Kryształowi. Tom 3. Polowanie. Joanna Opiat-Bojarska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryształowi. Tom 3. Polowanie - Joanna Opiat-Bojarska страница 21

Название: Kryształowi. Tom 3. Polowanie

Автор: Joanna Opiat-Bojarska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные детективы

Серия: Kryształowi

isbn: 978-83-287-1269-0

isbn:

СКАЧАТЬ smaczków. Nie będę ci opowiadać, bo pewnie cię to nie interesuje. Chociaż… – Nabrała powietrza. – Albo powiem…

      Gadała, a Driver walczył z bokserkami.

      Nie chciał słuchać historii z życia Anki. Nie interesowała go jej przeszłość, nie interesowała przyszłość. Musiał szybko podjąć decyzję. Czy ubierze się do końca i ucieknie pod byle pretekstem, czy może odczeka, aż jego fiut się zregeneruje i zafunduje mu drugą serię.

      ROZDZIAŁ 6

      – Jak to, kurwa, nie będzie?! – grzmiał Kardasz.

      – Nie będzie. – Funkcjonariusz po drugiej stronie telefonu sapał i wzdychał, ale nie potrafił powiedzieć nic nowego.

      – Naczelnik Braniewski mówił, że monitoring komendy… Że jest!

      – Bo jest.

      – I działa?

      – Działa.

      – To filmy z feralnego dnia mają się znaleźć u mnie na biurku! Natychmiast!

      – Tak jak mówiłem. Się nie da.

      – Powiedz mi, kurwa, coś, czego jeszcze nie wiem.

      – Wysypał się system czy coś. Akurat tego dnia nic się nie zarejestrowało. Aspirant, który poszedł zgrać materiały, zorientował się, że nie działa, zawołał specjalistę i ten reanimował wszystko.

      – Kurwa, człowieku! Czy ty wiesz, w jakimś świetle… – wrzasnął Kardasz, ale szybko się opanował. – Umarł u was człowiek. Nienotowany. Podczas przesłuchania. Nagranie miało zostać zabezpieczone zaraz po zdarzeniu. Miało dać odpowiedź na pytanie, czy umarł sam, czy ktoś się do tej śmierci przyczynił.

      – Powtarzam po raz kolejny. Nie ma. Naczelnik żałuje. Nie ma. Pech. Złośliwość rzeczy martwych albo… albo sam nie wiem co.

      Kardasz wiedział. Rozłączył się, z trudem opanowując chęć rzucenia telefonem o ścianę. Był wkurwiony, ale na szczęście nie na tyle, by zapomnieć, że to jego prywatna komórka.

      Brak nagrań nie był nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Taka psia solidarność. Lepiej zebrać baty za niesprawdzenie, że monitoring „nie działał”, niż pokazać czarno na białym, jak wyglądało przesłuchanie.

      W tej sprawie nie musiał robić nic więcej. Wiedział, że podczas następnej odprawy powie Zośce, że fusze są umoczeni i sami zacierają ślady. Razem ustalą, jak mają wyglądać kolejne czynności.

      Zerknął kontrolnie na zebrane dotychczas informacje. Podolski i Mańczak byli winni. Pozostawało tylko doprecyzować: czego? Zakatowali przesłuchiwanego czy jedynie przyczynili się do jego śmierci?

      Na ten moment na pewno wiedział tylko jedno – że gdyby monitoring dawał im cień szansy na uniewinnienie, przynieśliby mu nagranie w zębach.

      Kardasz podszedł do okna. Przy pasach stała kobieta z piątką dzieci w wieku przedszkolnym. Obserwował, jak walczy, by czwórka ustawiła się w parach, jak łapie to piąte za rękę, po czym wydaje komendę zezwalającą na wejście na ulicę. Dzieci, niczym kury zaganiane przez rolnika, znowu rozpierzchły się na boki. Kobieta machała rękoma, starając się utrzymać je w grupie.

      Rozbawiony Kardasz się odwrócił. Strzepnął niewidzialne pyłki ze swojej nowej koszuli. Czuł się trochę nieswojo, zdradzając dziś rano ulubione golfy i zamieniając je na coś lżejszego.

      Usiadł do komputera i otworzył stronę portalu informacyjnego.

      – Że co, kurwa?! – zaklął, gdy zobaczył nagłówek. – Wstrząsające nagranie z komisariatu?! – odczytał.

      Kliknął na nagłówek, a potem odtworzył wideo. Nie był to, jak w pierwszej chwili pomyślał, zapis z rzekomo zepsutego monitoringu. To było coś o wiele bardziej obciążającego. Na ekranie pojawiło się wyłożone płytkami pomieszczenie wyglądające na toaletę. W pomieszczeniu panował półmrok, a na podłodze leżał jeszcze żywy zatrzymany. Na rękach miał kajdanki, a na klatce piersiowej – elektrody wystrzelone wcześniej z paralizatora. Policjant, który go używał, wyładowywał właśnie kolejne impulsy elektryczne.

      Leżący mężczyzna wił się z bólu, krzyczał, ale nie wykazywał ani grama agresji. Z trudem łapał oddech. Wyglądał na zmęczonego i przerażonego. Zza kamery dochodził głos Podolskiego, który informował, że jeśli nadal tak będzie się zachowywał, to dostanie kolejną serię.

      – Kurwa mać! – zaklął Kardasz i po raz kolejny uruchomił odtwarzanie.

      Firma schodziła na psy.

      – Kto miał zabezpieczyć materiał z tasera? – zapytał sam siebie, a kilka sekund później wybrał numer dochodzeniowca z Komendy Miejskiej w Poznaniu.

      Kolejny dzień. Kolejna kłótnia. Zośka trzasnęła drzwiami, a głuchy odgłos nie przyniósł jej żadnej ulgi. Krew buzowała w niej, jakby w ciągu krótkiej wymiany zdań ze Śledziem osiągnęła temperaturę wrzenia.

      Nie pomagały ani głębokie oddechy, ani wizualizowanie sobie legendarnej Drogi 66. Góry na horyzoncie, asfalt niczym wstęga prowadząca do raju, przestrzeń dająca poczucie wolności i przyjemnie warczący silnik harleya pomiędzy jej nogami.

      – A wy tu co?! – wrzasnęła, wychylając się zza ściany. Głosy słyszała z oddali, dlatego najpierw skierowała się do kącika kawowego. – Do roboty! A nie kawy, kurwa, spijacie! To nie jebana kawiarnia! Sprawy leżą! Wyników brak!

      Zaskoczyła ich. Dwóch dochodzeniowców i jeden operacyjny zamarli. Patrzyli na nią wyczekująco, jakby nie potrafili ocenić zagrożenia i podjąć decyzji, czy powinni uciekać w popłochu, czy się postawić.

      – Koniec, kurwa, bezproduktywnych gadek! Do roboty panowie! Już! Już! Już!

      Wydzierała się tak bardzo, że żaden nie odważył się zaprotestować. Chwycili kubki i rozeszli się w pośpiechu. Uznała to za swój mały sukces, chociaż wypracowany w pocie czoła i przy zdartym gardle. W końcu miała władzę nad tymi wszystkimi samcami, którzy do czasu jej awansu próbowali traktować ją jak materac.

      Widziała ich spojrzenia. Nadal mieli ją za gorszą od siebie. Uważali, że znalazła się w formacji, w której kobiety pojawiają się jedynie od czasu do czasu dla zachowania pozorów, że wcale nie ma dyskryminacji ze względu na płeć.

      Patrzyła, jak mężczyźni znikają w pokojach, po czym – mocno stukając obcasami – poszła do swojego gabinetu. Gdy zamknęła drzwi, wybrała numer Jerzego.

      – Halo?

      – No czeeeść – mruknęła zmysłowo.

      Odpowiedziała jej cisza.

      – Kurwa, co za fiut! – warknęła. – Jerzyk, pomóż mi, proszę cię! A jeśli przekracza СКАЧАТЬ