Jajecznica Kolumba. Paweł Wakuła
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła страница 4

Название: Jajecznica Kolumba

Автор: Paweł Wakuła

Издательство: PDW

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия: A to historia

isbn: 9788382089752

isbn:

СКАЧАТЬ świat

      Pyteasz z Massalii

      Postanowiłem, że sam wybiorę się w podróż. No… powiedzmy, że zrobię wycieczkę nieco dłuższą niż wypad do sklepu po jaja i twarożek.

      Zapakowałem do plecaka butelkę wody mineralnej i suchą bułkę i poszedłem nad naszą rzeczkę. Stojąc na moście, zastanawiałem się, jak też ona się nazywa i dokąd płynie. Wcześniej takie pytania jakoś nie przychodziły mi do głowy.

      Wreszcie zszedłem z mostu i ruszyłem przed siebie. Uwierzcie mi, warto było! Szedłem piaszczystą skarpą, skrajem gęstego zielonego lasu, a pode mną wiła się niebieska wstęga wody. Dziadek mówił, że jak rzeka robi zakręty, to znaczy, że meandruje. Nawet pokazał mi ilustrację, na której widniał meander, czyli taki fajny zygzak, którym starożytni Grecy ozdabiali swoje świątynie. Aha, na samym początku naprawdę istniała rzeka, która się tak nazywa9!

      Gdy wreszcie wieczorem zmęczony, ale szczęśliwy, wróciłem do domu, mama załamała ręce.

      – Gdzieś ty był tyle czasu! Nie masz pojęcia, jak się martwiłam! Buty masz całe przemoczone… Proszę bardzo, do tego koszulkę rozdarłeś!

      – Od razu widać, że wybrał się w podróż! – dziadek klepnął mnie w plecy. – Brawo! To rozumiem!

      Tata markotnie spojrzał na gips na swojej nodze.

      – Och, Kuba… Zazdroszczę ci…

      Byłem z siebie bardzo dumny, ale mama miała na ten temat swoje zdanie.

      – Nie jesteś Fenicjaninem, żeby się błąkać po bezdrożach. W tej chwili przebierz się i siadaj do kolacji. Na pewno jesteś głodny jak wilk!

      I wiecie co? Miała rację!

      Kiedy już spałaszowałem osiem kanapek z żółtym serem i pomidorem i wypiłem wielki jak wiadro kubek herbaty, tata zagadnął:

      – A tak swoją drogą, ci Fenicjanie to chyba nie mieli sobie równych…

      – Władali na morzach przez całe stulecia, zazdrośnie strzegąc informacji o odkrytych przez siebie krainach, a zwłaszcza o położeniu Wysp Cynowych – odparł dziadek. – Ale w końcu znaleźli rywali i pogromców w postaci Greków…

      – Tych od meandra? – spytałem z pełnymi ustami.

      – Tych samych – przyznał dziadek. – Okazało się, że są pojętnymi uczniami, a do tego niezłymi spryciarzami. Jeden z nich, niejaki Pyteasz z Massalii, postanowił wykraść sekret Wysp Cynowych…

      – Czekaj, czekaj – tata rzucił się do atlasu. – Gdzie jest ta Massalia?

      – To po prostu dzisiejsza Marsylia. Grecy, podobnie jak wcześniej Fenicjanie, zakładali na wybrzeżach Morza Śródziemnego i Morza Czarnego swoje kolonie. Wiele znanych z historii miast powstało jako ich placówki handlowe: Syrakuzy, Kolchida, Tarent, Milet, Trapezunt…

      – No i co z tym Pyteaszem z Massalii? – przerwała tę wyliczankę mama.

      – To był naprawdę łebski gość, typ naukowca – mruknął dziadek. – Interesowały go pływy morskie10, jako pierwszy ustalił związek przypływów i odpływów z fazami Księżyca. W swojej ojczystej Massalii skonstruował gnomon, czyli zegar słoneczny, dzięki któremu ustalił dokładną szerokość geograficzną miasta.

      – Ale jak wystrychnął na dudka Fenicjan?! – zapytałem.

      Tata dał mi kuksańca w bok.

      – Normalnie, udawał Greka!

      Dziadek postukał palcem w mapę.

      – Najtrudniejszym zadaniem było sforsowanie Cieśniny Gibraltarskiej, której strzegły fenickie okręty wojenne. Gdyby Pyteasz został schwytany, jak nic zawisnąłby na maszcie albo dostał wiosłem po głowie. Dlatego na drugą stronę Słupów Herkulesa prześlizgnął się pod osłoną nocy, a potem z duszą na ramieniu podążył tą samą trasą co Himilkon. Przez cały czas wypatrywał przy tym smoków, węży morskich i krakenów, o których rozpisywał się jego wielki poprzednik.

      – Naprawdę wierzył w te bajki? – zdziwił się tata.

      – Fenicjanie byli mistrzami czarnej propagandy, która miała przerazić konkurentów i zniechęcić ich do poszukiwań Wysp Cynowych. Prawdopodobnie to oni wymyślili znanego z Biblii Lewiatana, morskiego potwora, który ział ogniem i pożerał całe okręty. Pyteasz musiał liczyć się z tym, że spotka go na swej drodze… A jednak nie uląkł się!

      – Dzielny człowiek! – zawyrokowała mama.

      – Już wam mówiłem, że był typem badacza – uśmiechnął się dziadek. – Może w głębi serca miał nadzieję, że naprawdę zobaczy tę bestię? Mógłby wtedy jako pierwszy zmierzyć ją i opisać! Tak czy siak, dotarł wreszcie do Kornwalii, zwiedził tamtejsze kopalnie cyny i obserwował wytop metalu w hutach. Ale najciekawsze jest to, co zrobił następnie – zamiast wrócić z cennymi informacjami do Massalii, udał się w dalszą wędrówkę na nieznane wody! Tym właśnie różnił się od Kartagińczyków, celem jego podróży było nie tylko poznanie ich handlowych tajemnic, ale także naukowa ciekawość.

      – Homo viator – podpowiedziała mama.

      – Prawdopodobnie typowy okaz – zgodził się dziadek. – Skierował swój statek na północ i opłynął Wielką Brytanię od zachodu, rozwiewając wątpliwości, czy jest ona wyspą, czy też fragmentem wielkiego kontynentu. Dokonał też obliczeń matematycznych, wyliczając jej powierzchnię i długość oraz ustalając trójkątny kształt. Aż do tej pory postępował w sposób typowy dla ówczesnych podróżników, którzy żeglowali wyłącznie wzdłuż wybrzeży. Pamiętajcie, że nawet jeśli Fenicjanie dotarli do Ameryki, to nie zrobili tego celowo, po prostu ich statki porwała burza. Tymczasem Pyteasz zdecydował się na rzecz niebywałą – po zbadaniu Wysp Brytyjskich ruszył w nieznane, na pełen ocean!

      Mama z przejęcia aż przygryzła paznokcie.

      – To musiało być takie wyzwanie jak dla współczesnych astronautów lot na Marsa!

      – Okręt Pyteasza żeglował na północ przez sześć dni i sześć nocy. Gdy minął Wyspy Owcze, rozpostarł się przed nim bezmiar wód, po których nie pływał dotąd żaden człowiek. Wreszcie dotarł do stałego lądu, który nazwał po prostu Thule, czyli „świat”. Była to przedziwna kraina, w której latem trwa nieustannie dzień, za to zimą przez sześć miesięcy ciągnie się noc, po morzu pływają kawałki lodu i nie ma już różnicy między lądem, powietrzem i wodą.

      – Matko jedyna! Gdzie on dopłynął?! – złapał się za głowę tata.

      – Wszystko wskazuje na to, że była to Islandia – odparł dziadek. – Wielki norweski podróżnik i badacz Arktyki Fridtjof Nansen nie miał wątpliwości, że Pyteasz opisał zjawisko tak zwanej kaszy lodowej, typowe dla dalekiej północy.

      Tata СКАЧАТЬ



<p>9</p>

Meander wpada do Morza Egejskiego w pobliżu ruin Miletu – starożytnej kolonii greckiej na wybrzeżu Azji Mniejszej.

<p>10</p>

Pływy morskie – zjawisko cyklicznego podnoszenia się i opadania wody w oceanie spowodowane siłami grawitacyjnymi Księżyca i Słońca.