Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner страница 17

Название: Wszystko, czego pragnę w te święta

Автор: Anna Langner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66436-86-2

isbn:

СКАЧАТЬ i zdecydować, czy chcę to wszystko kontynuować, czy może ruszyć własną ścieżką.

      Sylwia właśnie dodała jedenaste zdjęcie swojego synka. Takie samo jak dziesięć poprzednich.

      Nagle dobiegają mnie dziwne stłumione odgłosy. Coś jakby jęki i sapanie. Zamykam laptopa i zaczynam się temu przysłuchiwać. Do moich uszu dociera przekleństwo, a potem głośne „O tak!” wypowiedziane damskim głosem, który brzmi znajomo.

      Odruchowo zakrywam usta dłonią, gdy uświadamiam sobie, że Anka nadal jest w tym domu i robi coś znacznie gorszego niż picie kawy w kuchni moich rodziców.

      Gdy jej jęki stają się jeszcze głośniejsze, nie wytrzymuję. Wybiegam z impetem ze swojego pokoju i zbiegam po schodach. Nie mam pojęcia, w którym pokoju ona i Bruno to robią, ale na pewno są na górze.

      Szczyt bezczelności! Wykorzystują fakt, że nie ma rodziców, i radośnie sobie używają! Bruno nie zaliczył wczoraj ze mną ostatniej bazy, więc zabrał się za Ankę!

      Mam ochotę zwymiotować.

      Śmieję się sama z siebie.

      Jestem taka naiwna!

      Po wczorajszej nocy przemknęło mi przez głowę, że może nie chodzi tylko o seks. Może Bruno i ja…

      Co za brednie!

      Nie wiem, jak wytrzymam z tym typkiem pod jednym dachem, ale na pewno nie będę słuchać, jak pieprzy moją dawną przyjaciółkę!

      Postanawiam wyjść na zewnątrz i odetchnąć świeżym powietrzem. Muszę zapomnieć o tym, co przed chwilą słyszałam. Nie zawracam sobie głowy kurtką, wkładam tylko buty. Grzęznę w śniegu i prawie się przewracam, gdy wychodzę przed dom. Mam ochotę zapalić. Żałuję, że nie mam już trawki od Karoliny, bo teraz bardzo by mi się przydała. Wystarczyłby nawet zwykły papieros. Palę tylko od wielkiego dzwonu, głównie na zebraniach i imprezach firmowych. I jeszcze w takich sytuacjach jak ta – gdy coś lub ktoś wyprowadzi mnie z równowagi.

      Nagle przypominam sobie, gdzie ojciec zawsze chowa fajki i zapalniczkę. Robi tak od czasu, gdy pewnego dnia obiecał matce, że rzuci palenie. Nie miał wystarczająco silnej woli, a było mu wstyd przyznać się do porażki, więc popalał po kryjomu, gdy ona brała wieczorną kąpiel. Wiem, bo kiedyś go przyłapałam. Mam nadzieję, że nie zmienił skrytki.

      Brnę przez śnieg kilka metrów, aż do czterech okazałych donic, w których aktualnie nic nie rośnie. Odsuwam tę stojącą po prawej. Triumfuję, bo znajduję pod nią to, czego szukałam. Paczka jest nieco zgnieciona, ale papierosy nadal całe.

      Wracam na ganek i zaczynam podskakiwać, bo cienki sweter nie chroni mnie przed zimnem. Drżącymi dłońmi zapalam papierosa i powoli się nim zaciągam. Frustracja nie mija ani trochę.

      Dopóki Anka jest w domu, ja nie mam zamiaru tam wracać. Z fajką w dłoni przemierzam podwórko i idę do swojego auta zobaczyć, jak się miewa. Zerkam przez szybę i w myślach notuję sobie, by po powrocie do miasta pojechać z nim do myjni i na odkurzanie. Już mam wracać, ale nagle słyszę cichutkie miauczenie.

      – Hej, mały kolego. – Pochylam się, bo dostrzegam pod samochodem szarą pręgowaną kulkę.

      Kotek podnosi na mnie swoje zielone oczy, ale nie wygląda na przestraszonego. Przeraźliwie miauczy, jakby był głodny. Gdy wyciągam do niego rękę, od razu wysuwa głowę spod auta i zaczyna się o mnie ocierać.

      Matka od zawsze miała słabość do zwierząt i choć żadnego nie przygarnęła, często wspominała mi, że dokarmia okoliczne bezdomne koty. Może to jeden z nich? Zaczynam trząść się z zimna i patrzę ze smutkiem na tego wychudzonego, zabiedzonego przybłędę.

      Nic się nie stanie, jeśli wezmę go do domu i nakarmię. Przynajmniej będę miała towarzysza niedoli, jeśli Anka nadal jęczy jak zarzynane prosię.

      – Co ty, do kurwy nędzy, wyprawiasz?!

      Ciepła dłoń Brunona ląduje na moim ramieniu i sprawia, że podskakuję, a papieros wypada z mojej dłoni. Kotek szybko czmycha z powrotem pod samochód.

      – A co ty tutaj robisz?! – syczę i zrzucam z siebie jego dłoń. Mam ochotę powiedzieć mu, by wracał do swojej nowej przyjaciółki.

      – Jesteś cała przemarznięta! Co ci strzeliło do głowy, by wychodzić na dwór bez kurtki?! – Patrzy na mnie z troską, a ja znów popełniam błąd, bo pozwalam hipnotyzować się jego oczom.

      – Wezmę go do domu. Chyba jest głodny. – Ignoruję jego pytanie i wyciągam ręce, a kotek od razu do mnie podchodzi. Staram się nie drżeć i nie szczękać zębami, ale to niemożliwe. Tulę do siebie małą kulkę i pociągam nosem. Nigdy w życiu nie było mi tak zimno.

      – Chodź tu. – Bruno gwałtownie chwyta mnie za ramiona i podnosi z ziemi, a potem mocno przytula. Jego ręce zaciskają się wokół mnie i dają rozkoszne ciepło. Zaczynam drżeć jeszcze bardziej, a zdziwiony kotek podnosi głowę, ale nie próbuje uciec.

      Bruno wzdycha i zacieśnia uścisk. Chowa nos w moich włosach i czuję jego ciepły oddech na czole.

      – Kto by pomyślał, że szanowna pani menadżer jest taka nierozsądna i wychodzi odmrozić sobie tyłek – mruczy i tuli mnie tak mocno, że futrzak między nami zaraz zostanie zgnieciony.

      Powinnam mieć resztki godności i chociaż zaprotestować. W końcu przed chwilą w swoich ramionach trzymał Ankę. Ale jest mi ciepło i jednocześnie czuję się tak błogo, że nie mam ochoty tego przerywać.

      – Nie jesteś dżentelmenem. Nie zostawia się kobiety samej w łóżku – mówię pozornie beztroskim tonem i po chwili wysuwam się z jego objęć. Tulę kotka do siebie i zaczynam iść w stronę domu, nie zwracając uwagi na to, czy Bruno dotrzymuje mi kroku.

      – O czym ty mówisz? – Dogania mnie i próbuje pochwycić moje spojrzenie.

      – Przed chwilą pieprzyłeś się z Anką, a teraz próbujesz mi pomagać?

      – Co ty wygadujesz?! – Patrzy na mnie zaskoczony. – Jezu, też słyszałaś te jęki? Albo macie cienkie ściany, albo twoja koleżanka ma bardzo donośny głos. – Śmieje się.

      Patrzę na niego z niesmakiem.

       Co za tupet!

      Wchodzę do domu i od razu szybkim krokiem kieruję się do kuchni. Wyciągam z lodówki kilka skrawków szynki i karmię nią kota. Pożera wszystko w sekundę, więc nie pozostaje mi nic innego jak zabrać go do swojego pokoju. Byleby tylko być jak najdalej od Brunona.

      – Idę do siebie – informuję go, na wypadek gdyby miał jakieś wątpliwości. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nadal tu sterczy, zamiast iść do swojej wybranki.

      Gdy wspinam się po schodach, słyszę za sobą jego ciężkie kroki i jestem pewna, że skieruje się do swojej sypialni. Przekraczam próg swojego pokoju i już mam zamykać za sobą drzwi, kiedy on blokuje je nogą.

      Patrzę na niego pytająco i nie kryję irytacji. Ostrożnie stawiam СКАЧАТЬ