Название: Gwiazda Demonów
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Космическая фантастика
Серия: Star Force
isbn: 978-83-66375-21-5
isbn:
Zatem kiedy okręt twierdził, że jest czegoś pewny, mylił się w jednym przypadku na dwadzieścia.
– Zmień ustawienie na dziewięćdziesiąt dziewięć procent i włącz wszystkie aktywne czujniki. Pozostałym jednostkom każ zrobić to samo. Wyświetl wszystkie obiekty, które nie spełniają nowych kryteriów.
Na holowyświetlaczu zobaczyłem rozszerzającą się z prędkością światła sferę impulsów z radarów i lidarów o różnej długości fal.
– Tam! – wykrzyknąłem, gdy rozświetliła się grupa żółtych ikonek. Odległość i wektor ruchu ukazały się po krótkiej chwili. Kontakty przemieszczały się w naszą stronę z identyczną prędkością, co atakujące z zaskoczenia okręty Demonów.
W jednej pełnej napięcia sekundzie obliczyłem, że są za blisko i nie zdążymy uciec. Problem stanowiła bezwładność. Lecieliśmy w ich kierunku, a one w naszym. Okrętu kosmicznego nie da się ot tak zawrócić – chyba że mówimy o złotej sztabie Pradawnych.
– Oznacz te kontakty jako wrogie! – warknąłem.
Ikonki natychmiast zmieniły kolor. Wkrótce mieliśmy utonąć w morzu czerwieni. Przez moment przeklinałem wszystkie komputery wszechświata, a potem otworzyłem ogólny kanał dowodzenia o najwyższym priorytecie. W praktyce zagłuszyłem całą komunikację we flocie.
– Do wszystkich jednostek: zwrot o dziewięćdziesiąt stopni. Nowy kurs w kierunku skrętu, równolegle do płaszczyzny ekliptyki. Maksymalne przyspieszenie przy zachowaniu formacji. Bradley, wystrzelić pozostałe sztylety, niech ubezpieczają nam tyły. Nieustraszony, wypuść z wyrzutni salwę rakiet, ale bez odpalania silników. Niech powoli zbliżają się do wrogów, przydadzą się potem.
Na wyświetlaczu zobaczyłem, jak Tropiciel zajmuje pozycję na naszej szóstej. Nie zaprotestowałem, bo okręt Jastrzębi był ciężej opancerzony od nas, a na ogonie miał zamontowane bardzo skuteczne wieżyczki obrony punktowej. Ucieszyłem się, że Kreel przejmuje inicjatywę.
– Cholera, szybcy są – wymamrotałem.
Moje jednostki były jak marines, na których szarżowały naddźwiękowe myśliwce. Tyle dobrego, że znajdowaliśmy się o co najmniej godzinę drogi od przeciwnika, a w dodatku odbijaliśmy w bok, wciąż przyspieszając. Wróg zaczął korygować kurs, ale im bliżej się znajdował, tym bardziej prędkość działała na jego niekorzyść. Wyglądało na to, że minie się z naszą pozycją i będzie zmuszony zawrócić.
Jednostki przeciwnika wykryły impulsy z naszych czujników aktywnych i odpaliły silniki fuzyjne, zmieniając się na wyświetlaczu z rozmytych anomalii w osiem jaskrawych punktów. Porównałem moc ich silników ze zmianą wektora ruchu, żeby z grubsza oszacować ich rozmiar. Okazały się znacznie mniejsze od krążowników Demonów, a nawet od fregat nanitów. Nazwałem je „niewykrywalnymi korwetami”.
Wyświetliłem na holowyświetlaczu ich przewidywany tor lotu. Po dziesięciu minutach z ulgą zobaczyłem, że nasze trajektorie zaczynają się rozbiegać, co oznaczało, że korekta kursu nie wystarczyła, ponieważ za bardzo się rozpędziły. Podobnie jak naddźwiękowe myśliwce z Ziemi, jednostki Demonów również miały ograniczoną zwrotność.
Odezwał się Nieustraszony, tłumiąc moją radość.
– Wykryto wystrzelenie pocisków – oznajmił irytująco spokojnym głosem.
Najwyraźniej Demony też odrobiły pracę domową.
Rozdział 5
Tak jak podejrzewałem, ukazały się trajektorie pocisków – takie same, jak podczas ataku na Wieloryby i Elladian. Co oczywiste, rakiety mogły sobie pozwolić na znacznie większe przeciążenia niż jednostki załogowe. Przewidywany tor lotu pocisków szybko przeciął nasz kurs i uparcie się go trzymał. Tym razem nie mieliśmy pod ręką asteroid, które stanowiłyby alternatywne cele. Tymczasem trajektorie korwet oddalały się coraz bardziej.
Hansen zerknął na mnie pytająco. Postanowiłem podbudować morale obsady mostka.
– Ich jednostki nie dadzą rady w porę skręcić, więc już chyba nawet nie próbują. Polecą dalej w kierunku planet wewnętrznych.
Rozejrzałem się, widząc zmartwione twarze.
– Niestety – kontynuowałem – siedzi nam na ogonie szesnaście rakiet z ciężkimi głowicami jądrowymi, które będą tu za jakieś trzydzieści pięć minut. Istnieje ryzyko, że nie zdołamy ich prześcignąć, więc niech wszyscy będą gotowi. Musimy je zestrzelić, co do jednej.
Z każdą minutą narastało napięcie. Salwa, którą wypuściliśmy wcześniej, znalazła się między nami a rakietami wroga. Kusiło mnie, żeby przypomnieć kontrolerom o wzięciu poprawki na wysoką prędkość wystrzelenia, ale się powstrzymałem. Musiałem ufać swoim ludziom.
Na drodze wrogich rakiet wykwitły eksplozje – to wybuchły nasze głowice. Trzy pociski Demonów zniknęły, a kolejny chyba stracił systemy namierzania, bo zaczął na oślep mknąć w pustą przestrzeń.
– Dobra robota! – zawołałem, choć tak naprawdę byłem rozczarowany rezultatem. – Cztery z głowy, zostało dwanaście.
Teraz do akcji wkroczyły sztylety. Dopasowały kurs i szybkość do rakiet wroga, nic sobie nie robiąc z ekstremalnych przeciążeń. Zamiast atakować od przodu, drony ustawiły się z tyłu, bo pracujące silniki fuzyjne stanowiły łatwy do namierzenia cel. Jednak każdy dron miał czas na oddanie zaledwie kilku strzałów, zanim rakiety znów się oddalą. Było kilka trafień, ale żadnego bezpośredniego. Straciliśmy sztylet, gdy jedna z głowic wyczuła pobliski cel i eksplodowała.
Nasze bezzałogowe jednostki posiadały działka laserowe o niewielkim zasięgu, a pociski szybko zostawiały je w tyle.
– Odpadło kolejnych pięć rakiet – oznajmiłem. Nadal leciało na nas siedem. – Kiedy tylko znajdą się w zasięgu, wystrzelić z głównych laserów. Nieustraszony, nakaż wszystkim jednostkom otworzyć ogień.
– Nie wystrzelimy więcej pocisków, kapitanie? – zapytał Bradley.
– Jeszcze nie. Proszę przygotować salwę jako ostatnią linię obrony, ale mam nadzieję, że nie będziemy musieli się do niej uciekać.
Odwrócił się ze zmartwioną miną. Wiedziałem, co myślał – że lepiej stracić rakiety niż okręty – ale musiałem myśleć o przyszłości. Niewykorzystane pociski mogły nam jeszcze uratować życie.
– Pamiętajcie, ludzie, Marvin zaprezentował nam możliwości rakiet wroga. Mieliśmy mnóstwo czasu na treningi i symulacje, więc jesteśmy przygotowani jak rzadko. Skupcie się, damy radę.
Salwy z ciężkich emiterów strąciły jeszcze jeden cel, a potem dołączyły do nich lasery pomocnicze, które najlepiej spisywały się na średnim dystansie. Były dostatecznie duże, żeby zniszczyć rakietę jednym strzałem, i wystarczająco celne, żeby wszystkie wyeliminować. O ile wystarczy czasu.
Pociski СКАЧАТЬ