Название: Winny jest zawsze mąż
Автор: Michele Campbell
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788308067833
isbn:
– O, już nie śpisz – odezwała się Aubrey.
Jenny rozejrzała się wokoło.
– Gdzie Kate?
– Spotkała jakieś dziewczyny z Omega Chi, zaprosiły ją do siebie do pierwszej klasy. Chcą, żeby dołączyła do nich na wiosnę.
– To tak można? Siedzieć w pierwszej klasie, jeśli się za to nie zapłaciło?
Aubrey wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć, że Kate może wszystko.
– Super, prawda? – powiedziała, wskazując krajobraz za oknem.
„Ależ ty się oszukujesz”, pomyślała Jenny, ale nic nie powiedziała. Wyjęła z plecaka podręcznik do psychologii, udając, że ma do odrobienia pracę domową, by Aubrey zostawiła ją w spokoju.
Na ostatnim odcinku drogi do Penn Station pociąg wjechał do ciemnego tunelu, a potem zaczął szarpać i sapać, jakby ogarnęły go wątpliwości, czy na pewno chce dotrzeć do miasta. Aubrey spojrzała na Jenny szeroko otwartymi oczami.
– To normalne? – spytała.
– Tak, wszystko w porządku. Nie przejmuj się – powiedziała Jenny, starając się zachować obojętność.
Kilka razy przyjeżdżała do Nowego Jorku na Boże Narodzenie, żeby obejrzeć z mamą świąteczne przedstawienie w Radio City, więc czuła się jak ekspert – jakby to miasto należało do niej tak samo jak do Kate. Jej pewność siebie została wystawiona na próbę, gdy pociąg wjechał na stację, a przyjaciółki nigdzie nie było widać. Czyżby o nich zapomniała? Co miałyby zrobić, gdyby straciły kontakt? Jenny nie wzięła od Kate ani adresu, ani numeru telefonu do jej domu, bo myślała, że w pociągu będą siedziały razem. Kojarzyła numer osiemdziesiąt i „Park” w nazwie ulicy, ale czy to wystarczy, żeby odnaleźć drogę?
Ludzie zaczęli zabierać bagaże z półek.
– Pospiesz się, bierz swoje rzeczy – zwróciła się do Aubrey. – Musimy znaleźć Kate.
Na peronie unosił się charakterystyczny zapach nowojorskiego metra – po raz pierwszy w trakcie tej podróży Jenny poczuła ekscytację. Poradzi sobie z Manhattanem. Ulice układały się tu w idealną siatkę. Jeśli umiało się liczyć, można było się odnaleźć. Wyobrażała sobie, jak by to było tu mieszkać – za niecałe cztery lata – chodzić do pracy w lśniącym biurowcu, mając na sobie kostium, szpilki i aktówkę w dłoni.
Zauważyły jasne włosy Kate na szczycie ruchomych schodów w oddali i przyspieszyły, żeby ją dogonić. Na zewnątrz było zimno. Kate pomachała do nich z otwartych drzwi żółtej taksówki. Kierowca otworzył bagażnik; upchnęły tam swoje walizki i wcisnęły się na tylne siedzenie, zaśmiewając się do utraty tchu. W drodze do dzielnicy mieszkaniowej Jenny zadzierała głowę i upajała się widokiem wysokich budynków. Naprawdę powinna przestać myśleć o Lucasie – i o Kate w łóżku z Lucasem – i cieszyć się tą wycieczką, w przeciwnym razie zmarnuje ten czas, a nie lubiła niczego marnować. Na pasach zieleni wzdłuż Park Avenue stały choinki. Zawieszone na nich białe lampki lśniły na tle niebieskiego wieczornego nieba, wprawiając Jenny w radosny nastrój. Kate zepsuła go jednak, ostrzegając je przed tym, co mogą zastać na miejscu.
– Uważajcie na macoszycę – powiedziała.
Matka Kate zmarła na raka, gdy dziewczyna miała dziesięć lat. Kate miała już drugą macochę.
– Victoria mnie nienawidzi, dlatego dla was też na pewno będzie okropna. Ignorujcie ją. Tata będzie się starał łagodzić sytuację. Jesteście z Carlisle, a dla niego wszystko, co wiąże się z Carlisle, jest super.
– Chwileczkę… Wiedzą, że przyjeżdżamy, prawda? – spytała Jenny.
Kate machnęła dłonią, a żołądek podszedł Jenny do gardła.
– Spokojnie. Niczym się nie przejmuj – powiedziała Kate.
Taksówka zatrzymała się przed okazałym ceglanym budynkiem. Odźwierny w uniformie podskoczył do niej i otworzył drzwi. Był to pogodny człowiek o srebrnych wąsach i szerokim uśmiechu; na głowie miał zawadiacką czapkę uszankę.
– Witaj w domu, Katie – odezwał się z nosowym nowojorskim akcentem, po czym zastukał w okno kierowcy. – Otwórz bagażnik, przyjacielu.
– Hej – rzuciła Kate, machnąwszy zdawkowo do odźwiernego, po czym wyskoczyła z auta i popędziła do holu.
Chodnik w tej części miasta był szeroki i porządnie oczyszczony. Przechadzali się po nim dobrze ubrani ludzie, niektórzy w futrach, inni prowadzili wymuskane małe pieski. Jenny niepewnie wysiadła z taksówki. Kate już była w środku, a odźwierny wyjmował walizki i ładował je na błyszczący mosiężny wózek bagażowy. O tę kwestię najwyraźniej nie musiała się martwić, ale kto zapłaci za taksówkę? Jenny sięgnęła po portfel, starając się powstrzymać oburzenie. Nie musiała przecież płacić za noclegi, a wiedziała, że Aubrey nie stać na taryfę. Miała nadzieję, że nie będą zbyt często jeździły taksówkami, bo inaczej zabrakłoby jej pieniędzy na gwiazdkowe prezenty.
Hol błyszczał w świetle lampek wysokiej choinki i ogromnego kryształowego żyrandola. Kate stała w otwartej windzie, zjeżona z niepokoju i zniecierpliwienia. Nigdy dotąd Jenny nie przyszło do głowy, że przyjaciółka mogłaby się denerwować powrotem do domu.
– Chodźmy wreszcie – powiedziała Kate.
– Nasze torby… – zaczęła Jenny.
– Gus przywiezie je windą służbową.
W kącie windy czaił się kolejny służący obsługujący staroświeckie przełączniki. Z hukiem zamknął drzwi za pomocą mosiężnego uchwytu i winda ruszyła w górę. Było w niej ciemno i pachniało cytrynową pastą do polerowania mebli. Po chwili dotarły do mieszkania Eastmanów. Weszły do obszernego holu o marmurowej posadzce w biało-czarną szachownicę. Nie było tam żadnego mebla, gdzie można byłoby zostawić buty i płaszcze, tylko rzeźbiony stół na podstawie w kształcie szponiastej łapy, na nim zaś stał wazon z liliami. Na ścianach СКАЧАТЬ