Sekretne dziecko. Kerry Fisher
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher страница 18

Название: Sekretne dziecko

Автор: Kerry Fisher

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308067796

isbn:

СКАЧАТЬ chłopca, który mógłby zastąpić mi ciebie. W rozmowach z ludźmi spoza rodziny nigdy nie poruszałam spraw osobistych, żebym i ja nie musiała dzielić się informacjami o własnym życiu. Tym razem jednak zapytałam, jakbym znała ją od zawsze:

      – A ty poczułaś się lepiej, kiedy urodził ci się chłopak?

      Zupełnie jakbym miała prawo grzebać w głębi jej serca bez żadnych wstępów, chociażby o pogodzie.

      – To nic nie zmieniło – odpowiedziała. – Z czasem było coraz gorzej. Ciągle miałam nadzieję, że jedno z nich, to następne, zjawi się z czarodziejską różdżką i nawet jeśli nie odzyskam spokoju, to może przynajmniej przestanę się czuć tak, jakbym miała nóż wbity w brzuch. Ale tak się nie działo. Za każdym razem prawie rozpadałam się na kawałki. Chociaż plusem posiadania takiej czwórki jest to, że nie mam czasu o tym myśleć.

      Uwielbiałam tę jej szczerość. Przy niej miałam wrażenie, jakby ktoś magicznym pokrętłem zmniejszał siłę mojego szaleństwa. U mojej matki współczucie przerodziło się w obawę, że Danny mnie porzuci: „Nie myśl, że on się z tobą nie rozwiedzie. Teraz to dużo łatwiejsze niż kiedyś. Młodzi dzisiaj nie umieją się zamknąć i podporządkować tak jak my, a nie zabraknie kobiet, które chętnie skorzystają z okazji. Musisz przestać użalać się nad tym, czego nie masz, i skupić się na tym, co masz”.

      Stałyśmy z Jeanie przez chwilę, obserwując troje jej dzieci na placu zabaw. Najstarszy chłopiec tak mocno popychał siostrę i młodszego brata na huśtawce, że z trudem się hamowałam, by nie krzyknąć. W końcu wskazałam ich ruchem głowy.

      – Nie boisz się, że coś małemu może się stać? – Robiłam wszystko, żeby mój głos brzmiał obojętnie, jak w najzwyklejszej konwersacji, a nie jakby wyrywał się ze mnie ostrzegawczy wrzask: Przestań, zaraz kogoś zabijesz!

      Jeanie tylko wzruszyła ramionami.

      – Nic im nie będzie. – Roześmiała się. – Robili już gorsze rzeczy. Przedwczoraj weszłam do nich na górę, a Rick i Sarah włazili właśnie na szafę, żeby skoczyć na łóżko. Tydzień wcześniej Rick dobrał się do piły mojego męża i przeciął gałąź w ogrodzie na pół. Mały urwis.

      Przypomniało mi się, jak sprawdzałam cały dom, szukając ostrych przedmiotów, wszystkiego, co Grace mogłaby na siebie ściągnąć, kiedy zaczęła raczkować, i jak nie pozwalałam Danny’emu zamawiać węgla na zimę, bo oczyma duszy widziałam Grace wpadającą do ognia.

      – Naprawdę nie boisz się o nich?

      Jeanie spojrzała na mnie.

      – Chyba tak, trochę. Ale mój ojciec na nic mi nie pozwalał, na wszystko miał jakąś cholerną zasadę: nie wolno nam było się spóźniać; wściekał się, jak zobaczył na nas kroplę błota; lał nas pasem, jak zostawiliśmy zabawki na podłodze w pokoju. I skończyło się tym, że się wykoleiłam. Moim dzieciom będę się kojarzyła z dobrą zabawą, choćby nie wiem co.

      Zazdrościłam jej takiego podejścia. Dobrze wiedziałam, jakimi przymiotnikami opisałaby mnie Louise, i „zabawna” z pewnością do nich nie należał.

      – Chciałabym być taka. Ja o wszystko się martwię.

      Obróciła się w moją stronę.

      – Najgorsze już się nam przydarzyło. Nic gorszego stać się nie może.

      Stałam naprzeciw niej i przyglądałam się tej piegowatej twarzy, hardo uniesionej głowie osoby, która nie ma zamiaru przepraszać za to, kim jest. Nie przejmowała się tym, że połowa matek na placu zabaw cmoka z dezaprobatą na widok jej syna, który stoi na huśtawce i tak ją rozhuśtuje, że niemal dosięga do górnej poprzeczki. Nawet nie drgnęła jej powieka, kiedy przebiegł przez piaskownicę, obsypując wszystkie dzieci piaskiem. Jeszcze do niedawna byłabym w gronie tych kobiet wyrażających oburzenie. Chwyciłabym Louise za rękę, głośno mrucząc jej do ucha: „Trzymaj się z dala od tego chuligana”.

      Teraz jednak Jeanie wzbudzała mój podziw. Otoczenie surowo ją oceniało, a ona pokazywała im wszystkim środkowy palec, zupełnie nie przejmując się tym, co ktokolwiek sobie myśli. Mogłam się od niej wiele nauczyć.

      Dopiero po kilku latach cotygodniowych spotkań w parku zaufałam Jeanie na tyle, że postanowiłam przedstawić ją Danny’emu. Kiedy już po raz pięćdziesiąty przypomniałam jej, że Danny nic nie wie o moim pobycie w Domu Matki i Dziecka, powiedziała:

      – Może cię to zdziwi, ale nie rozgłaszam wszem wobec, że byłam w ciąży z marynarzem, który zaraz potem dał nogę do Brunei. Raczej nie jest to temat, do którego bym się wyrywała. Powiemy prawdę. To znaczy moją wersję prawdy. Czyli to, co wspólnie uzgodnimy. Że wpadłyśmy na siebie na Srebrnym Jubileuszu, a potem znowu w parku i zaprzyjaźniłyśmy się, bo mamy dzieci w podobnym wieku. I tyle.

      Jak zwykle, dla Jeanie wszystko było proste.

      ROZDZIAŁ 11

      Lipiec 1983

      Nie rozumiem cię, Susie. Masz tyle znajomych żon marynarzy i nie zaprosisz ich nawet na kawę, a jej pozwalasz tu przychodzić z dziećmi, które roznoszą wszystko na strzępy! – mówił Danny niemal za każdym razem, kiedy odwiedzała nas Jeanie.

      Rozumiałam go. W ciągu mniej więcej czterech lat, kiedy u nas bywała, po każdej takiej wizycie nasz dom wyglądał jak pobojowisko.

      Podpuszczane przez najmłodszego, Carla, który teraz miał już dziesięć lat, więc powinien być nieco mądrzejszy, dzieci demolowały, co się dało, skakały z sofy, chowały się w szafach, plądrowały po szafkach kuchennych bez pytania. Potem jeszcze przez wiele dni znajdowałam kawałki drożdżówek rozmazane na klamkach i ciasteczka czekoladowe wciśnięte za zasłony. Louise zamykała się w pokoju i słuchała muzyki, póki nie poszli.

      Jeżeli Danny wrócił z pracy, zanim zdążyłam posprzątać, mawiał:

      – Oni są jak stado dzikich zwierząt wypuszczonych na wolność.

      – Ale Grace tak dobrze się dogaduje z małą Stellą – odpowiadałam, wyciągając papierki zza kanapy. – I uczę się od Jeanie dawać Grace więcej swobody, niż dawałam Louise. Nie chciałabym wystraszyć jej wszystkich przyjaciółek. To nie są złe dzieci, tylko trochę niesforne.

      Kręcił głową z niedowierzaniem, stąpając pomiędzy porozrzucanymi przedmiotami, by wejść na górę się przebrać. Nie chciałam, żeby zabronił mi widywać Jeanie. W jej obecności czułam się tak jak przed oddaniem ciebie. Jakby nic nie było ważniejsze od śmiechu, śpiewu i życia na pełnych obrotach. I miała rację co do jednego: „Jak Grace wyjdzie z okresu niemowlęctwa i zacznie przypominać prawdziwe dziecko, przestaniesz się tak martwić. To ten pierwszy etap tak cię przeraża, bo myślisz, że historia się powtórzy i po dziewięciu miesiącach chodzenia jak kaczka zostaniesz z niczym”.

      Na szczęście Danny tolerował wyrwy w listwie przypodłogowej i zadrapania na ścianie, bo wiedział, że optymistyczne podejście Jeanie do życia („Mogło być gorzej, co nie?”) promieniowało też na mnie. Że – w samą porę, gdy Grace miała już prawie sześć СКАЧАТЬ