Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Imię róży. Wydanie poprawione przez autora - Умберто Эко страница 29

Название: Imię róży. Wydanie poprawione przez autora

Автор: Умберто Эко

Издательство: PDW

Жанр: Исторические детективы

Серия:

isbn: 9788373925625

isbn:

СКАЧАТЬ go od pewnego uczonego arabskiego. Aloes zwyczajny pochodzi z Indii, świetnie zabliźnia rany. Pięciornik wskrzesza zmarłych lub, właściwie mówiąc, budzi tych, którzy stracili zmysły. Arszenik, nader niebezpieczny, śmiertelna trucizna dla każdego, kto go spożyje. Ogórecznik, roślina dobra na chore płuca. Betonika, dobra na pęknięcia czaszki. Mastyks powściąga flukta płucne i dokuczliwe katary. Mirra…

      – Mirra magów? – spytałem.

      – Taż sama, lecz dobra również dla zapobieżenia poronieniom. A to mumija, niezmiernie rzadka, wytworzona podczas rozkładu zmumifikowanych zwłok, służy do sporządzania wielu prawie cudownych medykamentów. Mandragora, dobra na sen…

      – I na budzenie cielesnego pożądania – dodał Wilhelm.

      – Powiadają, lecz tutaj nie używa się jej w tym celu, jak możesz się domyślić. – Seweryn się uśmiechnął. – A spójrzcie tutaj – rzekł, biorąc do ręki jedną z ampułek. – To siny kamień, cudowny na oczy.

      – A to, co to jest? – zapytał żywo Wilhelm, dotykając kamienia leżącego na jednej z półek.

      – Ten? Dostałem go dawno temu. Zdaje się, że to będzie lopris amatiti lub lapis emaitis. Podobno ma rozmaite właściwości lecznicze, lecz nie odkryłem jeszcze jakie. Znasz go?

      – Tak – odpowiedział Wilhelm – ale nie jako lekarstwo.

      Z torby na piersiach wydobył nożyk i powoli przysunął go do kamienia. Kiedy nożyk znalazł się w niewielkiej odległości od kamienia, przemieszczany z najwyższą ostrożnością dłonią Wilhelma, ujrzałem, że ostrze skoczyło nagle, jakby Wilhelm poruszył przegubem dłoni, który wszak trzymał napięty. I ostrze przylgnęło do kamienia z leciutkim metalicznym brzękiem.

      – Spójrz – rzekł Wilhelm. – To magnes.

      – Do czego służy? – zapytałem.

      – Do rozmaitych rzeczy, o których ci opowiem. Ale teraz chciałbym wiedzieć, Sewerynie, czy nie ma tutaj czegoś, co mogłoby zabić człowieka.

      Seweryn zastanowił się przez moment, powiedziałbym zbyt długi, zważywszy na to, jak przejrzystej udzielił odpowiedzi.

      – Wiele rzeczy. Powiedziałem ci już, że granica między lekarstwem a trucizną jest nikła, Grecy jedno i drugie nazywają pharmakon.

      – I nic nie zniknęło stąd ostatnio?

      Seweryn znów się zastanowił, a potem, ważąc słowa, rzekł:

      – Ostatnio nie.

      – A dawniej?

      – Któż to wie? Nie pamiętam. Jestem w tym opactwie od trzydziestu lat, w szpitalu zaś od dwudziestu pięciu.

      – Zbyt długo jak na ludzką pamięć – zgodził się Wilhelm. Potem dodał nagle: – Mówiliśmy wczoraj o roślinach mogących wywoływać wizje. Które to?

      Gestern i wyrazem twarzy Seweryn okazał żywe pragnienie uniknięcia tego tematu.

      – Muszę się zastanowić, bo sam wiesz, mam tutaj tyle cudownych substancji. Lecz mówmy raczej o Wenancjuszu. Co o tym powiesz?

      – Muszę się zastanowić – odparł Wilhelm.

      Pryma

      Kiedy to Bencjusz z Uppsali wyznaje pewne rzeczy, inne jeszcze wyznaje Berengar z Arundel, Adso zaś dowiaduje się, czym jest prawdziwa pokuta

      Nieszczęsne zdarzenie wywróciło do góry nogami tok życia we wspólnocie. Nieład spowodowany odnalezieniem zwłok przerwał święte oficjum. Opat natychmiast wepchnął mnichów z powrotem do chóru, by modlili się za duszę konfratra.

      Głosy mnichów świadczyły, że są załamani. Zajęliśmy miejsce stosowne, by studiować rysy ich twarzy w momentach, kiedy zgodnie z liturgią kaptur nie zasłaniał lic. Od razu zwróciło naszą uwagę oblicze Berengara. Blade, ściągnięte, lśniące od potu. Poprzedniego dnia dwakroć słyszeliśmy, jak szeptano, że osobliwa więź łączyła go z Adelmusem; i nie chodzi o fakt, że byli rówieśnikami i przez to przyjaciółmi, ale o ton, jakim mówili ci, którzy napomykali o ich przyjaźni.

      Dostrzegliśmy obok niego Malachiasza. Mroczny, posępny, nieprzenikniony. Obok Malachiasza na inny sposób nieprzenikniona twarz ślepca Jorge. Natomiast wyraźną nerwowość przejawiał w gestach Bencjusz z Uppsali, uczony retoryk, którego poznaliśmy dzień wprzódy w skryptorium; podchwyciliśmy szybkie spojrzenie, jakie rzucił w stronę Malachiasza.

      – Bencjusz jest wytrącony z równowagi, Berengar przerażony – zauważył Wilhelm. – Trzeba przepytać ich natychmiast.

      – Czemuż? – odezwałem się naiwnie.

      – Surowy jest nasz obowiązek – odrzekł Wilhelm. – Surowy obowiązek spoczywa na inkwizytorze, przychodzi mu bić w najsłabszych, i to w chwili największej ich słabości.

      W istocie, ledwie skończył się obrządek, podeszliśmy do Bencjusza, który właśnie kierował swoje kroki do biblioteki. Młodzieniec zdawał się niezadowolony, że się go przywołuje, i wysunął jakąś błahą wymówkę. Robił wrażenie, jakby spieszno mu było do skryptorium. Ale mój mistrz przypomniał mu, że prowadzi śledztwo z upoważnienia opata, i zawiódł go na krużganek. Usiedliśmy na parapecie wewnętrznym między dwiema kolumnami. Bencjusz czekał, żeby Wilhelm przemówił, a przez ten czas zerkał ukradkiem w stronę Gmachu.

      – A zatem – zaczął Wilhelm – co się mówiło owego dnia, kiedyście rozprawiali nad marginaliami Adelmusa, ty, Berengar, Wenancjusz, Malachiasz i Jorge?

      – Słyszałeś przecie wczoraj. Jorge zwrócił uwagę, że nie jest godziwe zdobienie śmiesznymi obrazkami ksiąg, które zawierają prawdę. Wenancjusz zaś, że sam Arystoteles mówił o żartach i grach słownych jako narzędziach służących do lepszego odkrywania prawdy i że z tej przyczyny śmiech nie może być rzeczą złą, skoro bywa, iż niesie prawdę. Jorge zwrócił uwagę, że o ile sobie przypomina, Arystoteles mówił o tych sprawach w księdze o poetyce i w związku z metaforami. Że mamy tu dwie okoliczności niepokojące: po pierwsze, księga o poetyce, która pozostawała nieznana światu chrześcijańskiemu przez tak długi czas, być może z dekretu Boskiego, dotarła do nas poprzez niewiernych Maurów…

      – Ale została przełożona na łacinę przez jednego z przyjaciół doktora anielskiego z Akwinu – zauważył Wilhelm.

      – To właśnie mu powiedziałem – ozwał się Bencjusz, nagle pokrzepiony na duchu. – Ja czytam grekę marnie i mogłem obcować z tą wielką księgą właśnie przez tłumaczenie Wilhelma z Moerbecke. Tak i powiedziałem. Ale Jorge oznajmił, że drugi powód zaniepokojenia jest taki, iż w tej księdze Arystoteles mówi o poezji, ta zaś stanowi sztukę niższą i jej pokarmem są figmenta53. I Wenancjusz powiedział, że także psalmy są dziełem poetyckim i używają metafor, a wtedy Jorge zagniewał się, mówiąc, że psalmy są dziełem natchnienia Bożego i używają metafor, by przekazać prawdę, gdy СКАЧАТЬ



<p>53</p>

Zmyślenia (łac.).