Gdybyś mnie teraz zobaczył. Cecelia Ahern
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gdybyś mnie teraz zobaczył - Cecelia Ahern страница 15

Название: Gdybyś mnie teraz zobaczył

Автор: Cecelia Ahern

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-287-1326-0

isbn:

СКАЧАТЬ teraz razem i przedyskutują sprawę. Pod koniec zaś mały uszanuje jej życzenie. Elizabeth wytłumaczy mu, że zachowuje się niemądrze i nie będą już więcej rozmawiać o niewidzialnych przyjaciołach.

      – Poza tym Ivan chce wiedzieć, dlaczego zabrałaś ze sobą pogrzebacz do łóżka – dodał Luke, czując się nieco pewniej, ponieważ Elizabeth na niego nie nakrzyczała.

      – Ani słowa więcej o Ivanie, zrozumiałeś?! – eksplodowała Elizabeth.

      Luke pobladł na twarzy.

      – ZROZUMIAŁEŚ?! – wrzasnęła. Nie dała mu nawet szansy na odpowiedź. – Wiesz równie dobrze jak ja, że nie ma czegoś takiego jak Ivan. Nie bawi się z tobą w berka, nie je pizzy, nie ma go w dużym pokoju i nie jest twoim najlepszym przyjacielem, ponieważ nie istnieje.

      Twarz Luke’a wykrzywiła się, jakby za chwilę miał się rozpłakać.

      – Dzisiaj pojedziesz odwiedzić dziadka – ciągnęła Elizabeth. – Jeżeli usłyszę od niego, że wspomniałeś jednym słowem o Ivanie, będziesz miał poważne kłopoty. Rozumiesz?

      Luke zaczął cicho płakać.

      – Rozumiesz? – powtórzyła.

      Chłopiec pokiwał powoli głową. Po policzkach spływały mu łzy.

      Elizabeth poczuła, że nie jest już wściekła, ale boli ją gardło od krzyku.

      – A teraz usiądź przy stole. Przyniosę ci twoje płatki – powiedziała łagodniej. Przygotowała mu porcję coco pops. Zazwyczaj nie pozwalała mu jeść takich słodkich śniadań, ale teraz czuła się winna, że nie porozmawiała z nim o Ivanie tak, jak to planowała. Wiedziała, że ma problemy z utrzymywaniem złości w ryzach.

      Usiadła przy stole i obserwowała, jak mały wsypuje kakaowe prażynki do miski i chwiejnie nachyla karton z mlekiem nad miską. Biały płyn rozprysnął się na stole. Elizabeth powstrzymała się od nakrzyczenia za to na siostrzeńca, chociaż przecież wysprzątała i wypucowała wszystko zaledwie wczoraj.

      Coś, co powiedział Luke, nie dawało jej spokoju, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, co to było. Oparła brodę o dłoń i obserwowała, jak mały je.

      Przeżuwał powoli, z widocznym smutkiem. Panowała cisza, z wyjątkiem chrupania prażynek.

      – Gdzie jest klucz od dużego pokoju? – spytał po kilku chwilach.

      – Luke, nie mów z pełną buzią – upomniała go łagodnie. Wyjęła klucz z kieszeni, podeszła do drzwi salonu i otworzyła je. – Proszę bardzo, teraz Ivan może opuścić nasz dom – zażartowała i natychmiast tego pożałowała.

      – Nie może – odparł ze smutkiem Luke. – Nie potrafi sam otworzyć drzwi.

      Zapadło milczenie.

      – Nie potrafi? – spytała Elizabeth.

      Luke potrząsnął głową. Wyraźnie uważał, że to najnormalniejsza rzecz na świecie. Elizabeth dawno nie słyszała podobnej bzdury. Co to za niewidzialny przyjaciel, który nie potrafi przechodzić przez ściany i zamknięte drzwi? W każdym razie ona jemu nie zamierzała ich otworzyć. Wystarczy, że odblokowała zamek, co i tak było szczytem idiotyzmu z jej strony. Wróciła do kuchni i zaczęła się pakować do pracy. Luke skończył jeść płatki, włożył miskę do zmywarki, umył ręce, wytarł je w ręczniczek i ruszył w kierunku drzwi do salonu. Przekręcił klamkę, otworzył drzwi na oścież, uśmiechnął się szeroko do powietrza, przyłożył palec do ust, wskazał na ciocię drugą ręką i cicho zachichotał do siebie samego. Elizabeth przyglądała się temu z przerażeniem. Poszła do salonu i stanęła w drzwiach, za plecami chłopca. Zajrzała do środka. Nikogo tam nie było.

      Kobieta z Rentokilu powiedziała, że zazwyczaj myszy nie przychodzą do domu w czerwcu, i teraz, kiedy Elizabeth przyglądała się podejrzliwie dużemu pokojowi, zastanawiała się, co w takim razie mogło robić taki hałas.

      Chichot Luke’a wybił ją z transu. Spojrzała w stronę kuchni i zobaczyła, jak siedzi przy stole, machając radośnie nogami i robiąc głupie miny do pustej przestrzeni. Naprzeciwko niego stało nakrycie ze świeżo nasypanymi prażynkami Coco Pops.

      – O rany, ale ona jest zasadnicza – wyszeptałem do Luke’a, usiłując jeść moje coco pops tak, żeby tego nie zauważyła. Zazwyczaj nie szepczę w obecności rodziców, ale Elizabeth słyszała mnie kilka razy w ciągu kilku minionych dni, nie chciałem więc ryzykować.

      Luke zachichotał i pokiwał głową.

      – Zawsze taka jest?

      Znowu pokiwał głową.

      – Czy kiedykolwiek się z tobą bawi albo cię przytula? – spytałem, przyglądając się, jak Elizabeth sprząta lśniące czystością blaty kuchenne, przesuwa przedmioty pół centymetra w prawą albo w lewą.

      Luke pomyślał przez chwilę.

      – Niezbyt często – odparł.

      – Ale to okropne! Nie przeszkadza ci to?

      – Edith mówi, że niektórzy ludzie nie potrafią się bawić i przytulać, ale to nie oznacza, że cię nie kochają. Po prostu nie potrafią tego okazać albo powiedzieć – wyszeptał w odpowiedzi Luke.

      Elizabeth przyjrzała mu się nerwowo z drugiego końca kuchni.

      – Kto to jest Edith?

      – Moja niania.

      – Gdzie ona jest?

      – Na wakacjach.

      – A kto się tobą opiekuje, kiedy ona jest na wakacjach?

      – Ty – uśmiechnął się mały.

      – Umowa stoi – wyciągnąłem do niego rękę. Luke chwycił ją. – Musimy to zrobić tak – wyjaśniłem, potrząsając jego dłonią gwałtownie i drgając całym ciałem, jakbym dostał konwulsji. Luke zaczął się śmiać i zrobił to samo. Roześmialiśmy się jeszcze bardziej, kiedy Elizabeth przestała sprzątać i spojrzała na nas szeroko otwartymi oczami.

      – Zadajesz dużo pytań – wyszeptał Luke.

      – A ty udzielasz wielu odpowiedzi – odciąłem się i znowu się roześmieliśmy.

      Bmw podskakiwało na nierównej drodze prowadzącej na farmę ojca. Elizabeth ze złością zaciskała dłonie na kierownicy, wiedząc, że boki świeżo umytego samochodu pokrywa coraz grubsza warstwa kurzu. Jak mogła żyć na tej farmie przez osiemnaście lat? Nie mieściło się to jej w głowie. Tutaj niczego nie można było doprowadzić do porządku.

      Dzikie fuksje tańczyły na wietrze, witając nadjeżdżających. Rosły wzdłuż drogi, ich kwiaty były niczym światła na pasie startowym, zwrócone ku nadjeżdżającym, jakby chciały się im dobrze przyjrzeć. Luke otworzył okno i wystawił rękę na zewnątrz.

      Elizabeth СКАЧАТЬ