Zima czarownicy. Katherine Arden
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima czarownicy - Katherine Arden страница 4

Название: Zima czarownicy

Автор: Katherine Arden

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: Trylogia Zimowej Nocy

isbn: 978-83-287-1349-9

isbn:

СКАЧАТЬ naprawić wyrządzone szkody.

      – Nie – zaprotestował Słowik, tupiąc nogą. – To Żar-Ptak spowodował pożar, chociaż powinnaś była mnie posłuchać, zanim go uwolniłaś. Klacz była zupełnie oszalała po tylu latach niewoli.

      – Skąd ona się wzięła? – zastanawiała się Wasia. – W jaki sposób akurat Kasjan zdołał okiełznać takie stworzenie?

      Słowik wydawał się zakłopotany. Strzygł nerwowo uszami i smagał się ogonem po bokach.

      – Nie wiem, jak to się stało. Pamiętam, że ktoś krzyczał, a ktoś płakał. Pamiętam skrzydła i krew w błękitnej wodzie. – Tupnął i potrząsnął grzywą. – Nic więcej.

      Wyglądał tak żałośnie, że Wasia pogłaskała go po kłębie, mówiąc:

      – Nie szkodzi. Kasjan nie żyje, a jego klacz zniknęła. Domowik powiedział mi, że Masza tu jest – dodała, zmieniając temat.

      – Oczywiście, że jest – odrzekł koń z wyższością. – Nawet jeśli nie umie ze mną rozmawiać, wie, że kopnę każdego, kto będzie próbował wyrządzić jej krzywdę.

      To nie była czcza pogróżka ze strony konia wysokiego na siedemnaście dłoni.

      – Nie mogę winić jej za to, że przyszła do ciebie – stwierdziła Wasia. Znowu pogłaskała konia po kłębie, a on opuścił z lubością uszy. – Kiedy byłam mała, zawsze biegłam do stajni, gdy tylko pojawiały się pierwsze oznaki kłopotów. Nie jesteśmy jednak w Leśnej Ziemi. Ola się wystraszyła, kiedy odkryto, że Maszy nie ma w pałacu. Muszę ją tam odprowadzić.

      Skulona na słomie dziewczynka poruszyła się i zakwiliła przez sen. Wasia przyklękła ostrożnie, starając się nie urazić bolącego boku, a w tej samej chwili Masza obudziła się i poderwała gwałtownie, uderzając ciotkę głową prosto w żebra tak mocno, że Wasi zrobiło się czarno przed oczami i z wielkim trudem stłumiła okrzyk bólu.

      – Ciiicho, Maszo – szepnęła, kiedy mogła już wydobyć głos. – Ciii… To ja. Wszystko dobrze. Nic się nie dzieje. Jesteś bezpieczna.

      Dziewczynka uspokoiła się i znieruchomiała w objęciach cioci. Wielki ogier opuścił pysk i obwąchał włosy Maszy. Podniosła głowę. Bardzo delikatnie musnął chrapami jej nos, a ona zachichotała cichutko. A potem wtuliła twarz w rękaw Wasi i się rozpłakała.

      – Wasoczka, Wasoczka, ja nic nie pamiętam – mamrotała, łkając. – Pamiętam tylko, że się bałam…

      Wasia też pamiętała swój strach. Słowa dziewczynki sprawiły, że sceny minionej nocy śmigały przez jej umysł jak strzały wystrzelone z łuku. Płomienista klacz stająca dęba. Kurczący się czarnoksiężnik, który padł bezwładnie na ziemię. Zniewolona zaklęciem Masza o pustym spojrzeniu, posłuszna jak lalka.

      I głos króla zimy: „Kochałem cię, jak umiałem”.

      Wasia potrząsnęła głową, jakby mogła w ten sposób rozproszyć wspomnienia.

      – Nie musisz pamiętać, jeszcze nie teraz – przemówiła łagodnie do dziewczynki. – Teraz jesteś bezpieczna, już po wszystkim.

      – Wcale nie czuję, żeby było po wszystkim – mruczała Masza. – Nic nie pamiętam! Skąd mam wiedzieć, czy jest po wszystkim, czy nie?

      – Zaufaj mi. A jeśli nie mnie, zaufaj mamie albo wujowi. Nie spotka cię już nic złego. A teraz chodź, musimy wracać do pałacu. Mama się martwi.

      Masza natychmiast wyrwała się Wasi, która nie miała siły, by ją powstrzymać, i oplotła przednią nogę Słowika wszystkimi czterema kończynami.

      – Nie! – wrzasnęła, wtulając twarz w końską sierść. – Nie zmusisz mnie!

      Zwyczajny koń w takiej sytuacji stanąłby dęba, zarżał albo uderzył Maszę kolanem w twarz, lecz Słowik stał po prostu z niepewną miną. Po chwili opuścił łeb ku Maszy.

      – Możesz tu zostać, jeśli chcesz – powiedział, chociaż dziewczynka nie rozumiała jego mowy. Znowu płakała. Było to cichutkie łkanie dziecka na skraju wytrzymałości.

      Wasia, którą aż mdliło ze współczucia i gniewu, że dziewczynka ma za sobą takie przeżycia, rozumiała, dlaczego Masza nie chce wracać do pałacu. Została z niego uprowadzona, a jej udziałem stały się potworności, które na szczęście ledwie pamiętała. Dlatego bliskość wielkiego i pewnego siebie Słowika była tak bardzo krzepiąca.

      – Coś mi się śniło – wymamrotała dziewczynka z buzią wciąż przyciśniętą do końskiej nogi. – Poza tym snem niczego nie pamiętam. Był tam kościotrup, który śmiał się ze mnie, i cały czas jadłam ciastka, więcej i więcej, chociaż robiło mi się od nich niedobrze. Nie chcę, żeby znów coś mi się przyśniło. Nie wrócę do pałacu. Zamieszkam w stajni ze Słowikiem. – Mocniej objęła nogę ogiera.

      Wasia widziała, że jeśli nie postanowi siłą oderwać Maszy od konia i odciągnąć jej od niego – czego jej złamane żebro mogłoby nie wytrzymać i czemu Słowik byłby zdecydowanie przeciwny – dziewczynka nie ruszy się o krok.

      Cóż, niech ktoś inny tłumaczy porywczemu ogierowi, dlaczego Masza nie może z nim zostać. Tymczasem…

      – No dobrze – Wasia starała się, by jej głos brzmiał pogodnie. – Nie musisz wracać do pałacu, jeśli nie chcesz. Opowiedzieć ci bajkę?

      Dziewczynka rozluźniła nieco uścisk wokół nogi Słowika.

      – Jaką bajkę?

      – Jaką tylko zechcesz. O Iwaniuszce i Aleniuszce? – Nagle Wasi ścisnęło się serce. „Siostro, droga siostro Aleniuszko”, powiedział koziołek, „przypłyń tu do mnie. Już rozpalają ogniska, już gotują wodę w garnku, już ostrzą noże. Zabiją mnie”. Ale siostra nie mogła mu pomóc. Utonęła. – Nie, może jednak nie tę – powiedziała pośpiesznie i zastanowiła się. – Może o głupim Wani?

      Masza zamyśliła się głęboko, jakby wybór bajki był sprawą wielkiej wagi i mógł zmienić bieg tego ciężkiego dnia. Przez wzgląd na dziewczynkę Wasia żałowała, że naprawdę tak nie jest.

      – Chyba… – zaczęła Masza – chyba chciałabym usłyszeć bajkę o Marii Moriewnie.

      Wasia się zawahała. W dzieciństwie uwielbiała opowieść o pięknej Wasilisie, swojej bajkowej imienniczce, lecz bajka o Marii Moriewnie mogła okazać się bolesna, zbyt bolesna po tym, co stało się tej nocy. Dziewczynka jednak jeszcze nie skończyła.

      – Opowiedz o księciu Iwanie – dokończyła swoją myśl. – Tę część bajki. I o koniach.

      I nagle Wasia zrozumiała. Uśmiechnęła się, nie zważając na to, że napina poparzoną skórę twarzy.

      – Dobrze. Opowiem ci o tym, jeśli puścisz nogę Słowika. On nie jest słupem.

      Maria niechętnie odsunęła się od konia, a on położył się na słomie, żeby obie dziewczyny mogły się przytulić do jego ciepłego boku. Wasia owinęła Maszę i СКАЧАТЬ