Название: Imię róży. Wydanie poprawione przez autora
Автор: Умберто Эко
Издательство: PDW
Жанр: Исторические детективы
isbn: 9788373925625
isbn:
Bencjusz zawahał się.
– Nie pamiętam. Co to ma za znaczenie, o jakich księgach się mówiło?
– Ma bardzo duże; ponieważ staramy się pojąć, co zaszło między ludźmi, którzy żyją wśród ksiąg, z księgami, z ksiąg, tak więc również to, co powiedzieli o księgach, jest ważne.
– To prawda – rzekł Bencjusz i uśmiechnął się po raz pierwszy, a twarz prawie mu zajaśniała. – Żyjemy dla ksiąg. Słodkie posłannictwo na tym świecie, wydanym na pastwę nieładu i skazanym na upadek. Może więc pojmiesz, co zdarzyło się owego dnia. Wenancjusz, który zna… znał bardzo dobrze grekę, powiedział, że Arystoteles osobliwie śmiechowi poświęcił drugą księgę Poetyki, a skoro tak wielki filozof całą księgę poświęcił śmiechowi, musi on być czymś ważnym. Jorge odparł, że niektórzy ojcowie całe księgi poświęcili grzechowi, który jest rzeczą ważną, ale złą, i Wenancjusz powiedział, że o ile on wie, Arystoteles mówił o śmiechu jako o rzeczy dobrej i narzędziu prawdy, i wtedy Jorge spytał go z drwiną, czyżby przypadkiem czytał rzeczoną księgę Arystotelesa, i Wenancjusz rzekł, że nikt nie mógł jeszcze jej czytać, nie odnaleziono jej bowiem i być może zaginęła. W istocie, nikt nie mógł czytać drugiej księgi Poetyki, Wilhelm z Moerbecke nigdy nie miał jej w ręku. Wtenczas Jorge powiedział, że skoro jej nie znalazł, to znaczy, że nigdy nie była napisana, gdyż Opatrzność nie chciała, by wychwalano rzeczy czcze. Chciałem uśmierzyć nastroje, jako że Jorge łatwo wpada w gniew, Wenancjusz zaś był zaczepny, i rzekłem, że w tej części Poetyki, którą znamy, i w Retoryce znajdują się liczne i roztropne uwagi o zmyślnych zagadkach, a Wenancjusz się ze mną zgodził. Otóż był z nami Pacyfik z Tivoli, który zna nieźle poetów pogańskich, i rzeki, że jeśli chodzi o zmyślne zagadki, nikt nie przewyższy poetów afrykańskich. Przytoczył nawet zagadkę o rybie, tę Symfozjusza:
Est domus in terris, clara quae voce resultat.
Ipsa domus resonat, tacitus sed non sonat hospes.
Ambo tamen currunt, hospes simul et domus una 55.
W tym miejscu Jorge rzekł, że Jezus zalecił, by nasza mowa była „tak” lub „nie”, a co ponad to, bierze się od złego, i że wystarczy powiedzieć „ryba”, żeby nazwać rybę, nie kryjąc pojęcia pod kłamliwymi dźwiękami. I dodał, że nie wydaje mu się mądre obierać za wzór Afrykanów… I wtedy…
– Wtedy?
– Wtedy zdarzyło się coś, czego nie zrozumiałem. Berengar zaczął się śmiać. Jorge napomniał go, tamten zaś rzekł, iż śmieje się, bo przyszło mu na myśl, że gdyby poszukać dobrze wśród Afrykanów, znalazłoby się wiele innych zagadek, i to nie takich łatwych jak ta o rybie. Malachiasz, który też był przy tym, wpadł we wściekłość, prawie złapał Berengara za kaptur i kazał mu zająć się swoimi sprawami… Berengar, jak wiesz, jest jego pomocnikiem…
– A potem?
– Potem Jorge, oddaliwszy się, położył kres dyspucie. Każdy ruszył do swoich zajęć, ale kiedy pracowałem, ujrzałem, że najpierw Wenancjusz, a później Adelmus podeszli do Berengara, by o coś go zapytać. Zobaczyłem z daleka, że się opierał, ale tamci w ciągu dnia wracali A wieczorem zobaczyłem Berengara i Adelmusa, jak gawędzili w krużgankach, zanim udali się do refektarza. To wszystko, co wiem.
– Wiesz zatem, że dwie osoby, które niedawno poniosły śmierć w tajemniczych okolicznościach, pytały o coś Berengara – podsumował Wilhelm.
Bencjusz odpowiedział zakłopotany:
– Tego nie rzekłem! Rzekłem to, co wydarzyło się tamtego dnia, i kiedyś mnie o to pytał… – Zastanowił się chwilę, po czym dodał pospiesznie: – Ale jeśli chcesz znać mój pogląd, Berengar mówił im o czymś, co jest w bibliotece, i tam też winieneś szukać.
– Czemu pomyślałeś o bibliotece? Co chciał powiedzieć Berengar, mówiąc: szukajcie między Afrykanami? Czy nie miał na myśli tego, że należy pilniej czytać poetów afrykańskich?
– Być może na to wygląda, ale w takim razie dlaczego Malachiasz miałby wpadać we wściekłość? W gruncie rzeczy to on decyduje, czy należy dać do czytania księgę poetów afrykańskich, czy też nie. Wiem jedno: kto przejrzy katalog ksiąg, wśród wskazań, które zna tylko bibliotekarz, często spotyka słowo Africa, a znalazłem nawet jedno mówiące finis Africae56. Pewnego razu poprosiłem o księgę tak oznaczoną, nie pamiętam już jaką, zaciekawił mnie tytuł; a Malachiasz odparł, że księgi z tym znakiem zaginęły. Oto co wiem. Dlatego mówię ci: słusznie, pilnuj Berengara, miej na niego oko, kiedy idzie do biblioteki. Nigdy nie wiadomo.
– Nigdy nie wiadomo – zakończył Wilhelm, odprawiając go.
Potem zaczął przechadzać się ze mną po dziedzińcu i zauważył, że, po pierwsze, raz jeszcze Berengar spowodował szepty swoich konfratrów; po drugie, Bencjusz robił wrażenie, jakby pragnął pchnąć nas w stronę biblioteki. Zauważyłem, iż pragnie może, byśmy odkryli tam rzeczy, które także on chętnie by poznał, a Wilhelm odparł, że to podobne do prawdy, ale może być i tak, iż pchając nas w stronę biblioteki, chce nas oddalić od innego miejsca. Jakiego? – spytałem. A Wilhelm odparł, że nie wie, albo chodzi o skryptorium, albo o kuchnię, albo o chór, albo o dormitorium, albo o szpital. Zauważyłem, że dzień wcześniej właśnie on, Wilhelm, był pod urokiem biblioteki, a on odparł, że chce być pod urokiem rzeczy, które podobają się jemu, nie zaś tych, które podsuwają mu inni. Że oczywiście będzie się miało bibliotekę na oku i że w tym momencie naszego śledztwa nie byłoby źle w jakiś sposób się do niej dostać. Okoliczności upoważniają go teraz do tego, by był ciekawy do granic uprzejmości i szacunku dla zwyczajów i praw opactwa.
Oddalaliśmy się od krużganków. Słudzy i nowicjusze wychodzili po mszy z kościoła. I kiedy mijaliśmy zachodnią stronę świątyni, dostrzegliśmy Berengara, który opuszczał portal transeptu i szedł przez cmentarz w stronę Gmachu. Wilhelm zawołał za nim, on zaś zatrzymał się, czekając, aż podeszliśmy. Był jeszcze bardziej wzburzony niż przedtem w chórze i Wilhelm najwyraźniej postanowił wykorzystać jego stan ducha, podobnie jak to uczynił w przypadku Bencjusza.
– Zdaje się zatem, że ty ostatni widziałeś Adelmusa żywym – powiedział.
Berengar zachwiał się, jakby miał popaść w omdlenie.
– Ja? – spytał ledwie słyszalnym głosem.
Wilhelm rzucił swoje pytanie jakby od niechcenia, pewnie dlatego, że Bencjusz wyznał, iż widział tych dwóch, jak gawędzili na dziedzińcu po nieszporach. Ale musiał trafić w sedno, a Berengar zapewne myślał o innym i naprawdę ostatnim spotkaniu, ponieważ łamiącym się głosem powiedział:
– Jak możesz tak mówić? Widziałem go przed udaniem się na spoczynek, jak inni!
Wtenczas Wilhelm doszedł do przekonania, że lepiej nie dać mu wytchnienia.
– Nie, widziałeś go jeszcze potem i wiesz więcej, niż chcesz wyjawić. СКАЧАТЬ
55
56
Krańce Afryki (łac.).