Pożeracz Słońc. Christopher Ruocchio
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pożeracz Słońc - Christopher Ruocchio страница 42

Название: Pożeracz Słońc

Автор: Christopher Ruocchio

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380626720

isbn:

СКАЧАТЬ fizyczny nawet odrobiny uczucia. Ten jeden uścisk nadrobił niemal wszystkie zaległości. Przez długi czas nie śmiałem nawet drgnąć, dopiero potem, wolno jak w głębokim szoku, poruszyłem się, by odwzajemnić ten uścisk. Ale nie płakałem, nie wydałem z siebie głosu.

      – Chcę ci pomóc – powiedziała.

      Odsunąłem się i spojrzałem na nią z bliska, byłem bliżej niż kiedykolwiek przedtem.

      – Co masz na myśli? – Nerwowo rozejrzałem się po pomieszczeniu i zauważyłem kamery umieszczone wysoko na gładkich, metalicznych ścianach.

      Widząc to, matka uśmiechnęła się i przygładziła błękitną bluzkę.

      – Wszystkie kamery są wyłączone. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Przywilej gospodyni domu. – Niemal dwie dekady doświadczeń podsunęły mi natychmiast mnóstwo wątpliwości, ale ona powtórzyła z uśmiechem: – Kamery są wyłączone. – Milcząc, potaknąłem skinieniem głowy i przełknąłem ślinę, lecz zanim zdołałem coś powiedzieć, lady Liliana dodała: – Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

      – Jakie? – Poczułem, że miękną mi kolana, więc podszedłem do wygodnej sofy i rozsiadłem się na niej obok kurierskiej teczki, w której wcześniej spoczywał Król o dziesięciu tysiącach oczu.

      – Miałeś mi wyjaśnić, co, na święte imię Ziemi, robisz.

      Uspokojony zapewnieniem co do kamer, opowiedziałem jej wszystko. O moim strachu przed Zakonem, o nienawiści do niego, o moim pragnieniu, by zostać scholiastą i wstąpić do Korpusu Ekspedycyjnego. Wzdrygnęła się, gdy wyznałem, że ojciec mnie uderzył, a oczy zaszły jej łzami, gdy opowiedziałem o męce Gibsona na placu Juliana, ale słuchała mnie uważnie i ani razu mi nie przerwała ani nie zaoponowała. Gdy opowiadałem, znalazła w odległym rogu pomieszczenia mały stołeczek, przyniosła go i ustawiła naprzeciwko sofy, na której siedziałem. Kiedy skończyłem, zagryzła wargi, sięgnęła i ujęła mnie za rękę, po czym powtórzyła słowa, na które ledwo zwróciłem uwagę, gdy wypowiedziała je po raz pierwszy:

      – Chcę ci pomóc.

      Młodzieńczy poryw podyktował mi niespokojne zdania:

      – Jak, matko? Jak? Już po wszystkim. Ojciec osiągnął swoje. Za cztery dni znajdę się na statku lecącym na Vesperad. – Przypomniałem sobie denerwujący śmieszek Crispina. „Anagnosta. Dziwaczne słowo”. Zastanawiałem się, gdzie Crispin jest w tym momencie. Miałem nadzieję, że gdzieś daleko, w ramionach błękitnej dziewczyny, i nie dziwi się, dlaczego nie ma mnie w głównym pałacu. – Wygrał. Potrzebowałbym wielu dni, żeby opracować jakiś nowy plan…

      Uścisnęła moją dłoń.

      – A gdzie ja twoim zdaniem byłam, hm?

      Wyprostowałem się, jakby matka przyprawiła mnie o szok, i poczułem, że moje oczy robią się wielkie jak spodki.

      – Mówisz poważnie?

      Lady Liliana tylko na mnie zerknęła.

      – Byłam w Euklidzie i szukałam jakiegoś wolnego handlarza, kogoś, kto zabrałby cię poza świat.

      – Wolny handlarz? To niewiele lepsze od pirata. Nie można ufać takim ludziom.

      Uniosła rękę uspokajająco, puszczając równocześnie moją dłoń.

      – Pani dyrektor Feng poręczyła za niego.

      Zaskoczyło mnie to.

      – Dyrektorka wciąż jest na Delos?

      Matka uśmiechnęła się, pocierając kciukiem o dolną wargę.

      – A po co, twoim zdaniem, wybrałam właśnie Euklidę spośród wszystkich zapadłych mieścin w domenie mojej matki? – Ciekaw byłem tego i dziwiło mnie chłodne matczyne spojrzenie. – Ten człowiek jest dobry. To Jaddyjczyk. Ada mówi, że często zdarza mu się omijać kontrole na lothriadzkich orbitach, żeby przewieźć… bardziej wrażliwy towar.

      – Ada? – Uniosłem brwi.

      – Pani dyrektor Feng – poprawiła się matka i odwróciła wzrok. Wstała zgrabnie i podeszła do zamglonych okien.

      – Rozumiem – powiedziałem. – Ale „Ada”?

      Lady Liliana uśmiechnęła się tym tajemniczym uśmiechem, który tak dobrze znałem.

      – No to chcesz to zrobić czy nie chcesz? – zapytała.

      Osiem słów. Jedno proste pytanie. Byłem jak człowiek balansujący na linie, mogłem upaść na lewo lub na prawo. Ale w żaden sposób nie mogłem wrócić.

      – A co z tobą? – zapytałem, przypatrując się jej z sofy. – Nie martwi cię, co zrobi ojciec, gdy się dowie, że pomogłaś mi uciec przed Zakonem?

      Odwróciła się ku mnie, wciąż stojąc przy matowym oknie. Uderzyło mnie nagle, że była dużo wyższa niż ja. To po linii jej rodu Crispin odziedziczył swój monstrualny wzrost. Stała tam wyniosła, jak jakaś alabastrowa Wenus albo ikona Sprawiedliwości z białego szkła na ołtarzu Zakonu.

      – Moja matka – odparła, odchylając w tył głowę i mobilizując całą swoją arystokratyczną wyższość – jest księżną Delos oraz jedną z wicekrólowych Jego Światłości. Mocno trzyma twojego ojca za jaja.

      – Dlaczego to robisz?

      Uniosła wysoko podbródek.

      – Al ani razu nie zapytał mnie o zdanie w sprawie Vesperad. A zatem do diabła z nim. Jesteś moim synem, Hadrianie. – Przeciągnęła językiem po zębach jak znudzona lwica i skupiła uwagę na czymś, co tylko ona widziała. – Rzeczywiście tego chcesz? Żyć jako scholiasta? Z Korpusem?

      Chrząknąłem, desperacko próbując opanować zalew emocji, który wywołały we mnie słowa: „Jesteś moim synem”.

      – Tak.

      ROZDZIAŁ 17

      MOWA POŻEGNALNA

      Nadszedł w końcu dzień mego odlotu, świtając słonecznym srebrem i malując blaskiem zielono-czarny krajobraz. Niebo miało barwę burzliwego morza, ale dzień był słoneczny i piękny jak żaden z tych, które dotąd widziałem. Wydawało mi się to w jakiś sposób niestosowne – deszcze i burze, jak przy wyjeździe z Meidui, wydawały mi się znacznie właściwszą pogodą na takie pożegnanie. Oficjalnie miałem być na wahadłowcu następnego ranka i dolecieć nim do handlowego statku Dalekosiężny, który należał do sieci odbywającej regularne kursy wewnątrz Imperium i w swoim czasie dostarczyłby mnie na wygnanie w Kolegium Lorica na Vesperad. Oficjalnie. Wiedziałem jednak z dobrego źródła, że zamiast tego zniknę w środku nocy i zostanę przetransportowany do miasta Karch na wyspie pośrodku Oceanu Apollańskiego, daleko na wschód od Diablej Siedziby, aby spotkać się z tajemniczym kontaktem mojej matki.

      Próbując СКАЧАТЬ