Białe morze. Roy Jacobsen
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Białe morze - Roy Jacobsen страница 9

Название: Białe morze

Автор: Roy Jacobsen

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788366381797

isbn:

СКАЧАТЬ się z gorąca i gdzie za szańcem z wielkiego biurka siedział łysy oficer w średnim wieku, z jasnymi wąsami, różową blizną przecinającą twarz i wielkimi naiwnymi oczami, który usiłował wsadzić za dużą łyżkę w gotowane kurze jajo, z przejęciem mówiąc coś do słuchawki telefonu.

      Podniósł głowę, popatrzył na Ingrid i z irytacją wskazał jej krzesło.

      Usiadła i zafascynowana wpatrywała się w łyżkę wystającą z owłosionej zaciśniętej pięści, przypominała znak nawigacyjny; oficer dalej mówił do słuchawki, żołnierz natomiast skorzystał z okazji i się ulotnił.

      Wreszcie oficer odłożył słuchawkę i przełożył łyżkę do drugiej ręki. Ingrid powtórzyła: „Tote, Tote”, również tym razem pomagając sobie palcami, wyjaśniła, gdzie mieszka, i dodała, że potrzebuje pomocy. Wydawało się, że zrozumiał, o czym ona mówi, pokręcił głową, jakby chciał się pozbyć czegoś nieprzyjemnego, powiedział: „Jawohl” i że spadła na nich katastrofa: „eine riesige Katastrophe. Die Leichen sind überall auf den Inseln”.

      Ingrid znów odniosła wrażenie, że szuka czegoś, co nie istnieje. Poczuła chłód na skórze i spytała, czy może odejść. Niemiec zamrugał.

      – Selbstverständlich, ich hab’ Sie nicht eingeladen.

      Wyszła na mróz i ruszyła w kierunku łodzi, ale przy fabryce konserw gwałtownie skręciła na północ i weszła do ciepłej, szarej jak popiół kuchni Hanny i Jenny, przywitała się i powiedziała, że podobno mają kocięta.

      Hanna potwierdziła i zaproponowała Ingrid, żeby usiadła i trochę się uspokoiła, bo nie wygląda najlepiej. Ingrid roześmiała się krótko i spytała, jak wobec tego wygląda. Zrozumiała, że tutaj też nie może niczego wyjawić, że nie może im ufać, osobom, które znała przez całe życie, jak gdyby były z zupełnie innej wyspy. Hanna, wpatrując się w swoją robótkę na drutach, zapytała, czy Ingrid nie czuje się na Barrøy samotna.

      Ingrid przytaknęła i dodała, że właśnie dlatego chce wziąć kota.

      A nie wolałaby trochę pomieszkać u nich, do czasu aż Barbro wróci?

      Teraz Hanna znów patrzyła prosto na nią.

      Ingrid odparła, że nie ma pewności, czy Barbro wróci.

      Hanna zrobiła powątpiewającą minę, ale przywołała Jenny z sąsiedniego pokoju.

      Usłyszały jej głos i trzaśnięcie drzwiami. To był wysprzątany, wyszorowany, czysty dom, otwarty popielnik, ogień buzujący pod kotłem z praniem. Hanna wyjaśniła, że zatrzymały tego kociaka, bo ma szachownicę na grzbiecie, i spytała, czy Ingrid nie jest głodna.

      Ingrid odparła, że nie chce nikomu odbierać jedzenia.

      Jenny przyniosła kociaka w koszyku nakrytym kawałkiem sieci na śledzie, żeby z niego nie uciekł, ale mógł wystawić łapę przez oczka. Ingrid wzięła ją w palce i zapytała, jak kotu na imię.

      – Jak chcesz – odpowiedziała Jenny, po czym i ona zaczęła się jej badawczo przyglądać, zaraz też spytała, czy Ingrid zostanie u nich kilka dni.

      Ingrid z uśmiechem odmówiła i wyszła. Pospieszyła z powrotem do sklepu, jakby mimo wszystko istniała jakaś nadzieja, jakiś człowiek, w każdym razie musiała zrobić zakupy – i na tym się skończyło. Przypomniała sobie jeszcze tylko, że chce wykupić zegar, czy Margot zgodzi się przyjąć na razie kartki zamiast pieniędzy?

      – Możesz go sobie zabrać, i tak jest zepsuty.

      Przyniosła zegar z magazynu, uprzednio owinąwszy ciężarki ręcznikiem, zapakowała go w workowe płótno, potem włożyła do skrzynki z zakupami, a Ingrid wyszła stamtąd, czując podwójną ulgę przypominającą mdłości. Wsiadła do færinga, kosz z kotem umieściła na tylnej ławeczce jak na tronie między dwoma kamieniami do obciążania sieci, żeby mieć na niego oko podczas powrotnej przeprawy.

      Wiatr ciągle wiał z południowego zachodu, musiała wiosłować, na pierwszym odcinku pod fale, morze nigdy nie było bardziej rozhuśtane, a dzień krótszy. Wiosłowała za szybko, zmęczyła się i spociła, poruszała rękami jeszcze szybciej, a fale zalewały łódź. W zaciszu pod osłoną Wydrzej Wysepki musiała wybrać wodę z łodzi i prąd ponownie zniósł ją na północ. Znów wiosłowała za szybko – opryskiwany wodą kot miauczał głośno – i slip na Barrøy znalazła, orientując się po falach, zmniejszających się coraz bardziej, w miarę jak zbliżała się do wyspy, a wtedy już się ściemniło.

      Z koszem w ręku wbiegła pod górę, pozapalała lampy w kuchni i w paradnej, napaliła w piecu, dopiero wtedy poszła na poddasze, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi do komórki, trzymając przed sobą kota jak tarczę.

      Aleksander, powalony nagłym wtargnięciem światła, opadł jak worek. Ingrid stała, nic nie mówiąc. Wyciągnął ręce po kota, powiedział: „koszka” i uśmiechnął się, pocierając nosem o maleńki koci nosek.

      Ingrid spytała, czy jest Niemcem, deutsch

      Nie zrozumiał.

      Zaczęła krzyczeć, że to transport żołnierzy niemieckich został zbombardowany, zauważyła, że zdjął bandaż z jednej ręki, musiał użyć zębów, w każdym razie skóra się odradzała, paznokcie przypominały maleńkie różowe muszelki.

      Krzyczała coś, czego sama nie rozumiała, w końcu zbiegła na dół, wypadła z domu i wciągnęła łódź do szopy, wniosła skrzynkę z zakupami i usiadła w kuchni, żeby rozgorączkowanymi dłońmi zrobić jeden rządek sieci, zawiesiła ją w otworze w suficie. Kot wspiął się po siatce kilka stóp do góry i zawisł na pazurze, potem zlazł, usiadł i miaucząc, uderzał w siatkę łapkami, a Aleksander uśmiechnął się do niej pytająco – czy naprawdę miał na imię Aleksander?

      Ingrid weszła na piętro i spuściła siatkę, kot wbił w nią pazury, wciągnęła go na górę, rozejrzał się po Sali Północnej, zniosła go z powrotem do kuchni, znów weszła na górę i powtórzyła ćwiczenie. Aleksander z uznaniem klasnął bezgłośnie, gdy kot wreszcie pojął, że dostał drabinę.

      Ingrid oświadczyła, że będzie miał na imię Koszka.

      Aleksander ją poprawił, dwukrotnie powtórzył to słowo, a gdy wreszcie udało jej się prawidłowo je wymówić, dwa razy powiedział: „Tak, tak”.

      Ale Ingrid się nie uśmiechała.

      Zapytała, czy jest Niemcem, czy Rosjaninem.

      Objął ją, a jej przed oczami znów stanęło małe jajko i za duża łyżka, zaczęła krzyczeć i walić w niego pięściami. Przewrócił ją na ławę i usiadł na niej, mówiąc coś w języku zupełnie nieprzypominającym niemieckiego. Potem zaczął śpiewać piosenkę dla dzieci, która też nie brzmiała jak niemiecka, położył się przy niej i oddychał jej prosto do ucha, aż w końcu ich oddechy się wyrównały i żadne już nic nie mówiło.

      Ingrid wbiła palce w krótkie czarne włosy, wąchała, nie czując żadnego innego zapachu oprócz mydła, pocałowała go i poleciła, żeby przyniósł drewno, bo ona nie ma siły, jest martwa, czy on rozumie, co znaczy martwa?

      Uśmiechnął СКАЧАТЬ