Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 11

СКАЧАТЬ a ich wrodzona brutalność i bezwzględność doszły do głosu.

      Pierwsze 700 osób obsługi, zatrudnionej w 1941 roku, tuż po założeniu obozu rozrosło się do 4500 ludzi pod koniec 1944 roku. W sumie przez Konzentrationslager przewinęło się ponad 8000 esesmanów, w tym około 200 kobiet. Ci ludzie, mimo tego, czym zajmowali się na co dzień, usiłowali normalnie żyć, maksymalnie wykorzystując nadarzające się okoliczności. Często tuż za drutami mieszkały ich rodziny, w ogródkach bawiły się dzieci, a w warzywnikach rosły sałata i marchewka. Romansowali, grali w piłkę, organizowali bokserskie sparingi, sprowadzali do obozu grupy teatralne, w Auschwitz pojawił się nawet fortepian, a orkiestra obozowa złożona z więźniów, przygrywająca przy głównej bramie, grała też do kotleta. Bawili się i imprezowali. Popularną rozrywką było obserwowanie ptaków w pobliskiej dolinie Soły, komendant dla tych amatorów ornitologii za obozowe pieniądze wydał nawet specjalną książkę o ptakach, swoisty przewodnik do ich oznaczania.

      Nie sposób określić, co nimi kierowało i dlaczego stawali się tak brutalni wobec więzionych nieszczęśników.

      Nowy transport więźniów wyzwalał w nich zwykle nowe, złowrogie moce i dostarczał strasznej rozrywki.

      *

      Stanisława podskórnie czuła, że są tylko maleńkimi pionkami na planszy ich bezlitosnej gry.

      Dla znakomitej większości kobiet pokazanie się nago nawet mężowi stanowiło wielkie wyzwanie, a co dopiero tutaj, wśród obcych ludzi, w jasnym świetle. Nie dało się zakryć wstydliwych miejsc i choć usiłowały na siebie nie spoglądać, dostrzegały w swoich oczach rozpacz i zażenowanie. Golenie głów konkurowało z obcinaniem włosów łonowych i tych spod pach. Rzadko która kobieta w ogóle interesowała się tymi obszarami ciała i nawet nie dopuszczała myśli, by ktoś inny je oglądał, dotykał, zmieniał.

      Przepchnięte do kolejnego pomieszczenia nagle stanęły w strugach wody. Zimny prysznic w tym kwietniowym dniu był koszmarem. Ociekały lodowatą wodą tak długo, aż kilka z nich straciło przytomność, a dwie nawet życie. Stanisława, trzymając w zaciśniętej dłoni bezcenny zwitek papieru, chroniąc go przed zalaniem, robiła wszystko, by być jak najbliżej córki. Muskała dłonią jej ramię, dodając otuchy i szepcząc, że jeszcze tylko chwila, że to zaraz się skończy.

      A trwało w nieskończoność. Wytatuowana skóra piekła jak posypana solą, paliła i swędziała. Stanisława obawiała się, że ranki zaczną ropieć i może wdać się zakażenie, co, jak się później okazało, wcale nie było rzadkością. Tym bardziej że w obozie nikt nie przejmował się higieną, nie było dostępu do tak elementarnych i banalnych rzeczy jak woda, o prysznicu, czy wannie nie wspominając.

      Czuły się upokorzone jak nigdy w życiu. Może na tym polegał w jakimś stopniu ten mechanizm? Upodleni ludzie tracili nie tylko nadzieję, ale też godność, poczucie własnej wartości, wpadali w mroczną otchłań.

      Tak też się czuły, zmierzając w kierunku bloku, w którym miały odbyć dwutygodniową kwarantannę. Spały pokotem na gołej ziemi, po której biegały szczury. Nie miały łóżek, nawet pościeli. Potwornie marzły i niebawem przekonały się, czym są głodowe racje żywnościowe. Zupa z brukwi, której w wywarze były dosłownie homeopatyczne dawki, nie zaspokajała nawet pierwszego głodu.

      – To się nie dzieje naprawdę. – Sylwia nie mogła uwierzyć, że człowiek może zgotować coś takiego drugiemu człowiekowi.

      Trzymały się z matką blisko, wychodząc ze słusznego założenia, że tylko wzajemnie się wspierając, będą w stanie przetrwać. Dodawały sobie otuchy, wtulając się w siebie. Ale też z zainteresowaniem przyglądały się innym. W tłumie wypatrzyły apatyczną młodziutką dziewczynę, która siedziała sztywna jak słup, nie reagując na otoczenie. One dwie miały siebie, ona najwyraźniej nikogo.

      – Kochanie, może usiądziesz z nami?

      Szesnastoletnia Kama zdawała się głucha. Dopiero gdy Stanisława do niej podeszła i delikatnie dotknęła jej ramienia, podniosła wzrok zaszczutego zwierzątka i odsunęła się jeszcze dalej.

      – Nie bój się.

      Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, ciężkim, marszowym krokiem weszła strażniczka i kazała im się zbierać. Mimo że na razie były odizolowane od innych, słyszały plotki o masowej zagładzie i znały pojęcie krematoryjnego pieca. Dlatego teraz drżały niepewne, co dla nich przygotowano.

      Wnętrze bloku (zdjęcie z archiwum prywatnego)

СКАЧАТЬ