Gwiazda Demonów. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gwiazda Demonów - B.V. Larson страница 7

Название: Gwiazda Demonów

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Космическая фантастика

Серия: Star Force

isbn: 978-83-66375-21-5

isbn:

СКАЧАТЬ Możliwe, że to celowe, jak w przypadku dawnych bomb neutronowych.

      – Nieustraszony – odezwał się Hansen – potrafisz przewidzieć uszkodzenia celów?

      – W tym momencie bitwa już się rozegrała – powiedział Nieustraszony. – Istnieje dziewięćdziesięciodziewięcioprocentowe prawdopodobieństwo, że wszystkie cywilne jednostki uległy zniszczeniu. Okręty wojskowe odniosły uszkodzenia od lekkich po ciężkie. Instalacje naziemne od braku uszkodzeń do całkowitego zniszczenia. Nie ukończono jeszcze analizy zmiennych. Mam jej przypisać więcej mocy obliczeniowej?

      – Nie – wtrąciłem szybko. – Naprawy wciąż mają najwyższy priorytet. Daj znać, kiedy skończysz tę analizę.

      – Paskudny atak z zaskoczenia – skwitował Hansen. – Aktywne czujniki Wielorybów nie wykryły wroga. Musimy się dowiedzieć dlaczego i skonfigurować nasze systemy tak, żeby nas ostrzegły. Najlepiej przed upływem dziewiętnastu dni.

      – Chodzi o ostrzeżenie od Wielorybów? – Spojrzałem z namysłem na oficera wykonawczego. – Uważa pan, że spodziewają się wtedy ataku?

      – Tak. Myślę, że zobaczyły coś lecącego w ich stronę, oddalonego o dziewiętnaście dni. Może należałoby się za tym czymś rozejrzeć.

      Hansen zaczął manipulować holowyświetlaczem, oddalając obraz i przesuwając punkt widzenia w kierunku brązowego karła.

      – Moim zdaniem, to powinno być gdzieś tutaj – powiedział i zaznaczył sferyczny obszar obejmujący spory kawałek przestrzeni. Mniej więcej jeden procent odległości od Tartaru, czyli dwa dni drogi.

      Kiwnąłem głową.

      – Proszę nad tym popracować samodzielnie, żeby oszczędzać moc obliczeniową Nieustraszonego. Może panu pomóc któryś ze speców od czujników. Proszę mnie informować, gdyby pojawiło się coś ważnego, będę w dziale inżynieryjnym albo logistycznym. Zostawiam panu mostek.

      – Dobrze – powiedział nieobecnym tonem, uparcie regulując holowyświetlacz.

      Wyszedłem i udałem się do działu inżynieryjnego, jednego z dwóch centralnych obszarów okrętu. Drugim był dział logistyki, gdzie mieściła się fabryka. Przed rzędem konsoli stała Sakura ze skrzyżowanymi ramionami i kwaśną miną.

      – Jak leci, poruczniku?

      – Nigdy tak dobrze, jak bym sobie życzyła, sir, ale może być – odpowiedziała, nie patrząc na mnie. – Słyszałam, że coś się działo przy planecie Wielorybów.

      – Wieści szybko się rozchodzą. Owszem, zaatakowały je Demony. Tak nazywamy insektoidy żyjące przy brązowym karle, który ochrzciłem Tartarem. Oczywiście bitwa jest za daleko, żeby mieć na nas wpływ.

      Sakura odchrząknęła, nadal wbijając wzrok w konsole i odczyty.

      – Byłoby optymalnie, gdybyśmy zostali tu przez co najmniej tydzień, a najlepiej miesiąc. Mamy pod dostatkiem surowców, ale jest też wiele napraw do wykonania. Nawet Marvin trzyma się z dala od kłopotów. Bez przerwy wprowadza jakieś poprawki w systemach, ale przynajmniej robi to z pokładu Charta, więc nie muszę go oglądać.

      Powiedziała to z wyraźną irytacją. Wiedziałem, że nie lubi, kiedy robot bez nadzoru miesza w systemach, ale kazałem Marvinowi pod pozorem usprawnień szukać dowodów, które wskażą, kto próbował mnie kilkukrotnie zabić.

      – I chce pani, żebyśmy w spokoju odzyskali pełną sprawność – powiedziałem. – Rozumiem.

      Sakura należała do typowych inżynierów – takich, którzy lubią mieć wszystko uporządkowane i zgodne z harmonogramem. W tym przypadku w pełni się zgadzaliśmy. Nie mogłem znieść faktu, że moje niewielkie siły nie są w stu procentach gotowe do akcji.

      – Planuję się stąd nie ruszać, aż okręty nanitów się powielą – oznajmiłem. – To może zająć parę tygodni. Wtedy postanowimy, czy cała czwórka ma kontynuować replikację, czy zająć się czymś innym.

      Sakura wreszcie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Jej wyraz twarzy zmienił się tylko odrobinę. Chyba się martwiła.

      – Bardzo by mi pomogło, gdybyśmy wykorzystali jedną z tamtych fabryk do produkcji części zamiennych dla Nieustraszonego i Tropiciela, zamiast konstruować więcej przestarzałych fregat.

      Już miałem jej powiedzieć, że to niemożliwe, ale nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.

      – Jednostki nanitów zwykle przyjmują na pokład tylko jedną osobę. Jeśli to pani zdaniem bardzo ważne, zezwalam na oddelegowanie jednego z techników w roli personelu dowódczego. Dzięki temu uzyskamy bezpośredni dostęp do fabryki i będzie pani mogła produkować, co zechce.

      Sakura zmrużyła oczy.

      – W ostatniej bitwie nanity poniosły ciężkie straty. Inżynierowie są kiepskimi dowódcami, a ja będę ich potrzebować z powrotem.

      Wzruszyłem ramionami.

      – Kiedy raz umieści się kogoś w jednostce nanitów, trudno go odzyskać żywego. Niech się pani zastanowi i podejmie decyzję. – Zmusiłem się do poklepania jej po ramieniu, bo z każdym innym oficerem postąpiłbym podobnie. Jednak w tej kobiecie było coś, co czyniło takie gesty niezręcznymi. Może dlatego, że w przeciwieństwie do reszty nigdy nie rozluźniała się w mojej obecności.

      Pokiwała głową, traktując moją dłoń jak powietrze.

      – Pomyślę, sir. Chce pan zapytać o coś jeszcze?

      To był znak, że mam sobie iść.

      – Jestem zadowolony z postępów napraw – powiedziałem. – Postaram się dać pani wystarczająco dużo czasu, żeby poskładać nasze okręty do kupy. Dziękuję za włożony wysiłek.

      Po tych frazesach odszedłem.

      Następny przystanek wypadał w pomieszczeniu działu logistyki, czyli w sali fabrycznej stanowiącej terytorium Adrienne. Miałem nadzieję, że tym razem nie palnę nic głupiego.

      Przeszedłem przez drzwi z inteligentnego metalu, które tłumiły hałas i zapewniały szczelność podczas produkcji delikatnego sprzętu. Adrienne siedziała przy swojej konsoli, odwrócona twarzą do szczękającej i terkoczącej maszyny. Zmarszczone brwi świadczyły o skupieniu. Postarałem się nie myśleć o ręcznikach i długich prysznicach.

      Po przeciwnej stronie pomieszczenia marines w zbrojach robili za ludzkie wózki widłowe, przenosząc stalowe skrzynie pełne rud, minerałów i lodu ze śluz do fabryki. Stawiali ważące po ćwierć tony pojemniki jeden przy drugim i zabierali opróżnione. Kilka osób w egzoszkieletach wspomaganych sprawdzało odczyty na fabryce, wybierało odpowiednie surowce, a potem podnosiło je i wrzucało do właściwych zsypów.

      Choć szczegóły procesów zachodzących wewnątrz fabryki nadal były okryte tajemnicą, ogólnie rzecz biorąc, urządzenie potrafiło wytworzyć niemal cokolwiek i informowało obsługującego, jakich surowców potrzebuje. Jeśli czegoś brakowało, mogło zamienić jeden materiał СКАЧАТЬ