Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner страница 15

Название: Wszystko, czego pragnę w te święta

Автор: Anna Langner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66436-86-2

isbn:

СКАЧАТЬ brzucha. Jego obie dłonie lądują na moich piersiach i pieszczą je powolnymi okrężnymi ruchami. Zsuwa moją koszulkę niżej, tak że zatrzymuje się na biodrach. Czuję na brzuchu jego gorący język, którym zatacza leniwe kółka wokół pępka. Tracę równowagę, ale Bruno chwyta mnie szybko i pewnie za pośladki i lekko je ściska. Jego usta wędrują niżej, aż do kości biodrowych i miejsca, gdzie znajduje się moja koszulka. Wystarczy, że zsunie ją ze mnie do końca, a ja rozsunę nogi i…

      Na samą myśl o tym, że jego język mógłby znaleźć się między moimi udami, robię się wilgotna.

      Naglę słyszymy zgrzyt klucza w zamku i ciężkie kroki. Szybko zakładam z powrotem koszulkę i przygładzam włosy. Bruno podnosi się z kolan, odsuwa się ode mnie i staje obok lodówki. W tym samym momencie w kuchni rozbłyskuje światło tak mocne, że muszę zmrużyć oczy.

      Ojciec stoi w progu i trzyma rękę na kontakcie. Patrzy na nas zaskoczony spod półprzymkniętych powiek, a ja zauważam, że jest mocno wstawiony. Z jednej strony przeraża mnie myśl, że mógł wracać autem w takim stanie. Z drugiej – może dzięki temu jutro nie będzie pamiętał naszego niezręcznego spotkania.

      – Kierowałeś? – pytam.

      – Znajomy mnie podrzucił. Niepijący. Dokładnie ten sam, którego przed chwilą ograłem w karty. – Ojciec wygląda na dumnego, choć ledwo trzyma się na nogach.

      Oddycham z ulgą, ale nie jest mi dane długo nacieszyć się spokojem.

      – Co to za nocne schadzki? – Patrzy na Brunona nieprzychylnym wzrokiem. Widać, że za nim nie przepada, alkohol nie ma tu nic do rzeczy.

      – Pijemy mleko – wyjaśnia Bruno.

      Mam ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło, gdy słyszę tę elokwentną odpowiedź. Zamiast tego posyłam mu wymowne spojrzenie i daję do zrozumienia, że musi się bardziej postarać, by wytłumaczyć tę dziwną sytuację.

      – My też z Julią tylko „piliśmy mleko”, a dziewięć miesięcy później pojawili się Ewa i Adam.

      Bruno zaczyna chichotać, ale uciszam go jednym zabójczym spojrzeniem.

      – Zachciało nam się pić w tym samym czasie, i tyle. Powinieneś się położyć, tato – mówię na jednym oddechu i modlę się, by ojciec był na tyle pijany i zmęczony, by nie drążył dalej tematu.

      Ignoruje to, co powiedziałam, za to zwraca się do Brunona:

      – Widzę, jak na nią patrzysz.

      Jestem coraz bardziej zażenowana, ale mój towarzysz niedoli nic sobie nie robi z tej tragikomicznej sytuacji. Powinien czuć respekt albo udawać skruszonego, a nie bezczelnie się szczerzyć. Powinien zaprzeczyć.

      – Moja córka nie zrzuca majtek przed byle kim. – Ojciec bełkocze, a poziom mojego zażenowania sięga zenitu.

      Gdyby tylko wiedział, co tu się przed chwilą działo…

      – Może porozmawiamy jutro przy śniadaniu? Teraz jest już dość późno. – Bruno brzmi beztrosko, zupełnie jakby nic wielkiego się nie działo.

      – A żebyś wiedział, że sobie porozmawiamy… a żebyś, kurwa, wiedział… – Ojciec chwieje się i przytrzymuje ściany, ale nadal uważnie nam się przygląda. – Pójdę do siebie.

      Oddycham z ulgą, gdy widzę, że się odwraca i zatacza w kierunku schodów.

      – Pamiętaj: mam na ciebie oko! – Zatrzymuje się na chwilę, ponownie patrzy na Brunona i przykłada sobie dwa palce do powiek, a potem wskazuje nimi na niego. Po chwili jak gdyby nigdy nic zabiera się za nieudolną wspinaczkę na górę, podśpiewując przy tym Windą do nieba.

      Gdy zostajemy sami, robi się niezręcznie. Odchrząkuję i nieudolnie próbuję zakryć swoje sutki, które ciągle bardzo wyraźnie odznaczają się pod materiałem koszulki.

      – Pójdę do siebie. – Bruno odzywa się pierwszy i nie czekając na moją odpowiedź, rusza w stronę schodów.

      Obejmuję się ramionami, bo znów czuję przeraźliwy chłód. Nie mam pojęcia, czy dlatego, że w kuchni zrobiło się zimno, czy może przez to, że zostawia mnie tutaj samą i nie zaprasza do siebie.

      Nie robiłam sobie żadnych nadziei. Absolutnie.

      – Nie lubi mnie. – Zatrzymuje się w połowie drogi i zerka na mnie przez ramię.

      Kręcę szybko głową, dając mu do zrozumienia, że nie wiem, o co mu chodzi.

      – Twój ojciec mnie nie lubi, bo wie, że chcę zabrać to, co przez tyle lat było jego. Przywłaszczam sobie jego największy skarb – dodaje, a ja w ciemnościach dostrzegam jego białe zęby.

      Rusza dalej na górę i dopiero po chwili dociera do mnie sens jego słów.

      Rozdział 9

      Następnego dnia budzę się, myśląc o mężczyźnie, który nie powinien rozgaszczać się w tym domu, a tym bardziej w mojej głowie. Czy tego chcę, czy nie, Bruno staje się moją wstydliwą, niezdrową obsesją, jak chipsy podjadane w środku nocy. Z tą różnicą, że chipsy nie potrafią robić z moim ciałem takich rzeczy, jakie on robił wczoraj.

      Postanawiam wypełnić mój grafik po brzegi, by przestać o nim myśleć. Mam zamiar namówić Adama na kawę. Chcę spędzić z nim trochę czasu tylko we dwójkę, jak za dawnych lat. Może kupimy prezenty dla rodziców, a przy okazji uda mi się wyciągnąć od niego coś na temat tego nieudanego związku z Patrycją?

      Zanim schodzę na dół, doprowadzam się do porządku. Wkładam dopasowany sweter, ale wybieram ten z jak najmniejszym dekoltem. Niech Bruno nie myśli, że celowo go prowokuję.

      Spoglądam w lustro wiszące w mojej sypialni i ciężko wzdycham. Zmęczenie nadal jest widoczne na mojej twarzy i dodaje mi lat. Powinnam w końcu porządnie się wyspać.

      Robię delikatny makijaż, choć od przyjazdu tutaj ani razu się nie malowałam. Złośliwy głosik w mojej głowie mówi mi, że to dla Brunona, ale szybko go uciszam.

      Gdy schodzę na dół, słyszę w holu dwa głosy – damski i męski. Ten drugi poznaję od razu. Wczorajszej nocy wodził mnie na pokuszenie. Pierwszy wydaje się znajomy i sprawia, że czuję się dziwnie zaniepokojona. Chcę stanąć dyskretnie na schodach i wybadać sytuację, ale Bruno ma chyba szósty zmysł, bo odwraca głowę od osoby stojącej w drzwiach i od razu mnie zauważa.

      – W samą porę, Ewo! Masz gościa – mówi, obdarzając mnie szybkim, niedbałym spojrzeniem, a potem ponownie całą uwagę poświęca temu komuś.

      Nie muszę długo się zastanawiać, kto to, bo po chwili zza drzwi wychyla się ciekawska głowa z blond lokami. Te duże błękitne oczy ze zbyt mocno wytuszowanymi rzęsami poznałabym wszędzie. Wrodzona ciekawość Anki sprawia, że w ciągu kilku sekund omiata wzrokiem cały przedpokój, w tym mnie, ale oczywiście najwięcej czasu poświęca na kontemplowanie swojego rozmówcy. Mimowolnie zaciskam mocno dłonie na poręczy i już wiem, że to nie będzie udany dzień.

СКАЧАТЬ