Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 8

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380629103

isbn:

СКАЧАТЬ życie? Jeśli tak, wybierz 3. Jeśli nie, wybierz 0.

      Lao Li wybrał 3.

      Czy chcesz zakończyć swoje życie? Jeśli tak, wybierz 5. Jeśli nie, wybierz 0.

      Lao Li wybrał 5.

      Proces ten powtórzył się jeszcze dwukrotnie. A potem:

      Czy chcesz zakończyć swoje życie? To ostatnie pytanie. Jeśli tak, wybierz 4. Jeśli nie, wybierz 0.

      Tianmingowi zakręciło się z żalu w głowie i o mało nie osunął się na podłogę. Takiego bólu i złości nie czuł nawet wtedy, gdy umierała jego matka. Chciał krzyknąć do Lao Li, żeby wybrał 0, chciał rozbić lustro, zdusić ten głos.

      Ale Lao wybrał 4.

      Bezgłośnie uruchomił się aparat wstrzykujący. Tianming widział, jak obniża się, a potem znika słupek żółtawego płynu. Lao Li nawet się nie poruszył. Zamknął oczy i zasnął.

      Tłum wokół Tianminga rozproszył się, ale on pozostał z dłonią przyciśniętą do szyby tam, gdzie stał. Nie patrzył na leżące za szybą martwe ciało. Miał otwarte oczy, ale na nic nie patrzył.

      – Nie czuł bólu. – Głos doktora Zhanga był tak cichy, że brzmiał jak brzęczenie komara. Tianming poczuł dłoń na swoim ramieniu. – To mieszanka dużej ilości barbitalu, środków zwiotczających mięśnie i chlorku potasu. Najpierw zaczyna działać barbital i pacjent zapada w głęboki sen, potem pod wpływem środka zwiotczającego ustaje oddychanie, a chlorek potasu prowadzi do zatrzymania akcji serca. Cały proces trwa nie dłużej niż dwadzieścia, trzydzieści sekund.

      Po chwili dłoń doktora Zhanga zsunęła się z jego ramienia i Tianming usłyszał oddalające się kroki. Nie odwrócił się.

      Nagle przypomniał sobie, skąd go zna.

      – Panie doktorze – zawołał cicho. Kroki ustały. Tianming nadal się nie odwracał. – Zna pan moją siostrę, prawda?

      Odpowiedź nadeszła po długim milczeniu.

      – Tak. W liceum byłem z nią w jednej klasie. Pamiętam, że parę razy pana widziałem.

      Tianming wyszedł machinalnie z budynku. Teraz wszystko stało się jasne. Doktor Zhang działał na rzecz jego siostry – siostra chciała, by umarł. Nie, chciała, żeby „zastosowano wobec niego procedurę”.

      Chociaż Tianming często wspominał szczęśliwe dzieciństwo, które spędził z siostrą, to gdy oboje dorośli, odsunęli się od siebie. Nie doszło między nimi do żadnego konfliktu, żadne z nich nie zraniło drugiego, ale zaczęli się postrzegać jako zupełnie różniące się od siebie osoby i czuli, że żywią do siebie nawzajem pogardę.

      Jego siostra była sprytna, ale niezbyt mądra i wyszła za mąż za podobnego człowieka. Żadne z nich nie zrobiło kariery w swoim zawodzie i nawet kiedy mieli już dorosłe dzieci, nie stać ich było na kupno mieszkania. W domu jej męża nie było dla nich miejsca, zamieszkali więc z ojcem Tianminga.

      Natomiast Tianming był samotny. Zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym nie wiodło mu się ani trochę lepiej niż siostrze. Zawsze mieszkał w hotelach robotniczych należących do jego pracodawcy i opiekę nad słabym ojcem pozostawił siostrze.

      I nagle zrozumiał sposób myślenia siostry. Jego ubezpieczenie zdrowotne nie wystarczało na pokrycie kosztów pobytu w szpitalu i im bardziej się on przedłużał, tym bardziej rosły. Płacił za to jego ojciec z oszczędności całego życia, ale nigdy nie zaoferował takiej samej sumy jego siostrze, by pomóc jej kupić mieszkanie, a więc wyraźnie go faworyzował. Z punktu widzenia siostry Tianminga ojciec wydawał na niego pieniądze, które należały się jej. Poza tym tracił je na terapie, które mogły tylko przedłużyć mu życie, ale nie wyleczyć chorobę. Gdyby wybrał eutanazję, siostra dostałaby spadek, a on sam mniej by cierpiał.

      Niebo wypełniały zamglone, ciemnoszare chmury, jak w jego śnie. Podniósłszy wzrok na tę nieskończoną szarość, Tianming przeciągle westchnął.

      „Dobrze – pomyślał. – Skoro chcesz, żebym umarł, umrę”.

      Przyszedł mu na myśl Wyrok Kafki, w którym ojciec przeklina syna i skazuje go na śmierć. Syn zgadza się z tym tak łatwo, jakby ktoś kazał mu wynieść śmieci albo zamknąć drzwi, wychodzi z domu, biegnie ulicami w stronę mostu i skacze z niego do rzeki. Później Kafka powiedział biografowi, że kiedy pisał tę scenę, myślał o „gwałtownym wytrysku”.

      Teraz Tianming zrozumiał Kafkę, człowieka w meloniku i z teczką, który przed ponad stu laty samotnie przemierzał ciemne ulice Pragi, człowieka, który był równie samotny jak on.

      Gdy Tianming wrócił do swego pokoju, czekał tam na niego gość – Hu Wen, kolega ze studiów.

      Od czasów studenckich był on dla Tianminga kimś najbliższym definicji przyjaciela, choć stosunki, które ich łączyły, trudno by było nazwać przyjaźnią w pełnym znaczeniu tego słowa. Wen należał do osób, które wszystkich znały i ze wszystkimi dobrze się dogadywały, ale nawet w kręgu jego znajomych Tianming zajmował odległą pozycję. Od wręczenia dyplomów nie miał z nim żadnego kontaktu.

      Wen nie przyniósł kwiatów ani niczego innego w tym stylu, tylko cały karton napojów w puszkach.

      Po krótkim niezgrabnym powitaniu Wen zadał Tianmingowi zaskakujące pytanie:

      – Pamiętasz naszą wyprawę w plener na początku studiów? Tę, kiedy pierwszy raz wyjechaliśmy całą grupą?

      Oczywiście pamiętał. Wtedy usiadła obok niego Cheng Xin i po raz pierwszy odezwała się do niego.

      Gdyby nie przejęła inicjatywy, to wątpił, by podczas pozostałych czterech lat studiów zdobył się na odwagę i ją zagadnął. Na tej wycieczce siedział sam, gapiąc się na rozległy zbiornik wodny Miyun koło Pekinu. A ona przysiadła obok niego i zaczęła konwersację, rzucając kamyki do wody.

      Rozmowa kręciła się wokół tematów wspólnych dla świeżo upieczonych studentów, którzy dopiero się poznają, ale Tianming wciąż pamiętał każde słowo. Potem Cheng Xin zrobiła małą łódkę z papieru i puściła ją na wodę. Pchana przez słaby wiatr powoli odpływała, aż stała się małą plamką w oddali…

      Ten najpiękniejszy dzień z czasów studenckich jarzył się w jego umyśle złotą poświatą. W rzeczywistości pogoda wcale nie była wtedy idealna – siąpił deszcz, powierzchnia zbiornika była pomarszczona, a kamyki, które do niego wrzucali, były mokre. Ale od tamtej pory Tianming pokochał deszczowe dni, zapach wilgotnej ziemi i mokre kamyki. Niekiedy robił łódki z papieru i stawiał je na szafce nocnej.

      Nagle zaczął się zastanawiać, czy świat w jego spokojnym śnie nie zrodził się z tego wspomnienia.

      Wen jednak chciał z nim porozmawiać o tym, co zdarzyło się później podczas tej wycieczki, o wydarzeniach, które nie zrobiły na Tianmingu wielkiego wrażenia, a więc nie zapadły mu tak silnie w pamięć. Mimo to z pomocą Wena udało mu się w końcu przywołać СКАЧАТЬ