Название: Gringo wśród dzikich plemion
Автор: Wojciech Cejrowski
Издательство: PDW
Жанр: Путеводители
isbn: 9788381271509
isbn:
Mój czas mija. Robi to na różne sposoby: goni, ucieka, przelatuje jak z bicza trzasł, albo zwyczajnie płynie i przecieka mi między palcami. Ale nigdy się nie zatrzymuje! Kiedy mówię, że czas stanął w miejscu, mam na myśli coś zupełnie innego.
Ich (indiański) czas – jest obecny – to wszystko. Nie rusza się w sposób spektakularny. Najczęściej trwa okręcony ciasną pętlą wokół miejsca, w którym akurat przebywają. Senny, jak syta anakonda zwinięta na gałęzi teraźniejszości – każda pętla to jedna chwila. Jego ruchy są tak powolne, że mało kto je zauważa i pewnie dlatego nikt nie zwraca na niego uwagi. Kazać Indianinowi gonić czas, to tak jakby komuś kazać gonić przesuwającą się płytę kontynentalną.
W puszczy nad Amazonką czasu nie widać. Zasłania go całkowicie monotonia trwania.
Każdy dzień trwa po 12 godzin – na równiku słońce zawsze wstaje o 6, a zachodzi o 18 – bez względu na porę roku. A pór roku właściwie nie ma. Wprawdzie przez kilka miesięcy deszcz pada bardziej, ale w pozostałych miesiącach też pada prawie codziennie. No i jak tutaj wpaść na koncepcję kalendarza, skoro słońce jest zawsze w zenicie, a nocą przez liście trudno obserwować ruchy gwiezdnych konstelacji?
W takich warunkach użyteczną miarą czasu nie może być ani rok, ani miesiąc, tylko dzień albo pora. Pora dnia, pora życia, pora wzrostu, pora umierania. A one układają się w cykle. Zamknięte i powtarzalne. Drzewa cyklicznie owocują. Kobiety cyklicznie rodzą dzieci. Mężczyźni cyklicznie idą na polowanie. Cyklicznie się je, śpi, wstaje rano i kładzie wieczorem – wciąż to samo, wciąż od nowa. Koło za kołem.
Oś czasu w świecie Białych jest jak nić, a chwile są na nią ponawlekane jedna za drugą i stanowią ciąg wydarzeń. Od „było" do „będzie". Od „dawno dawno temu…" do „przewiduje się, że w roku przyszłym…".
Indiańskie dni nie sumują się i nie odejmują tak jak nasze. Ich czas to koło – zamknięty cykl, który się powtarza w nieskończoność. Zatacza kręgi, podobnie jak dziecinna kolejka, i nie ma problemu, jeżeli nie zdążyłeś wskoczyć do wagonu – zawsze możesz spróbować następnym razem.
Żeby tak myśleć, wcale nie trzeba być Dzikim. Wysoko rozwinięte cywilizacje Mezoameryki – Majowie, Aztekowie – przedstawiali kalendarz w postaci kamiennego koła. Odmierzali czas w zamkniętych cyklach po 52 lata każdy. A potem wszystko zaczynało się od nowa – kolejne narodziny świata; kolejna szansa. Koło za kołem.
Nasz kalendarz to rubryki miesięcy, ułożone jedna za drugą – zerwałeś kartkę i nie ma powrotu. Nasz pociąg ucieka po prostej, więc jesteśmy zmuszeni gonić go, bez względu na pogodę.
Ich pociąg jeździ w kółko, więc spokojnie czekają pod dachem aż przestanie padać. Nie ma pośpiechu, przecież nawet jeżeli się spóźnią, to jednocześnie będą przed czasem. Oni zawsze mają następne okrążenie. Koło za kołem.
Indianin żyje chwilą. I jak nikt inny potrafi smakować teraźniejszość.
Chwile jego życia są pojedyncze i zamknięte w sobie. Przylegają jedna do drugiej – jak jajka w koszu – ale poza tym przyleganiem stanowią osobne całostki, które oddziela wyraźna skorupka teraźniejszości.
Indianin znajduje się zawsze we wnętrzu aktualnej chwili swojego istnienia – jak kurczak w jajku – i przeżywa ją od środka. Kiedy ją już przeżyje do końca – wyczerpie i opróżni do ostatniej kropelki czasu – wówczas skorupka pęka i Indianin znajduje się w chwili potem. To tak jakby się wykluł i odkrył, że jest we wnętrzu innego jajka. Przy czym to następne wcale nie musi być większe od poprzedniego – ono jest inne, różne, niepowtarzalne. Trudno nawet powiedzieć, że jest następne, bo indiańskie chwile nie są nanizane na żadną nić – raczej wrzucone luzem do wora życia.
* * *
Wróćmy do dżungli między rzekami Napo a Putumayo…
Alternatywa była następująca: albo marsz w strugach deszczu, albo ciepłe i suche schronienie w szałasie. Patrząc na tę sytuację z ich strony, wybór był prosty – zostajemy…
– Ruszamy – powtórzyłem zaglądając im głęboko w oczy.
Starałem się, by to spojrzenie jak najbardziej przypominało stalowy pręt19. Chciałem, żeby zrozumieli, że mam jakieś swoje tajemnicze, ale za to bardzo ważne powody, dla których wybieram ulewę.
To jedyny znany mi, zawsze skuteczny, sposób rozwiązywania nieporozumień z Indianami – zasłonić się jakąś ważną tajemnicą. Właściwie Tajemnicą, przez wielkie „T". Oni zresztą robią to samo w stosunku do mnie.
Wielokrotnie zamiast konkretnej odpowiedzi słyszałem, że „tak MUSI być", „bo ZAWSZE tak się u nas robi", albo po prostu „lepiej nie pytaj, gringo".
W normalnych warunkach, odpowiedzi tego rodzaju budzą irytację, ale kiedy jestem wśród dzikich plemion, stają się krzepiące. Dla ludzi, którzy stanęli na styku dwóch diametralnie różnych kultur, oznaczają bowiem wzajemny szacunek i jednoczesne przeprosiny, że wprawdzie nie potrafimy sobie czegoś wyjaśnić, ale.
– Ruszajmy – powtórzyłem po raz trzeci, tym razem łagodnie.
I ruszyliśmy.20
MORAŁ:
Kiedy Indianie się w końcu na coś decydują, robią to z entuzjazmem. Skoro już idziemy w tym ulewnym deszczu, skoro potykamy się w ciemnościach, skoro w każdej chwili grozi nam ukąszenie nocnego węża, którego nikt w porę nie wypatrzy – cieszmy się! Cieszmy się tą jedyną, niepowtarzalną Tajemniczą chwilą. Chwilą…
…bohaterskiego wyczynu, który dołożymy do innych bohaterskich wyczynów naszego plemienia i będziemy mogli sławić w Opowieściach – tak myślą Indianie. Najbardziej pogodni ludzie na naszej planecie. Pogodni, nawet w ulewnym deszczu.
17 FARC (Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia) – Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii. Powstały w roku 1964, z chłopskich oddziałów zbrojnych partii liberalnej. Przekształcenia luźnych oddziałów w regularną armię dokonali komuniści.
Dzisiaj FARC liczy 30 tysięcy zaprawionych w walkach żołnierzy. Na handlu narkotykami zarabia miliard dolarów rocznie. Drugie źródło dochodów stanowią okupy za porywane osoby. [przyp. tłumacza]
18 Nie jestem pewien, czy Indianin pytał, czy raczej stwierdzał ten zaskakujący fenomen.
19 No cóż, jest prawdą, że to porównanie zaczerpnąłem od kolegi pisarza Terry Pratchetta, który użył go w jednej ze swoich powieści z cyklu „świat Dysku". „Spojrzenie jak stalowy pręt" utkwiło mi głęboko w pamięci, bo jest wyjątkowo СКАЧАТЬ