Zawsze i na zawsze. Jenny Han
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zawsze i na zawsze - Jenny Han страница 13

Название: Zawsze i na zawsze

Автор: Jenny Han

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: O Chłopcach

isbn: 978-83-66436-79-4

isbn:

СКАЧАТЬ

      Ochroniarz kręci głową. Mruczy coś pod nosem i znów zagląda do środka.

      – Może pan ścisnąć misia.

      – Nie będę ściskał żadnego misia – odpowiada strażnik.

      Peter wyciąga rękę i ściska misia, a miś piszczy: „Pójdziesz ze mną na bal, Laro Jean?”. Zakrywam dłońmi usta z zachwytu.

      Ochroniarz mówi surowo:

      – Jesteś w Nowym Jorku, mały. Nie możesz tak po prostu zostawiać na ziemi plecaka, aż kogoś gdzieś zaprosisz.

      – Nie gdzieś, tylko na bal – poprawia Peter, a strażnik rzuca mu gniewne spojrzenie. – Przepraszam. Mogę odzyskać misia? – Wtedy mnie zauważa. – Powiedz mu, że Bezsenność w Seattle to twój ulubiony film, Laro Jean!

      Podbiegam.

      – Proszę pana, to mój ulubiony film. Proszę go stąd nie wyrzucać.

      Ochroniarz próbuje powstrzymać uśmiech.

      – Nie zamierzałem go wyrzucać – mówi, a do Petera: − Następnym razem bardziej uważaj. W Nowym Jorku jesteśmy czujni. Jeśli coś widzimy, to reagujemy, łapiesz? To nie jakaś mała mieścina, z której przyjechaliście. To Nowy Jork. My się tu nie pieścimy.

      Oboje z Peterem kiwamy głowami, a ochroniarz odchodzi. Kiedy tylko znika, patrzymy na siebie z Peterem i wybuchamy wariackim śmiechem.

      – Ktoś doniósł na mój plecak! – mówi. – Zaproszenie na bal poszło się pieprzyć.

      Wyjmuję z jego plecaka misia i przytulam do piersi. Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie komentuję jego przekleństwa.

      – Jest cudny.

      – Miałaś wyjść zza rogu i zobaczyć pod teleskopem plecak. Potem miałaś wyjąć misia i go ścisnąć, i…

      – Skąd miałabym wiedzieć, że trzeba go ścisnąć? – pytam.

      Peter wyciąga z plecaka zmiętą kartkę. Jest na niej napisane: „Ściśnij mnie”.

      – Odpadła, kiedy ochroniarz nim szarpnął. Widzisz? Wszystko przemyślałem.

      Wszystko oprócz konsekwencji pozostawienia plecaka w miejscu publicznym w Nowym Jorku, ale co tam! Liczą się intencje, a intencje były supersłodkie. Ściskam misia, a on powtarza: „Pójdziesz ze mną na bal, Laro Jean?”.

      – Tak, pójdę, Howardzie.

      Howard to imię misia z Bezsenności w Seattle.

      – Czemu odpowiadasz „tak” jemu, a nie mnie? – pyta Peter.

      – Bo to on zapytał. – Unoszę brwi i czekam.

      Przewróciwszy oczami, Peter mamrocze:

      – Laro Jean, czy pójdziesz ze mną na bal? Rany, naprawdę wiele oczekujesz.

      Wyciągam misia w jego stronę.

      – Owszem, ale najpierw pocałuj Howarda.

      – Covey. Nie. Za żadne skarby.

      – Proszę! – Posyłam mu błagalne spojrzenie. – Tak jest w filmie.

      Gdera, ale robi to na oczach wszystkich tam obecnych, dzięki czemu wiem, że jest mi całkowicie oddany.

      W drodze powrotnej do hotelu w New Jersey Peter szepcze do mnie:

      – Jak myślisz, wymkniemy się, jak już sprawdzą pokoje, i wrócimy do miasta?

      To w znacznej mierze żart. Wie, że nie należę do osób wymykających się na wycieczkach szkolnych.

      Robi wielkie oczy, kiedy odpowiadam:

      – A jak się dostaniemy do miasta? Czy z New Jersey można zamówić taksówkę do Nowego Jorku?

      Nie wierzę, że w ogóle to rozważam. To takie do mnie niepodobne. Pospiesznie dodaję:

      – Nie, nie, nieważne. Nie możemy. Zgubilibyśmy się albo by nas napadli, odesłano by nas do domu, a potem byłabym wściekła, że nie zobaczyłam Central Parku i reszty.

      Peter rzuca mi sceptyczne spojrzenie.

      – Naprawdę myślisz, że Jain i Davenport odesłaliby nas do domu?

      – Może nie, ale mogą kazać nam w ramach kary zostać cały dzień w hotelu, co byłoby jeszcze gorsze. Nie ryzykujmy. – A potem pytam: − A co byśmy robili?

      Teraz już udaję, nie planuję tak naprawdę, ale Peter podejmuje zabawę.

      – Moglibyśmy posłuchać muzyki na żywo albo obejrzeć jakiś komediowy show. Czasem słynni komicy mają występy niespodzianki.

      – Chciałabym zobaczyć Hamiltona.

      Kiedy jechaliśmy przez Times Square, oboje z Lucasem wyciągaliśmy szyje, żeby choć w przelocie zobaczyć afisz, ale nic z tego.

      – Jutro chcę zjeść nowojorskiego bajgla i sprawdzić, jak się ma do bajgli Bodo.

      Bajgle Bodo to legenda Charlottesville. Jesteśmy z nich strasznie dumni. Kładę głowę na jego ramieniu, ziewam i mówię:

      – Chciałabym pójść do piekarni Levain, spróbować ich ciastek. Ponoć ich ciasteczka z czekoladą są niepowtarzalne. Chcę też zajrzeć do sklepu z czekoladą Jacques’a Torresa. Jego ciasteczka są niezrównane. Jest legendą…

      Powieki mi opadają, a Peter głaszcze mnie po włosach. Zaczynam zasypiać, kiedy zdaję sobie sprawę, że rozplata moją koronę z warkoczy, które Kitty przypięła mi wsuwkami na czubku głowy. Otwieram gwałtownie oczy.

      – Peter!

      – Cii, śpij. Chcę coś poćwiczyć.

      – Nigdy nie powtórzysz tego, co ona zrobiła.

      – Pozwól, że spróbuję – mówi, zbierając wsuwki na jednej dłoni.

      Kiedy dojeżdżamy do hotelu w New Jersey, mimo wysiłków moje warkocze są nierówne i luźne i nie chcą się trzymać upięte.

      – Wyślę Kitty zdjęcie, żeby wiedziała, jakim kiepskim uczniem jesteś – mówię, zabierając rzeczy.

      – Nie, nie rób tego – rzuca Peter szybko, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

      Następny dzień jest zaskakująco wiosenny jak na marzec. Słońce świeci, a kwiaty właśnie zaczynają wypuszczać pączki. Czuję się, jakbym grała w Masz wiadomość, w scenie kiedy Kathleen Kelly idzie spotkać się z Joe Foxem w Riverside Parku. Bardzo chciałabym zobaczyć ogród, w którym się całowali СКАЧАТЬ