Название: Oblężenie
Автор: Geraint Jones
Издательство: PDW
Жанр: Боевики: Прочее
Серия: POWIEŚĆ HISTORYCZNA
isbn: 9788380626836
isbn:
Odsunąłem się od bramy, żeby móc widzieć człowieka, który się do nas odezwał. Był to centurion, wyróżniał go poprzeczny grzebień na hełmie. Twarz miał szczerą i uśmiechniętą.
– Gadajcie, chłopaki. Ci łucznicy zorganizowali sobie zawody, który z nich będzie miał więcej śmiertelnych trafień, a wy wyglądacie kusząco.
– Uciekliśmy, panie – zdołałem powiedzieć.
– Taa, widziałem to. – Centurion się wyszczerzył, zanim sobie uświadomił, że jeden z nas zginął podczas ucieczki. – Przykro mi z powodu waszego przyjaciela, ale fort jest najważniejszy. Żadnego wyrównywania rachunków, jeśli wejdziecie, zgoda?
– Jeśli? – wypalił Brando niezdolny się powstrzymać.
– Fort jest najważniejszy – powtórzył centurion. – A teraz, kim jesteście?
Jeden po drugim podaliśmy nasze imiona i nazwy oddziałów, a centurion wypytywał nas dalej, póki się nie przekonał, że istotnie służyliśmy pod orłami, jak twierdziliśmy. Kikut był rozdrażniony, ale mnie to łagodne przesłuchanie nie zdziwiło. Zaskoczyło mnie natomiast, że centurion nie próbował wypytywać nas, w jaki sposób staliśmy się niewolnikami germańskiej hordy. Wiadomość o straconych legionach nas wyprzedziła.
– Słuchajcie, chłopcy – odezwał się. – Usiądźcie sobie tam na dole i odpocznijcie. Macie. – Uśmiechnął się, upuszczając bukłak z winem. – Rozluźnijcie się. Te wrota się nie otworzą nawet przed paradą kurew za pół ceny, więc posłałem po liny. Wciągniemy was.
Nie mając innego wyboru, przyjąłem radę i usiadłem oparty plecami o belki. Przekazywany z rąk do rąk bukłak dotarł w końcu do mnie. Trunek smakował wybornie.
– Zdrowie – powiedział Brando, podając mi go drugi raz. – Wiesz, myślałem, że odczuję ulgę, kiedy tutaj dotrzemy – zwierzył się – ale patrząc na to… – Zatoczył ramieniem łuk, obejmując nim rozłożoną obozem armię Arminiusza. Gąszcz ludzi na otaczającym nas terenie stanowił widok budzący grozę.
Zastanowiłem się nad odpowiedzią, ale w tym momencie z góry opadły liny.
Bataw wzruszył ramionami, chwycił jedną i sprawdził jej wytrzymałość.
– Przynajmniej teraz będziemy po właściwej stronie umocnień.
Trochę to trwało, zanim dotarliśmy na pomost bojowy fortu. Byliśmy zbyt słabi, żeby się wspiąć, więc centurion kazał swoim ludziom zawiązać na linach pętle, w których mogliśmy umieścić stopy, po czym wciągnięto nas na górę. Kiedy przyszła moja kolej, upadłem na deski pomostu z gracją karpia złapanego w sieć.
To centurion pomógł mi się podnieść.
– Nazywam się Hadrian – przedstawił się. – Moi ludzie nazywają mnie H. Przykro mi z powodu tego opóźnienia, ale kazałem kucharzowi przygotować dla was trochę jedzenia. Gorącej strawy. Nie wyglądacie, jakbyście ostatnio jedli.
Nie było wiele do powiedzenia. Prawdę mówiąc, nadal byliśmy w szoku, że zdołaliśmy uciec. Świadomość, że nie jesteśmy już jeńcami, musiała się na nowo zakorzenić w naszych zmaltretowanych umysłach. W kamiennym milczeniu zszedłem za H. z pomostu, patrząc przekrwionymi oczami na fort; był wystarczająco duży, żeby pomieścić kilka kohort, chociaż wyglądało na to, że wartownicy na jego ścianach są rozstawieni rzadko. Cywile siedzieli skuleni między zabudowaniami, najwyraźniej przestraszeni tym, co czekało za umocnieniami. Wielu zdawało się w takim samym stanie jak ja i domyśliłem się, że to uchodźcy, którzy uciekli przed armią Arminiusza. To było pytanie do H., ale mogło poczekać. Chciałem się tylko najeść, napić i spać.
H. zaproponował mi coś jeszcze.
– Ty dowodzisz tą grupą? – zapytał.
Zawahałem się, ale Brando odezwał się za mnie:
– On.
– Cóż, to dobrze. Możesz zachować dowództwo nad swoimi kamratami. Nasza kohorta jest niepełna, a po tym, co przeszliście, chłopaki, nie chcę was rozdzielać. Będziecie siódmą drużyną piątej centurii, którą dowodzę. Nie mamy ósmej drużyny – dodał.
Nie miałem nic do powiedzenia. Znaleźliśmy się ponownie pod skrzydłami armii i najwyraźniej wydano mi rozkaz, nawet jeśli w przyjazny sposób.
H. zwrócił się do Branda i Folchera.
– Nie martwcie się, chłopaki, że jesteście Batawami, i całą resztą. Chcemy tylko, żebyście stali na straży i walczyli razem z nami. Będzie mnóstwo czasu na poznanie zasad działania ciężkiej piechoty, kiedy się stąd wydostaniemy. – Głos H. brzmiał wesoło, jakbyśmy nie byli otoczeni przez rój wrogów. – Poza tym jest mnóstwo wakatów. Musimy się tylko wykazać pewną kreatywnością w prowadzeniu ksiąg. Przyjmijcie rzymskie imiona, jakie chcecie. Tak czy owak, witajcie w forcie Aliso, chłopcy. Witajcie w dziewiętnastym legionie.
CZĘŚĆ DRUGA
9
Wszystko, czego chciałem, to jeść, pić i spać, ale żołnierz ma mniej więcej tyle samo swobody w wyborze swoich poczynań co niewolnik, więc po tym, gdy legioniście polecono zaprowadzić moich towarzyszy do koszar i dopilnować, żeby zostali nakarmieni i napojeni, ja uczyniłem to, co mi kazano, czyli poszedłem za centurionem H. do budynku dowództwa.
Jak we wszystkich obozach rzymskich kwatera główna stała dumnie w środku fortu, a my szliśmy szeroką drogą prowadzącą wprost od bramy warowni. Wzdłuż traktu kuliły się grupy cywilów. Były to żałośnie wyglądające postacie o zgarbionych ramionach i oczach wbitych w ziemię. Nawet dzieci – zwykle najbardziej optymistyczne i ruchliwe, bez względu na sytuację – były przygnębione. Co wycierpiały, żeby tutaj dotrzeć, dostać się w obręb bezpiecznych ścian warowni? Jakich czynów wojennych były już świadkami w tak młodym wieku?
– Wyglądają na przerażonych, co? – odezwał się H.
Nie odpowiedziałem, gdyż wydawało się to oczywiste.
– Nie chodzi tylko o kozojebców. – Centurion przeszedł do wyjaśnień. – Zeszłej nocy doszło do morderstwa. Dwunastoletnia dziewczynka. Kurewsko brutalne. Teraz musimy wprowadzić nocne patrole wewnątrz obwarowań, tak jak i na nich. Jakbyśmy mieli mało roboty.
Od dzieci o zapadniętych oczach moja uwaga powędrowała ku grupie ciemnoskórych mężczyzn, którzy maszerowali w naszą stronę. Byli mocno zakutani, jakby panował środek zimy, chociaż wrześniowy dzień przyniósł nieco ciepła. Grube stroje utrudniały ocenę ich rozmiarów, ale nie byli wysocy. Wszyscy mieli krótkie, kruczoczarne brody. W rękach trzymali łuki, które siały śmierć ze ścian fortu.
– Są ze Wschodu? – zapytałem H.
– Taa. Syryjczycy. Mamy tutaj ich kohortę. Mówiąc szczerze, to prawdopodobnie oni zabili tę dziewczynkę. Po prawdzie nie są wiele lepsi od kozojebców.
Pomimo СКАЧАТЬ