Название: Sieci widma
Автор: Leszek Herman
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Криминальные боевики
isbn: 978-83-287-1185-3
isbn:
– Nikogo nie będziemy pytać – parsknął Łukasz.
– A może to zabronione czy coś. – Kamila pojawiła się między przednimi fotelami. – Jakieś kwestie ewakuacji…
– Nie dramatyzujcie! Kto będzie chciał, pójdzie spać. Ale przypominam wam, że mamy się bawić! – Odwrócił się na chwilę do przyjaciół, pokazując w szerokim uśmiechu zęby. – Odeśpimy jutro na campingu. Kurwa! Nie wierzę.
Ostatnie słowa Łukasza spowodowały, że wszyscy wyjrzeli zza foteli, usiłując dostrzec przez przednią szybę, co tak wstrząsnęło ich kierowcą.
– Ten biały merc tam stoi. Z tymi dziadami, którzy się wlekli przed nami!
– Boże! Myślałam, że jakiś wypadek albo co – jęknęła z tyłu Kamila.
Opel powoli zatrzymał się za stojącym w kolejce do bramki samochodem.
– Najchętniej bym wysiadł i powiedział im coś do słuchu – warknął Łukasz, patrząc na biały kuper mercedesa W124.
– Zwariowałeś? – Ewa postukała się palcem w czoło. – Jeszcze poskarżą się strażnikom i zrobią nam tutaj kontrolę na maksa.
W tym momencie zaświeciły się stojące na terminalu latarnie, a od strony ciemnego północnego nieba rozległ się cichy grzmot.
– Widzieliście? – Bartek obejrzał się za siebie. – Ale błysnęło!
– Wykrakałaś. – Ewa rzuciła urażone spojrzenie Kamili. – Jeszcze burzy tylko nam brakowało do tych czterdziestu stopni na zewnątrz.
Ciemniejące nad centrum Świnoujścia niebo przecięła błyskawica.
Mały opel minął miejską przeprawę promową przy Nabrzeżu Władysława IV, dziewiętnastowieczny budynek dworca kolejowego i potoczył się ulicą Dworcową w kierunku portu. Droga, na całej długości wydzielona ażurowym ogrodzeniem z czerwonej cegły, wiodła prosto jak strzelił pod gmach terminala promowego – dużego budynku wykończonego czerwonymi płytami elewacyjnymi.
Samochód zwolnił na przejściu dla pieszych przed wejściem głównym i wcisnął się na wolne miejsce parkingowe. Prawie dokładnie naprzeciwko terminalu.
Wokół paliły się już latarnie, a niebo na zachodzie i południu zrobiło się granatowe.
– Nie mam wielkiego bagażu, więc nie musisz mi pomagać. – Aleksandra wyciągnęła z tylnego siedzenia sporą kraciastą torbę i przewiesiła ją sobie przez ramię. – Maksymalna wielkość, jaką mogłam zabrać na pokład.
– Odprowadzę cię. – Szatynka w jasnej luźnej sukience zamknęła samochód i wskazała głową wejście do hali dworca.
Po chwili obie stały na środku sali odpraw, rozglądając się dookoła.
– Ostatnia szansa… – westchnęła szatynka, patrząc z zatroskaniem na przyjaciółkę. – Możesz jeszcze dać sobie spokój i wrócić ze mną do Szczecina. Dzisiaj piątek, wyskoczymy do jakiegoś klubu i wypijemy kilka mojito. Jak kiedyś.
– Teraz chyba wolałabym piwo.
– Może być piwo.
– Dzięki. – Aleksandra się uśmiechnęła. – Napiję się mojito w barze na promie. Za twoje zdrowie.
– Tylko nie rób głupstw.
– Nie przejmuj się. Poradzę sobie. Zawsze stawiam na swoim i teraz też tak będzie.
– W jaki sposób chcesz postawić na swoim w sytuacji…
– Znowu zaczynasz.
Przez chwilę milczały, patrząc na siebie. Jedna z malującym się na twarzy niepokojem i troską, druga z irytacją.
Za oknami hali, za którymi widać było ulicę i parking przed dworcem, rozbłysło nagle jasne światło.
Kilka osób z niepokojem spojrzało w tamtym kierunku.
Po chwili rozległ się grzmot, który wtopił się w dochodzący z głośników głos, instruujący podróżnych, że mają się udać do odprawy.
– Burza – jęknęła Aleks. – A tak się cieszyłam na leżak na górnym pokładzie. Z wielkim księżycem w tle.
Przyjaciółka nagle pokiwała głową w rytm i cicho zaintonowała:
– Słońce to my, ciemne chmury to my.
Nagłe sztormy, letnie burze…
Aleks roześmiała się i już po chwili obie głośno śpiewały:
…Suche wyże to my, mokre niże.
Taki deszcz, że ulewa aż śpiewa… 2
Kilka osób spojrzało z uśmiechem w ich kierunku. Jakiś mężczyzna pomachał im ręką i zaklaskał.
Przez chwilę się jeszcze śmiały.
– Może burza zostanie na lądzie. – Przyjaciółka Aleks kiwnęła w końcu głową w kierunku oszklonych drzwi.
– Może. Jedź już, bo inaczej będziesz wracała w burzy. Pewnie zaraz zacznie padać.
– Zadzwoń do mnie jutro z Ystad. Nie dzwoń tylko ze środka Bałtyku, połączenia satelitarne są strasznie drogie.
– Dobra, dobra… – Aleks objęła przyjaciółkę i schyliła się po swoją kraciastą torbę.
Pomachała ręką i ruszyła w kierunku bramek prowadzących do poczekalni przed wejściem na prom.
Samochód zatrzymał się w długiej kolejce do widniejących gdzieś w oddali za lasem latarni i masztów promu. Obok dwóch pasów zajętych przez samochody osobowe były wydzielone kolejne, którymi wjeżdżały wielkie ciężarówki z naczepami. Nad głowami kierowców meandrował stojący na filarach długi rękaw, tędy na pokład przechodzili piesi.
– Kolejna godzina stania – mruknął z rezygnacją Edward.
– Co takiego? – Anna podniosła głowę i spojrzała na niego rozkojarzonym wzrokiem.
– Mówię, że znowu kolejka. A jeszcze najpierw będą wpuszczać te tiry o tam. – Edward machnął ręką w kierunku sąsiednich pasów, na które podjeżdżały właśnie jedna za drugą ogromne ciężarówki.
– Przepraszam. W końcu udało mi się skupić nad tym artykułem. Piszą, że odwołali prokuratora, który się zajmował sprawą morderstw. Nieoficjalnie podobno dlatego, że wznowił śledztwo bez СКАЧАТЬ
2