Podejrzany. Fiona Barton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Podejrzany - Fiona Barton страница 2

Название: Podejrzany

Автор: Fiona Barton

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Kate Waters

isbn: 9788380157309

isbn:

СКАЧАТЬ href="#litres_trial_promo">Rozdział 61

      Rozdział 62

      Rozdział 63

      Rozdział 64

      Rozdział 65

      Rozdział 66

      Rozdział 67

      Rozdział 68

      Rozdział 69

      Rozdział 70

      Rozdział 71

      Rozdział 72

      Przypisy końcowe

      Tytuł oryginału: THE SUSPECT

      Redakcja: Anna Brzezińska

      Projekt okładki: © R. Shailer/TW

      Zdjęci na okładce: © Shutterstock

      Adaptacja okładki: Magdalena Zawadzka

      Korekta: Beata Wójcik, Słowne Babki Sp. z o.o.

      Redaktor prowadzący: Katarzyna M. Słupska

      Copyright © Fiona Barton, 2018

      Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2020

      Copyright for the Polish translation © Agata Ostrowska, 2019

      Wydanie I

      ISBN: 978-83-8015-730-9

      Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

      Nigdy nie pozwól, żeby prawda zepsuła ci dobrą historię.

      Przypisywane Markowi Twainowi

      W pogoni za tematem

      Niedziela, 27 lipca 2014 roku

      Reporterka

      Telefon dzwoni o trzeciej nad ranem. Ostry dzwonek wyrywa nas ze snu.

      Sięgam na szafkę nocną, żeby go uciszyć.

      – Halo? – szepczę.

      Odpowiadają mi szmery i trzaski. Przyciskam słuchawkę mocniej do ucha.

      – Kto mówi?

      Czuję, że Steve obraca się w moją stronę, ale nic nie mówi.

      Szum przycicha i słyszę jakiś głos.

      – Halo? Halo? – powtarza, jakby mnie szukał.

      Siadam w łóżku i zapalam lampkę. Steve z jękiem zasłania sobie oczy.

      – Kate? Co się dzieje? – pyta.

      – Kto mówi? – powtarzam. Ale wiem. – Jake?

      – Mamo – słyszę głos, zniekształcony przez odległość, „albo przez alkohol” – myślę cierpko. – Przepraszam, że zapomniałem o twoich urodzinach – dodaje.

      Na linii znów coś trzeszczy i już go nie ma.

      Patrzę na Steve’a.

      – To on? – pyta.

      Kiwam głową.

      – Przeprosił, że zapomniał o moich urodzinach…

      Nasz starszy syn zadzwonił pierwszy raz od siedmiu miesięcy. W międzyczasie wysłał trzy mejle, ale z góry nas uprzedził, że nie będzie dostępny pod telefonem. Mówił, że tylko byśmy go stresowali ciągłymi telefonami. Miał się sam z nami kontaktować.

      Ostatni raz zadzwonił w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Mieliśmy nadzieję, że spędzi święta z nami, rozrywając z hukiem kolejne cukierki z niespodzianką i przyrządzając swoje zabójcze grzane wino. Najpierw mu to zasugerowaliśmy, potem wysyłaliśmy błagalne mejle, a w końcu nawet pieniądze na samolot przez Western Union, kiedy wydawało się, że zaczyna się łamać. Pieniądze odebrał. Oczywiście. Ale nie przyjechał, a w świąteczny poranek uraczył nas ledwie dziesięciominutową rozmową. Odebrał Steve i pierwszy z nim rozmawiał, podczas gdy ja stałam nad nim niecierpliwie, potem Jake poprosił do telefonu Freddiego, swojego młodszego brata, a dopiero na końcu własną matkę.

      Przytuliłam słuchawkę, jakbym czuła jego ciężar i ciepło, starałam się raczej słuchać, niż mówić. Ale z upływem kolejnych sekund odliczanych przez aparat gdzieś w budce telefonicznej ciągle był oschły i zdystansowany, a mnie włączył się tryb przesłuchania.

      – To gdzie teraz jesteś, kochanie?

      – Tutaj – odparł ze śmiechem.

      – Ciągle na Phuket?

      – Tak, tak.

      – Pracujesz?

      – Tak, pewnie. To tu, to tam.

      – A co z pieniędzmi?

      – Radzę sobie, mamo. Nie martw się o mnie. Niczego mi nie trzeba.

      – Jeśli tylko jesteś szczęśliwy… – usłyszałam swój głos. Tchórzliwy frazes.

      – Jestem.

      Kiedy odłożyłam słuchawkę, Freddie wsunął mi do ręki kieliszek prosecco i pocałował w policzek.

      – Spoko, mamo. Wszystko w porządku. Świetnie się bawi i grzeje na słońcu, a my tu tkwimy w tej szarówie i deszczu.

      Ale w głębi duszy wiedziałam, że wcale nie jest w porządku. W jego głosie pojawiła się jakaś ostrożność, nieufność. I ten nerwowy śmiech. Nie brzmiał już jak mój Jake.

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes