Название: Sieci widma
Автор: Leszek Herman
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Криминальные боевики
isbn: 978-83-287-1185-3
isbn:
Dmuchnął z całej siły w gwizdek i machnął ręką, wskazując kierowcy miejsce za stojącą po prawej stronie ładowni ciężarówką. Samochód precyzyjnie ustawił się wzdłuż stalowych wręg burty. Po chwili potężny diesel zamilkł, a kierowca tira pomachał mu przyjaźnie z szoferki.
Uff! Kolejna kolubryna upchnięta.
Wszystkie wjeżdżające na pokład pojazdy ustawiała załoga. W ładowniach był jednak straszny hałas wywoływany głównie przez potężne wentylatory wyciągające z zamkniętych puszek car-decków spaliny. Gdyby nie wentylacja, pewnie wszyscy przebywający tutaj kierowcy i marynarze podusiliby się w mgnieniu oka.
Pozostawały więc gwizdki, którymi wydawało się komendy, i język migowy.
Ruszył w kierunku rampy na dolny pokład i po chwili szedł pustą jeszcze w tym miejscu ładownią w kierunku furty dziobowej. Za godzinę także tutaj miało być pełno samochodów.
Od kilkunastu minut przebywał w głębi ładowni, gdzie cały czas słychać było ryk silników kołujących samochodów zwielokrotniony stalową konstrukcją statku.
Dopiero teraz, gdy zbliżył się do otwartych wrót, zobaczył, jaka pogoda jest na zewnątrz. Tuż za furtą, na tle ciemnego nieba i palących się w porcie latarni, widać było prawie jednolitą masę wody, która z hukiem łomotała o powierzchnię pochylni.
Czworobok otworu bramy wyglądał, jakby był ukryty pod wodospadem, zza którego stroboskopowym światłem raz za razem rozświetlały niebo kolejne błyskawice.
Odruchowo naciągnął na głowę kaptur sztormiaka.
Zza kurtyny wody wyłoniła się kolejna ciężarówka. Minęła furtę i podjeżdżała właśnie na wysokość grodzi.
Oficer pomachał do kierowcy i wskazał ręką pochylnię prowadzącą na wyższy poziom. Kierowca wystawił przez okno rękę z uniesionym kciukiem, silnik ciężarówki ryknął i wielki pojazd skręcił w kierunku wąskiej rampy.
I wtedy rozległ się wybuch.
Rozdział 3
Szczecin, piątek,
tydzień wcześniej…
Paulina wysiadła z taksówki na rogu Piłsudskiego i placu Odrodzenia. Zapłaciła i głośno stukając szpilkami, ruszyła po kamiennych granitowych płytach w kierunku dwóch młodych kobiet, które stały przy wejściu do narożnej kamienicy. Obok nich co chwila zatrzymywały się taksówki, a ich pasażerowie znikali w czeluściach bramy.
– Piętnaście minut spóźnienia. – Blondynka w szarej eleganckiej sukience popatrzyła na Paulinę oskarżycielsko.
– Marta! – Paulina jęknęła na jej widok. – Coś ty na siebie włożyła? To nie sympozjum prawnicze, tylko klub nocny.
Paulina, w obcisłych jasnych dżinsach i czarnym prześwitującym topie, była zdenerwowana. Wyjście z koleżankami do klubu nie miało wymiaru rozrywkowego. Nie tym razem.
– Ja się w ogóle sobie dziwię, że dałam się na to namówić – powiedziała Marta urażonym tonem i zlustrowała strój koleżanki. – Wiesz, kiedy ja tu byłam ostatni raz? Chyba z dziesięć lat temu.
– Już tak nas nie postarzaj – odezwała się trzecia dziewczyna, brunetka w obcisłej jasnej mini i luźnej błyszczącej bluzeczce. – Razem tu byłyśmy. I nie dziesięć lat temu, ale trzy.
– Jak się ma dwoje dzieci, to czas płynie inaczej.
– I co teraz? – Brunetka spojrzała na Paulinę. – Co mamy robić?
– Alicja! Jak to, co macie robić? Nie wiesz, co się robi w klubie nocnym?
– Wykluczone! – Marta zdecydowanie pokręciła głową. – Ja mam dobrą pamięć. Na pewno nie będę robiła tego, co się robi w klubie nocnym.
Alicja parsknęła śmiechem, a Paulina westchnęła ze zniecierpliwieniem.
Znały się ze studiów. Każda wprawdzie była na innym kierunku, ale Marta i Alicja mieszkały razem w akademiku, a Paulina poznała je na jakiejś imprezie. Potem tak się ułożyło, że trzymały się razem. W ich paczce była jeszcze jedna dziewczyna, Agata, ale akurat wyjechała za granicę. Marta była adwokatem, a Alicja lekarką internistką.
Kiedyś bywały tutaj częściej. To był jeden z najbardziej znanych klubów nocnych Szczecina. Jeszcze nie tak dawno wyglądał trochę inaczej. W czasach ich studenckiego życia było to miejsce bardzo undergroundowe, z muzyką na żywo, ze stolikami i krzesłami, z których każde wzięto z innego kompletu, surowymi ceglanymi ścianami i wiszącymi na nich starymi plakatami. Po północy trudno było już wejść do sanitariatów. Przede wszystkim dlatego, że lepiły się od brudu, ale także dlatego, że wypełniał je zbity tłum balangowiczów płci obojga, którzy nie mogli się pomieścić w salach.
Był jednak tutaj jakiś genius loci, który pozwolił temu miejscu przetrwać zmieniające się mody i oczekiwania gości. Ale nie bez kompromisów. Klub musiał się zmienić i ucywilizować. Do dawnej sutereny doszedł cały parter z nowym barem, sofami, bardziej wygładzony i ułożony niż część podziemna. Jednak w piątki i soboty, gdzieś koło pierwszej w nocy, na dole, w niezmienionych ceglanych kątach i na dawnym parkiecie budził się jak zwykle nawalony, niepokorny, krnąbrny i obszarpany duch tego miejsca.
– Dopiero cię wyciągnęłam z kłopotów po twoim ostatnim artykule, a ty znowu się w coś wplątujesz. – Marta ściszyła głos do szeptu.
– W nic się nie wplątuję. – Paulina bez przekonania wzruszyła ramionami. – Pewnie to wkręt. Który informator wyznacza spotkanie w klubie nocnym?
– To akurat wcale nie taki zły pomysł. – Marta obciągnęła wąską sukienkę. – Pełno ludzi, hałas. Jeżeli ktoś nie wrzeszczy ci do ucha, to nic nie usłyszysz. Mnóstwo zalet.
– Wchodzimy! Pogadacie sobie w środku – rzuciła Alicja i nie czekając, weszła w czeluść bramy prowadzącej do klubu.
Paulina ruszyła za nią, myśląc jednocześnie o tym, jak to się zaczęło.
Trzy dni wcześniej siedziała akurat skupiona nad tekstem na temat nieprawidłowości i przekrętów na jednej z wielkich budów w mieście – dzięki Igorowi miała pełną analizę prawnobudowlaną – gdy zadzwoniła jej komórka.
Oderwana od syntezowania w myślach długich zdań z pełnego paragrafów i terminów budowlanych maila Igora, spojrzała na telefon z irytacją.
Ukryty numer. Nie znosiła odbierać takich połączeń. Zazwyczaj były to jakieś kretyńskie denuncjacje, propozycje tematów od jakichś pomyleńców lub zwykłe brednie. Ale czasem jednak zdarzało się, że dzwonił ktoś, kto miał rzeczywiście coś ciekawego do powiedzenia.
СКАЧАТЬ