Название: Podejrzany
Автор: Fiona Barton
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Kate Waters
isbn: 9788380157309
isbn:
– Okropnie trudno się otwierają, co?
Odpowiedział nieśmiałym uśmiechem i przepuścił ją w drodze na miejsce.
A teraz już tu jest. Bangkok. Podniosła plecak, zarzuciła go z trudem na ramię i zatoczyła się nieco; zakręciło jej się w głowie od gwałtownego ruchu. Czuła się sztywna i otumaniona, jakby nie dotykała stopami ziemi.
Nieznajomi zagadywali, żeby z nimi pojechały. Drobni mężczyźni o szerokich uśmiechach i natarczywych dłoniach.
– Potrzebujecie taksówki?
– Znam dobry hostel.
– Chcecie do świątyni?
Stała bez ruchu, czując, jak mnogość wyborów bębni jej w czaszce. Była piąta rano, ciemno, gorąco, chciała się tylko gdzieś położyć.
„No dobra, Alex, idziemy – powiedziała w duchu. – Gdzie Rosie?”
Polazła gdzieś szukać czegoś od bólu głowy.
– Trzeba było nie pić tyle wina w samolocie. Nie spakowałaś paracetamolu? – powiedziała Alex, sięgając do zamka bocznej kieszeni plecaka.
– Nie – warknęła Rosie i odmaszerowała.
Alex miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Zresztą już za późno na wątpliwości. Były na miejscu. I było bosko. No dobrze, miało być.
Piątek, 15 sierpnia 2014 roku
Detektyw
Od samego rana Zara Salmond chodziła koło niego na palcach, komisarz Bob Sparkes zaczynał się czuć jak tropiona zwierzyna. Zawsze pozostawała tuż poza polem widzenia, ale równie dobrze mogłaby stać z neonem głoszącym: „Żona szefa umiera”.
Dwa miesiące temu Eileen miała nawrót raka, wygryzł w niej nowe dziury, powoli ją pożerał.
– Damy sobie radę – powiedział jej, kiedy odebrali ostatnie wyniki badań. – Raz już z tym wygraliśmy, teraz też nam się uda.
Dzieci płakały z nim wcześniej, w domu, z dala od matki. Teraz wszyscy się trzymali, robili dobrą minę do złej gry, co było śmiertelnie wyczerpujące. Bywały takie dni, kiedy ledwie mógł się zwlec z łóżka.
Przełożeni zachowali się wspaniale, zachęcali, żeby wziął tyle wolnego, ile tylko chce, ale Sparkes czuł się nieswojo i w szpitalu, i w domu. Potrzebował w życiu czegoś, co nie będzie miało nic wspólnego z rakiem. Musiał udawać, że możliwe jest normalne życie, zarówno ze względu na Eileen, jak i po to, żeby sam mógł zapomnieć o tym, jak boli go serce.
Ale wyraźnie zapomniał wytłumaczyć to wszystko Salmond.
Wiedział, że to z dobrego serca stara się trzymać hołotę z centrum koordynacyjnego z dala od jego gabinetu, ale kiedy usłyszał, jak sierżantka mówi do kogoś: „Lepiej przyjdź później, ma dziś kiepski dzień”, jego cierpliwość się wyczerpała. Oczami wyobraźni zobaczył troskę na jej twarzy i wrzasnął:
– Salmond, do mnie!
Kiedy wetknęła przez szparę w drzwiach schludnie ostrzyżoną głowę, od razu starł jej uśmiech z twarzy.
– Zaczynam cię mieć po dziurki w nosie, Salmond. Przestań opowiadać ludziom, że powinni mnie zostawić w spokoju. Idź się zajmij czymś pożytecznym. Czuję się jak poddany kwarantannie.
Policjantka zbyła te słowa śmiechem, ale Bob wiedział, że trochę przesadził. Wstał, żeby ją zatrzymać.
– Przepraszam, ale kiedy rozmawiasz o mnie z ludźmi, mam wrażenie, że mówisz o samobójcy stojącym na moście. Nic mi nie jest.
– W porządku, szefie. Dotarło. Zostawię pana samego. Muszę napisać parę raportów.
– Opowiedz mi, czym się zajmujesz – poprosił, wskazując krzesło.
Salmond usiadła i skrzyżowała ręce na piersi. „Ciągle się gniewa” – pomyślał Bob.
– No dalej, przypomnij mi.
– Próbuję domknąć tę sprawę z narkotykami w Portsmouth.
– Trochę się to wlecze, co?
– Rzeczywiście. Ale ciągle ktoś wyjeżdża na urlop.
– Jakieś powody do niepokoju?
– Nie, wszystko w porządku. Aha, i ktoś zgłosił zaginięcie dwóch dziewczyn z Winchesteru.
– Zaginięcie? Ile mają lat? – zapytał, natychmiast robiąc się czujny. – Kiedy to się stało? Dlaczego od razu mnie nie poinformowałaś?
– Osiemnastolatki, zaginęły w Tajlandii.
– Aha – mruknął Sparkes i stracił zainteresowanie. Zaczął myśleć o spotkaniu z lekarką Eileen, które czekało go później.
– To poza naszym rewirem, ale chętnie się zgłoszę, gdyby chciał pan wysłać… – Salmond podniosła nieco głos, dając mu do zrozumienia, że zauważyła jego pusty wzrok.
– Chyba w twoich snach. Zresztą dopiero co wróciłaś z wakacji.
– Trudno to nazwać wakacjami. Kiedy Neil zapowiedział wyjazd do Turcji, wyobrażałam sobie leżaki i plażę. Przez większość czasu zwiedzaliśmy starożytne latryny, potrzebuje tego do jakiegoś projektu do szkoły. Było ze czterdzieści stopni.
– Latryny? Doskonale. Masz jakieś zdjęcia?
– Neil ma całe tony – odparła Salmond ze śmiechem. – Poproszę, żeby przesłał panu najlepsze ujęcia.
– Nie ma pośpiechu. No dobrze, co z tymi dziewczynami?
– Minął dopiero tydzień, ale rodzice się denerwują. Dziewczyny pierwszy raz wyjechały same, wczoraj nie zadzwoniły, żeby dowiedzieć się o wyniki egzaminów. Rano zgłosił się ojciec jednej z nich, przekazuję informację do Interpolu, ale idę o zakład, że smażą się gdzieś na plaży. Szczęściary.
– Tak, pozazdrościć. No nic, dawaj znać, jak będzie coś wiadomo. Jeśli sprawa się rozwinie, to media się na nas rzucą, na wszelki wypadek przygotuj informację dla biura prasowego.
I puścił do niej oko, żeby nie miała wątpliwości, że między nimi wszystko dobrze.
– Mam nowe wieści – powiedziała Salmond dwadzieścia minut później. – Zreferowałam sprawę biuru prasowemu. Poza tym rodzina uruchomiła kampanię na Facebooku. – Sparkes się skrzywił. – To naprawdę dobry pomysł. Tam właśnie zaglądają dzieciaki, które może siedzą teraz obok Alex i СКАЧАТЬ