Poniemieckie. Karolina Kuszyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Poniemieckie - Karolina Kuszyk страница 10

Название: Poniemieckie

Автор: Karolina Kuszyk

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Sulina

isbn: 9788380496736

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Na „Ziemiach Odzyskanych” dopiero domy budowane od 1945 roku, od pierwszych stalinowców po bloki, dopiero wielka płyta i jednorodzinna kostka naprawdę zasłużą sobie na miano domu polskiego. To one, betonowe nowe domy, będą – od piwnicy aż po dach – domami bez niejasnej przeszłości, bez niemieckich włosów i paznokci między podłogowymi deskami, bez ścian, które wchłonęły oddechy i sny obcych ludzi, bez kątów, w których zalegają osierocone wspomnienia poprzednich mieszkańców. W piwnicach nie będą czaić się duchy Niemców, a co najwyżej osiedlowi zboczeńcy. Nowe domy będą czyste jak niezapisana kartka. Albo łza.

      W nowej, współczesnej wersji Karolci, nakręconej w 1995 roku przez Agnieszkę Glińską dla Teatru Telewizji, dziewczynka nie przeprowadzi się już z kamienicy do bloku, lecz odwrotnie, z bloku do kamienicy, przypomina w książce o blokach Beata Chomątowska. Nie starej i brzydkiej, lecz starej i pięknej. Bo po 1989 roku klasa średnia, zmęczona blokowiskami, zacznie masowo uciekać do domków z ogródkiem, a nawet przeprosi się ze starym budownictwem. Gdy w 1990 roku rodzice legnickiej Karolci, która już wkrótce zacznie naukę w liceum, kupią dom w dzielnicy Piekary Wielkie, dawnej podlegnickiej wsi Groß Beckern, jej kresowa babcia Marysia, która polubi gromadne życie w blokowisku i wygodę zsypu (uparcie nazywanym wsypem), skwituje zakup słowami: „Ot, poniemiecka rudera”.

      Dzisiejszy krajobraz „Ziem Odzyskanych” to mariaż bloku i nowej deweloperki z zabudową przedwojenną. Tym, którzy zachwycają się dzisiaj estetyką poniemieckich willi, ale krytykują peerelowskie bloki, poetka Ilona Witkowska, od 2015 roku mieszkająca w Sokołowsku, dawnym kurorcie Görbersdorf in Schlesien, a dziś kolonii artystycznej, odpowiada, że nie rozumieją swoistości miejsca. Sama uważa, że gdy „na ten piękny niemiecki, secesyjno-neogotycki, bajkowy, uroczy, wylizany wizerunek nakłada się rozsądny, zgrzebny PRL, który jest szary, ma proste formy, wszystko w nim musi działać, tylko działać – to jest ekstra”.

      Nasze domy, ich domy

      Ale wróćmy do początków. Bywało, że nowi właściciele musieli przemieszkać parę miesięcy z poprzednimi. Pod jednym dachem. „Niemcy przyglądali się pochmurnie […], ale otwierali na żądanie swoje domy, stajnie i obory, odpowiadali na pytania, silili się na obojętność. Świadomi swojej klęski, oderwani od stada, spełniali z rezygnacją wszystko, czego od nich żądano” – zapamiętał osadnik Julian Bazgier.

      Sąsiedztwo z Niemcami nie zawsze było jednak naznaczone wzajemną wrogością.

      Od małego dziecko było karmione wyobrażeniami o Niemcach jako o jakimś narodzie okrutników, pozbawionych uczuć ludzkich, zmechanizowanych, zakutych w stal i żelazo i zbliżonych niemal do jakichś potwornych Marsjan, napadających na bezbronny nasz naród. Tu widziałem tylko ludzi, którzy spali i jedli, cieszyli się i smucili, myśleli i zachowywali się zupełnie tak samo jak my

      – dziwił się Zbigniew Żaba ze Lwowa, którego rodzina dzieliła we Wrocławiu mieszkanie z niemiecką rodziną Nowack. „Na gruncie wspólnego mieszkania powstawała jakaś osobliwa symbioza prywatna […], jakiś surogat przyjaźni i wzajemnego zrozumienia się”. A Konstanty Stradowski z Wileńszczyzny, zamieszkawszy latem 1945 roku w Kunicach [Kunitz] pod Legnicą, na widok niemieckiej gospodarności pozwolił sobie nawet na uczucie wdzięczności wobec niedawnych wrogów: „Wiedzieliśmy, że zasiane przez naszych przyjacieli [sic!] i sąsiadów Niemców zboża, sprzątnięte na czas i bez strat, uratują nas z rodzinami oraz naszych robotników i urzędników z głodu, a może i od śmierci”. Emil Kaszczyszyn z Bielawy [Langenbielau] zapamiętał, że babcia zapraszała czasem do stołu mieszkających na parterze Niemców. Utkwiło mu w pamięci, że jedząc pierogi, wybierali ziemniaki z ciasta i jedli je z chlebem, a samo ciasto odkładali na talerzyk.

      Zapamiętałem to dobrze, gdyż i w następnym miejscu zamieszkania czekający na transport Niemiec, który chwilowo pomagał w gospodarstwie, robił z pierogami to samo. Prosiłem go nawet na posiłki, kiedy były już gotowe. Nauczono mnie zwracać się do niego w formie: „Pan, komm essen” [Pan, chodź jeść].

      Niemców traktowano rozmaicie, zależnie od zaznanych na wojnie krzywd, poziomu cywilizacyjnego i kompasu moralnego. Bywało, że ręka w rękę pracowano na gospodarstwie, ale było też wiele domów, w których wykorzystywano Niemców do ciężkich prac i usługiwania. Najczęściej usługiwały, prały, gotowały i sprzątały niemieckie kobiety. „Mieszkaliśmy bardzo wygodnie, każdy urządził się w jakimś zamieszkałym domu niemieckim”, notował w pamiętniku Leon Kukulski, osadnik we wsi Nowogródek Pomorski [Neuenburg], i dodawał aluzyjnie: „i tam dawano nam wszystko oprócz żywności”.

      „Stosunek do Niemców dzielących z nami mieszkania przypominał często traktowanie niewolników i był dla niektórych osób główną legitymacją »polskości« i »lojalności«” – wspominał ze wstydem Zbigniew Żaba. Inna sprawa, że wykorzystywanie Niemców do pracy było odwzorowaniem ich zachowania w okupowanej Polsce. Za sprawą hitlerowskiej propagandy obraz usługującego Germanom Słowianina stał się taką oczywistością, że siedemnastoletniej Dorle Hecker z Breslau, z postępowej, potępiającej nazistów rodziny, nie mogło pomieścić się w głowie, że po przejęciu miasta przez Polaków „mama musi nawet czasem prać bieliznę u polskich »państwa«”.

      Gdy w 1972 roku w ramach bezpaszportowego i bezwizowego ruchu granicznego otwarto granicę między PRL-em a NRD, „oni” zaczęli masowo odwiedzać swoje dawne domy i mieszkania. Spotkania oko w oko w Niemcami, dla młodszego pokolenia pierwsze w życiu, mogły wywołać trudne do nazwania emocje. Opolanin Jan Masajda zapamiętał, jak pewnego dnia do sublokatorki – autochtonki, której jego matka wynajmowała pokój – przyjechała siostra z RFN:

      Reprezentantka gospodarczego cudu miała się całkiem dobrze, ale ja nie pragnąłem jej ujrzeć. Przebywałem więc tylko w naszej części mieszkania i… tu mnie dopadła. Pewnego razu mama niespodziewanie otworzyła drzwi pokoju, a sublokatorka, śmiejąc się, powiedziała: „Bitte!” – i Frau przeniknęła miękko jak duch z mrocznej czeluści przedpokoju. Zerwałem się na równe nogi i na jej „guten Tag” odpowiedziałem: „dzień dobry”. Mama rozmawiała z lokatorką, a przyjezdna bez słowa omiatała pokój ciekawym spojrzeniem. A było w nim trochę starych jak świat gratów, skomponowanych w całość przypadkowo i byle jak. „Ładnie wyglądamy” – pomyślałem z wściekłością. Nagle Frau podbiegła do zbitego ze starej szafy tapczanu, dotknęła przedwojennej starej kapy i wyszeptała coś, co – prawdopodobnie miało oznaczać zachwyt. Poczułem wstyd i poniżenie. Rosła we mnie pretensja do mamy o tę wizytę.

      Spotkania starych i nowych mieszkańców tych samych domów przeradzały się niekiedy w długoletnie znajomości. Zbigniew Czarnuch, historyk i społecznik z Witnicy niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego [Landsberg an der Warthe], mówił wręcz o „prywatnych placówkach dyplomatycznych”, jakimi stały się „setki, tysiące chat i willi” na ziemiach zachodnich i północnych wolą ich obecnych i dawnych właścicieli. Oni, odwiedzając swój dawny dom, muszą poradzić sobie z emocjami, które uruchamia pamięć doznanej krzywdy, my – z lękiem przed ich powrotem i groźbą wydziedziczenia, pisał Czarnuch. Gdy dawni i obecni mieszkańcy zaczynają opowiadać sobie swoje historie, dom poniemiecki może stać się miejscem, które pomaga przebaczyć.

      Różnie z tym przebaczaniem bywa. Andrzej Sakson, socjolog i długoletni dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu, pokazywał mi pisma od potomków wypędzonych, wystosowane do obecnych właścicieli domów należących dawniej do ich rodzin i domagające się „w imię przyzwoitości” zwrotu „zagrabionego” mienia. Bez żadnego oglądania się na okoliczności dziejowe ani cienia refleksji nad losem adresatów. „Najpierw przyjeżdżali i było bardzo dobrze, ostatnio chcą СКАЧАТЬ