Sekretne dziecko. Kerry Fisher
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher страница 17

Название: Sekretne dziecko

Автор: Kerry Fisher

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308067796

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Ściszyła głos.

      – Jestem świetna, jak chodzi o zachodzenie w ciążę, ale beznadziejna w wyborze mężczyzn.

      Nie mogłam nie zauważyć ironii losu.

      – Ja jestem beznadziejna w zachodzeniu w ciążę, ale mój mąż okazał się w porządku. – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało, jakbym się chwaliła, dodałam więc: – To znaczy, ciągle zostawia skarpetki na podłodze i nie opróżnia popielniczek, ale jest dobrym ojcem.

      Niemowlę zaczęło płakać, przerywając nam tę chwilę zwierzeń. Lizzy podała mi chłopca, który głośno protestował pozbawiony wygodnego oparcia na jej biodrze. Był ciężki i trudno mi było go utrzymać. Natychmiast to wyczuł i odepchnął mnie, płacząc za mamą i próbując do niej wrócić.

      Lizzy pochyliła się nad dziewczynką w wózku, która wsuwała sobie paluszki do buzi.

      – Muszę już iść, jest głodna. – Odebrała chłopca ode mnie i zaczęła całować go po policzkach, tak że już po chwili odchylał główkę, zanosząc się śmiechem. Zazdrościłam jej tych naturalnych gestów, tej beztroski. Ja już nie pamiętałam, kiedy ostatni raz śmiałam się razem z Louise. Za mało czasu spędziłam z nią na dmuchaniu baniek mydlanych, robieniu babek czy budowaniu zamków z plasteliny, gdy była mała. Za bardzo koncentrowałam się na tym, żeby umiała pisać i czytać, zanim pójdzie do szkoły. Może tym razem uda mi się lepiej rozłożyć akcenty.

      – Popcham ci wózek do rogu ulicy – zaproponowałam, chcąc jeszcze przez chwilę cieszyć się radosnym towarzystwem Lizzy.

      Objęła mnie wolnym ramieniem.

      – Miło było cię spotkać. Zawsze po południu jestem w parku Edwarda. Mniej więcej do trzeciej, bo potem starsze dzieciaki kończą szkołę. Przyjdź, kiedy zechcesz. Pa, Rita.

      Kiwnęłam głową, oceniając w duchu, czy mogę jej zaufać.

      – Jestem Susie.

      – Jeanie.

      ROZDZIAŁ 10

      Grudzień 1977

      Moja druga córka urodziła się 1 grudnia 1977 roku. Położna roześmiała się, kiedy w pierwszym odruchu zapytałam, czy dziecko jest zdrowe, a nie jakiej jest płci. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że spodziewałam się kary. Teraz, gdy maleństwo było już na świecie i wrzeszczało wniebogłosy, dręczyły mnie koszmary, że mogę je przypadkiem skrzywdzić: wyślizgnie mi się z rąk i rozbije sobie główkę, wózek wjedzie na jezdnię, bo zapomnę o hamulcu, albo stracę przytomność, gdy ona będzie w kąpieli.

      Danny odganiał ode mnie te troski.

      – Nigdy nie dopuściłaś, żeby coś złego stało się Louise, odpukać. Jesteś wspaniałą matką. Teraz powinnaś się martwić jedynie o to, żebyśmy jej wybrali odpowiednie imię.

      Danny chciał nazwać ją Leią, ponieważ uwielbiał Gwiezdne wojny. I oczywiście, było to idealne imię dla „księżniczki”. Ja jednak upierałam się przy Grace, bo za każdym razem, kiedy słyszałam hymn Amazing Grace, myślałam o dniu twoich narodzin. Chciałam, żebyś był obecny w jej życiu, stał się w jakiś sposób częścią swojej siostry, i miałam wrażenie, że to imię może być swoistym ogniwem łączącym was ze sobą, co prawda wątłym, bo przecież nigdy się nie spotkaliście.

      Danny wypróbował brzmienie tego imienia.

      – Grace. Gracie. Moja wspaniała Gracie. – Skinął głową. – Może być. Ty wykonałaś całą ciężką pracę, więc masz prawo wyboru. – I tak oto nasza córka została Grace Leią.

      Po przyjściu z nią do domu przez trzy dni nie spałam. Kiedy zabrakło pielęgniarek, które wciąż wchodziły i wychodziły, kiwały głowami, że dziecko tak pięknie je, i dziwiły się, czemu jest takie drobne, bałam się zasnąć, żeby w tym czasie nic jej się nie stało. Jak tylko zamykałam oczy, widziałam ogromne schody w Domu Matki i Dziecka, długą balustradę, którą musiała wypolerować jakaś nieszczęsna dziewczyna. Lewą ręką trzymając się poręczy, a w prawej ściskając walizkę, z trudem stawiałam nogi na kolejnych stopniach. Byłam bez ciebie.

      W końcu Danny odebrał mi Grace.

      – Musisz się przespać, Susie, dłużej tak nie pociągniesz. Przecież przy Louise się tak nie zachowywałaś i nic jej się nie stało. Ja z nią posiedzę.

      – Obiecujesz? Obiecaj, że nie zaśniesz.

      Widziałam, że jest zmęczony, zauważyłam, jak opadły mu ramiona, gdy zdał sobie sprawę, że urodzenie następnego dziecka wcale mi nie pomogło, sprawiło jedynie, że przeniosłam uwagę z jednych trosk na inne. Prawdopodobnie przez ostatnich dziesięć lat zastanawiał się, gdzie się podziała tamta dziewczyna, która podrywała się z krzesła przy pierwszych taktach Let’s Twist Again, i miał nadzieję, że przyjście na świat wytęsknionego maleństwa pomoże mu ją odzyskać. Tymczasem zamiast zasypać ten rów między nami, oddzielający życie przed i po utracie ciebie, narodziny Grace odgrzebały wszystko to, co usiłowałam pogrzebać.

      W końcu miałam rodzinę dwa plus dwa, o jakiej marzyłam, ale Louise okazywała bardzo małe zainteresowanie młodszą siostrą.

      – Nie ma sensu z tobą rozmawiać, kiedy o n a tu jest.

      Starałam się nie rozpraszać, kiedy Louise do mnie mówiła, ale wystarczyło, żeby Grace mruknęła, a już biegłam poprawić jej sweterek, okryć ją kocykiem, sprawdzić, czy jej się odbiło, przytulić, pokołysać.

      Moja obsesja na punkcie Louise i jej ocen szkolnych ustąpiła nowej obsesji: potrzebie zapewnienia niemowlęciu świeżego powietrza. Codziennie chodziłam z nią wiele kilometrów, głośnymi krokami odganiając wszystkie swoje strachy. Póki Grace znajdowała się w wózku, wiedziałam, że jest bezpieczna. Gdy była w pokoju na piętrze, nie mogłam nawet pozmywać naczyń bez sprawdzania, czy przypadkiem nie wetknęła głowy między pręty łóżeczka. Po południu Grace spała, a ja przekonywałam samą siebie, żeby nie iść na górę i nie patrzeć na zegar dziadka wybijający kwadranse. Najczęściej jednak nie wytrzymywałam i w końcu wbiegałam z bijącym sercem do dziecięcego pokoju, a tam oblizywałam palec i przykładałam małej do noska, by z ulgą poczuć jej ciepły oddech.

      Danny na początku był tolerancyjny, niemal dumny z mojego oddania córce. „Ile marchewek jej dzisiaj rozdrobniłaś?”, „Nie martw się, wysterylizowałem łyżeczkę księżniczki”, „Jak długo pozwoliłaś jej płakać? Całe dwie sekundy? Coś takiego!” Z czasem te żarty ustąpiły szeptanym rozmowom w kuchni z moją mamą, z których dobiegały do mnie fragmenty, takie jak: „Myślisz, że powinna iść do lekarza?”, „wpływ na Louise”, „odchodzę od zmysłów”.

      Kiedy Grace miała pięć miesięcy, wiedziałam, że dłużej tak być nie może. Dlatego po Wielkanocy, niczym mysz, która krąży wokół pułapki z serem, choć wie, że to niebezpieczne, poszłam do parku, gdzie miałam nadzieję spotkać Jeanie z dziećmi. Tłumaczyłam sobie, że dwie okaleczone osoby raczej nie uleczą СКАЧАТЬ