Название: Odrodzona. Dzienniki, tom 1, 1947–1963
Автор: Susan Sontag
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788362376445
isbn:
Poznaliśmy się na początku semestru. Zwróciłam na niego uwagę na nagrywanym koncercie (pełne wykonanie Don Giovanniego) i zdałam sobie sprawę, że jest kelnerem [sic] w akademiku. Pogadaliśmy chwilę, spotkaliśmy się na kilku innych koncertach i w końcu, po kilku tygodniach wymieniania ukradkowych spojrzeń, Al zebrał się na odwagę i spytał, czy nie zechciałabym pójść z nim na koncert (Magnificat [Bacha] w miejscowym kościele kongregacjonalnym). – Od tamtego czasu zaledwie kilka razy byłam na imprezach kulturalnych, ale jeśli już się dokądś wybierałam, zawsze szłam razem z nim. Bliskość drugiej osoby, choćby relacje z nią pozbawione były wszelkiego żaru, odwracała moje myśli od upokarzającego zakończenia związku z Irene. Al nie pociągał mnie fizycznie i dobrze się z nim czułam z dwóch powodów: naprawdę szanowałam jego intelekt, chciałam nauczyć się czegoś od niego i rozmawiać z nim o muzyce, literaturze i filozofii; wiedziałam ponadto, że zanim wykona jakiś poważniejszy ruch, minie wiele tygodni, a wówczas będzie mi się łatwo wywikłać z tej znajomości. Jak dotąd nawet nie trzymaliśmy się za ręce! Faktycznie, czułam się przy nim swobodnie, lecz nie miałam wrażenia, że jestem w pełni akceptowana i żyję pełnią życia. Straszne było to, że owego piątkowego wieczora niemal udało mi się przekonać samą siebie, że intelektualne zadowolenie, które przy nim czuję – stanowiące po prostu brak cierpienia – jest pełne i nie może być większe. – Po Boasie siedzieliśmy najpierw przez godzinę przy kawie, a potem spacerowaliśmy, pogrążeni w rozmowie, jeszcze przez dwie czy trzy godziny.
Dyskutowaliśmy o wszystkim, od kantat Bacha przez Faustusa Manna, pragmatyzm, Cal Labor School1, po teorię zakrzywionej czasoprzestrzeni Einsteina. Bardzo zafascynowała mnie filozofia matematyczna. Naprawdę podzielałam jego wielką skromność i swobodne podejście do życia – on nie boi się śmierci, bo po prostu wie, że jego życie, ludzkie życie w ogóle, jest zupełnie nieważne – Rozmawialiśmy wspaniale, a wszystko wydawało mi się bardzo klarowne, gdyż w tamtej chwili odrzuciłam bardziej niż kiedykolwiek: przechadzki, leniuchowanie, słońce, seks, jedzenie, sen, muzykę… Byłam głęboko przekonana, że moje postanowienie, by zostać wykładowcą, jest słuszne, i nic tak naprawdę się nie liczy poza zdatnymi do przyswojenia, przetrawionymi umysłowo doznaniami…Że po prostu w ogóle mało co jest ważne. W tamtej chwili niemal przestałam się bać śmierci… Zgadzaliśmy się, że w życiu zawsze trzeba się spodziewać najgorszego – gdyż wypełnia je podłość i miernota – i nie należy protestować, tylko, po spełnieniu swoich społecznych powinności, wycofać się, nie angażować i może zasłużyć na kilka chwil szczęścia w oczekiwaniu na najgorsze: określiłam to mianem „warunkowego” akceptowania życia… Wierzyłam w to!… Czułam się z tym dobrze… W dodatku Irene wydawała mi się bardzo odległa… Pożegnaliśmy się przed wejściem do akademika (w wystudiowanej przyjacielskiej atmosferze), po czym, wypełniona wewnętrznym spokojem, poszłam na górę spać…
Jeszcze mogłam wygrać z życiem – z własną skłonnością do namiętności – zrezygnowałabym ze wszystkiego – „zrezygnuj, sygnuj, pieczętuj, ślij do Boga” [S.S. częściowo parafrazuje tu wers z poematu Hopkinsa Echo ołowiane i echo złote].
W sobotę wstałam jak zwykle o 9.30, by zdążyć na 10.00 na wykład Era [Samuela] Johnsona. (Odkryłam te zajęcia już po tym, jak pozapisywałam się na mnóstwo różnych wykładów na początku semestru, odbywają się WtCzw 10, ale ja mam oczywiście francuski pięć razy w tygodniu o 10.00) – Mniej więcej w połowie semestru – pod koniec marca – spotkałam pewną dziewczynę, H, pracującą w księgarni Campus Textbook Exchange – Rozmawiało nam się bardzo swobodnie – (Zwykle łatwo mi się rozmawia z ludźmi, których spotykam po raz pierwszy) – powiedziała mi, że wykłady z Johnsona są bardzo dobre, więc postanowiłam na nie chodzić przynajmniej w soboty i wyniosłam z nich bardzo wiele – och, ten maniacki natłok niesamowitych ciekawostek z XVIII wieku! – Wykładowca, p. Bronson, to człowiek przerażająco cywilizowany, o wyglądzie przypominającym T.S. Eliota. Ma brytyjski akcent, kiepskie poczucie humoru, cichy głos, oszczędne gesty… (Jego zdaniem fakt, że większość ludzi źle myśli o Boswellu, to po prostu katastrofa itp. …).
…H jest dość wysoka – ma jakieś metr osiemdziesiąt wzrostu – niezbyt piękna, ale mimo to atrakcyjna – Ma piękny uśmiech i, co było dla mnie oczywiste od pierwszej chwili, jest niezwykle, cudownie pełna życia… Gdy zaczęłam uczęszczać na wykłady o Johnsonie, rozmawiałam z nią co tydzień po zajęciach, a czasem także w księgarni. Przed wakacjami spytała mnie, czy chciałabym pójść z nią na „kolację etniczną”, którą organizował jej kolega w swoim pokoju… Chłopak okazał się nieznośnym, źle wychowanym (denerwujące uśmieszki) homoseksualistą… СКАЧАТЬ