Название: Czerwone Gardło
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Harry Hole
isbn: 9788324593262
isbn:
– Dale! – huknął Edvard.
Dale się obudził.
– Zaprowadź nas!
Dale ruszył przodem. Gudbrand poczuł, że serce uderza mu szybciej. Mróz szczypał w policzki, lecz na razie jeszcze nie zdążył całkiem zmrozić przyjemnego sennego ciepła, które wyniósł z pryczy. Okop był tak wąski, że musieli iść gęsiego. Czuł na plecach spojrzenie dowódcy.
– Tutaj! – Dale pokazał palcem.
Wiatr gwizdał przenikliwie wokół krawędzi hełmu. Na skrzynkach z amunicją leżał trup z członkami sztywno rozłożonymi na boki. Śnieg, którego nawiało do okopu, pokrył cienką warstwą mundur i głowę owiniętą workiem.
– Jasna cholera! – mruknął Dale. Pokręcił głową i kilka razy tupnął nogami.
Edvard się nie odzywał. Gudbrand zrozumiał, że czeka, aż on coś powie.
– Dlaczego ci od wynoszenia trupów go nie zabrali? – spytał w końcu.
– Zabrali. Byli tu wczoraj po południu.
– To dlaczego go odnieśli?
Gudbrand wyczuł, że dowódca mu się przygląda.
– W sztabie nikt nic nie wie o żadnym rozkazie przyniesienia go tu z powrotem.
– Może to jakieś nieporozumienie – stwierdził Gudbrand.
– Może. – Edvard wyciągnął z kieszeni cienkiego, do połowy wypalonego papierosa, odwrócił się tyłem do wiatru i zapalił, osłaniając zapałkę dłonią. Zaciągnął się parę razy i podał dalej.
– Ci, którzy go zabrali, twierdzą, że umieszczono go w masowym grobie na odcinku Północ.
– Jeśli to prawda, powinien zostać pogrzebany.
Edvard pokręcił głową.
– Grzebią ich dopiero po spaleniu. A palą jedynie za dnia, żeby Rosjanie nie widzieli światła, w które mogliby celować. Nocą świeże masowe groby są otwarte i nikt ich nie pilnuje. Ktoś musiał dzisiejszej nocy zabrać stamtąd Daniela.
– Jasna cholera – powtórzył Dale, wziął papierosa i chciwie się zaciągnął.
– Naprawdę palą zwłoki? – spytał Gudbrand. – Dlaczego? Na takim mrozie?
– Ja wiem – odparł Dale. – To przez zmarzniętą ziemię. Na wiosnę podczas roztopów ziemia wypycha zwłoki na wierzch. – Niechętnie oddał papierosa. – Zeszłej zimy pochowaliśmy Vorpenesa tuż za naszą linią. Na wiosnę znów się na niego natknęliśmy, a raczej na to, co lisy z niego zostawiły.
– Pozostaje pytanie – drążył Edvard – w jaki sposób Daniel tu trafił.
Gudbrand wzruszył ramionami.
– Ty miałeś poprzednią wartę. – Edvard zmrużył jedno oko, a to drugie, cyklopowe, wbił w niego. Gudbrand nie spieszył się z papierosem. Dale chrząknął.
– Przechodziłem tędy cztery razy. – Gudbrand oddał papierosa. – Wtedy go tu nie było.
– Zdążyłbyś w ciągu warty dojść do odcinka Północ. A na śniegu są ślady sań.
– Może zostawili je ci od zbierania trupów – podsunął Gudbrand.
– Ślady płóz przecinają ostatnie ślady butów. A ty mówisz, że przechodziłeś tędy cztery razy.
– Do diabła, Edvardzie, przecież widzę, że to Daniel! – wybuchnął Gudbrand. – Oczywiście, że ktoś musiał go tu przetransportować, najprawdopodobniej na saniach. Lecz jeśli słuchasz, co mówię, to musisz chyba zrozumieć, że ktoś go przywiózł po tym, jak przeszedłem tędy ostatni raz!
Edvard nie odpowiedział, tylko z irytacją wyrwał Dalemu z zaciśniętych ust resztkę papierosa, z niechęcią patrząc na wilgotny ślad na bibułce. Dale zdjął z języka okruchy tytoniu, spoglądając na nich spode łba.
– Dlaczego, na Boga, miałbym wymyślić coś podobnego? – spytał Gudbrand. – I jak zdołałbym przyciągnąć trupa na saniach z odcinka Północ aż tutaj, niezatrzymywany przez wartowników?
– Mogłeś iść przez ziemię niczyją.
Gudbrand z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Myślisz, że oszalałem, Edvardzie? Na co mi zwłoki Daniela?
Dowódca zaciągnął się dwa razy po raz ostatni, rzucił niedopałek w śnieg i przydeptał go butem. Zawsze tak robił. Nie wiedział dlaczego, ale nie znosił widoku żarzących się niedopałków. Śnieg aż jęknął, gdy wbił w niego obcas.
– Nie, nie sądzę, żebyś przyciągnął tu Daniela – oświadczył. – Bo nie wierzę, że to Daniel.
Teraz i Dale, i Gudbrand gwałtownie drgnęli.
– Oczywiście, że to Daniel – powiedział Gudbrand.
– Albo ktoś takiej samej budowy ciała – stwierdził Edvard. – I z takim samym znaczkiem oddziału na mundurze.
– Ale ten worek… – zaczął Dale.
– Potrafisz dostrzec różnicę między workami? – spytał Edvard drwiąco, ale spojrzenie wbił w Gudbranda.
– To jest Daniel. – Gudbrand przełknął ślinę. – Poznaję buty.
– Uważasz więc, że powinniśmy po prostu wezwać ludzi od wynoszenia trupów i kazać go znów stąd zabrać? – uniósł się Edvard. – Bez sprawdzania? Właśnie na to liczyłeś, prawda?
– Niech cię cholera, Edvardzie! Niech cię wszyscy diabli!
– Nie jestem pewien, czy tym razem przyszli po mnie, Gudbrandzie. Ściągnij mu ten worek z głowy, Dale!
Dale zdezorientowany patrzył na tych dwóch, którzy mierzyli się spojrzeniem jak dwa gotowe do walki byki.
– Słyszysz? – krzyknął Edvard. – Rozetnij ten worek!
– Wolałbym nie.
– To rozkaz. Już!
Dale wciąż się wahał, przenosił wzrok z jednego na drugiego, a potem na sztywną postać leżącą na skrzynkach z amunicją. W końcu wzruszył ramionami, rozpiął kurtkę kombinezonu СКАЧАТЬ