upatrzonej pozycji znalazł się za późno, by zapobiec uderzeniu, które powaliło Dariusa, lecz teraz gotował się do walki, czując na sobie nienawistny smoczy wzrok. Jako rycerz w służbie Illicji, emisariusz walczył już z demonami, lecz ze smokiem mierzył się po raz pierwszy i choć potwór nie emanował taką miażdżącą aurą zła, wcale nie był przez to mniej przerażający.
Emisariusz złapał miecz oburącz. Nie miał zbroi ani żadnej mistycznej mocy, na którą mógłby się powołać. Jeśli smok postanowi zaatakować ogniem, nic nie uchroni go przed spłonięciem. Smoczy ogon wystrzelił naprzód, emisariusz uchylił się, a kolec syknął w powietrzu nad jego głową. Gdy smok zamachnął się przednią łapą, rycerz odskoczył w tył. Pazury bestii dwa razy przeorały powietrze wokół niego, ale gdy złożyła się do trzeciego ciosu, Chevalier sam zaatakował mieczem – jego klinga wżarła się w skórę między palcami smoczej łapy i potwór zasyczał z bólu. Jego pierś już nadymała się, gromadząc płomienie, lecz wówczas w żebra trafiła go kula błękitnego ognia, która wybuchła z oślepiającym rozbłyskiem, gdy tymczasem druga trafiła go prosto w głowę.
Magowie porzucili daremne próby uwięzienia smoka w polu energii i zebrali już dość mocy, by przejść do ataku. Ponieważ jednak nie byli magami bitewnymi, zadane przez nich obrażenia okazały się żałośnie małe i tylko dodatkowo rozzłościły smoka. Odwrócił się tyłem do emisariusza, zrobił trzy wielkie kroki i wzleciał w powietrze, by opaść z oszałamiającą prędkością ku najbliższemu magowi. Mężczyzna próbował utkać kolejny czar, ale smok machnął skrzydłami i już był przy nim. Wielkimi szczękami zerwał mu głowę z ramion – okaleczone ciało opadło na Smoczy Kamień.
Kolejne płomieniste pociski spadły na skałę wokół smoka, ale ten jakby zorientował się, że nie mogą wyrządzić mu krzywdy. Bestia zeskoczyła z półki i pomknęła ku kolejnemu magowi. Mężczyzna rzucił się do ucieczki, ale potwór rozwarł paszczę i spuścił na niego deszcz płomieni. Wichrowa Twierdza rozbrzmiała agonalnym wrzaskiem, gdy mag zatonął w ognistej pożodze. Teraz smok wziął na cel nieruchomą postać Morgana Sakera, ale nim zdążył się do niego zbliżyć, znacznie większy niż dotychczasowe grom energii wbił się w jego bok.
Potwór obrócił się w kierunku, z którego nastąpił niespodziewany atak. Wylądował na skalnym pinaklu i skupił rozjarzone spojrzenie na dwóch młodych mężczyznach stojących na trybunie. Jeden miał na sobie szaty maga, drugi wydawał się blady i żałośnie słaby.
Obaj umrą.
Falko patrzył na okręcającą się w jego kierunku olbrzymią głowę. Obok niego stał zdyszany, wykończony Meredith, tak samo zdumiony jak pozostali potężną wiązką energii, którą udało mu się wytworzyć. Obaj obserwowali przebieg bitwy, jakby byli niechętną przedstawieniu publicznością, lecz teraz smok patrzył prosto na nich, a oni wiedzieli, że zaraz rzuci się do ataku.
– UCIEKAJCIE! – ryknął emisariusz, gdy smok wystrzelił w ich kierunku. – FALKO... UCIEKAJ!
Chłopiec oderwał wzrok od wcielonej śmierci mknącej w jego kierunku. W skale za nimi znajdowały się głębokie szczeliny. Gdyby udało im się do nich dotrzeć, zanim dopadnie ich potwór, może uniknęliby płomieni. Falko puścił się biegiem naprzód, a potem wrył pięty w podłoże. Meredith stał nieruchomo, jakby przymarzł do skały. Był zbyt przerażony, by się poruszyć.
Siłą zrodzoną z desperacji Falko złapał towarzysza i pociągnął go za sobą ku głębokim szczelinom. Mag zatoczył się na nogach, gdy Falko pchnął go w kierunku kryjówki. Ledwie zdołał odepchnąć go na bok, gdy usłyszał nad głową młócenie potężnych skrzydeł.
Słysząc szum powietrza wciąganego do smoczych płuc, Falko wskoczył do rozpadliny, wlazł za skalny węgieł i wcisnął się tak głęboko, jak tylko zdołał. Przez kilka sekund w jego świadomości istniał tylko rozszlochany oddech Mereditha, a potem świat wybuchł pośród wycia płomieni. Falko wrzasnął, gdy ogień zdarł mu skórę z odsłoniętego ramienia i wpełzł na szyję i twarz.
Emisariusz strwożył się, patrząc na smoka wypełniającego jaskinię ogniem, lecz płomień zaraz zgasł, a jakaś siła przywlokła smoka z powrotem na Smoczy Kamień. To ojciec usiłował bronić syna.
Czarne oczy Morgana Sakera skupiły się na smoku z taką mocą, jakby mag mógł zabić go samą siłą woli. Ale niestety, nie potrafił tego dokonać. Wiedział o tym, tak jak wiedziała o tym kreatura, której nikt nie zdoła już teraz powstrzymać i która zabije ich wszystkich.
Falko osunął się na ziemię, gdy jasność ognia została nagle zduszona, jakby ktoś przeciął mieczem kolumnę płomieni, która buchnęła ze smoczej paszczy. Wiedział, że powinni być z Meredithem martwi, ale jakimś cudem żyli.
Jego umysł zalewał ból. Falko nie potrafił powstrzymać СКАЧАТЬ