Czerwone Gardło. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwone Gardło - Ю Несбё страница 15

Название: Czerwone Gardło

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Harry Hole

isbn: 9788324593262

isbn:

СКАЧАТЬ suchych warg wydobył się jedynie szept. Daniel wyglądał jak chłopczyk, który zamierzał zrobić orła na śniegu, lecz nieoczekiwanie na nim zasnął. Gudbrand ze szlochem rzucił się do syreny, zakręcił korbą. Rakiety opadały, a jękliwa skarga syreny niosła się pod niebo.

      To nie tak miało być. Niczego więcej Gudbrand nie był w stanie pomyśleć.

      Wycie syreny alarmowej. Edvard wraz z pozostałymi wypadli z bunkra, stanęli za nim. Ktoś zawołał go po imieniu, ale on nie słyszał. Nie przestawał kręcić korbą. W końcu Edvard podszedł do niego i zatrzymał siłą. Gudbrand opuścił ręce, ale się nie odwracał. Dalej wpatrywał się w krawędź okopu i w niebo. Łzy na policzkach zamarzały, a głos syreny cichł.

      – To nie tak miało być – szepnął.

      11. LENINGRAD, 1 STYCZNIA 1943

      Gdy wynosili Daniela, pod nosem, w kącikach oczu i ust już zdążyły mu się pojawić kryształki lodu. Często zostawiali nieżywych, dopóki nie zesztywnieli na mrozie, łatwiej ich wtedy było nieść. Ale Daniel nie mógł zostać tam, gdzie leżał, przeszkadzał obsłudze cekaemu. Dwóch mężczyzn przeciągnęło go więc na występ okopu kilka metrów dalej i ułożyło na dwóch pustych skrzynkach po amunicji, pozostawionych na rozpałkę. Hallgrim Dale obwiązał mu głowę workiem, żeby nie musieli oglądać śmiertelnej maski z paskudnym uśmiechem.

      Edvard powiadomił dowództwo odcinka Północ zawiadujące masowymi grobami. Obiecali przysłać w ciągu nocy dwóch ludzi zajmujących się zbieraniem poległych. Dowódca kazał też Sindremu wstać z łóżka i dokończyć wartę z Gudbrandem. Pierwszą rzeczą, jaką musieli się zająć, było oczyszczenie pobrudzonego karabinu.

      – Zbombardowali Kolonię, zostały tylko ruiny – powiedział Sindre.

      Leżeli obok siebie na brzegu okopu, w wąskim zagłębieniu, skąd mieli widok na pas ziemi niczyjej. Gudbrand uświadomił sobie, że nie cierpi takiej bliskości Sindrego.

      – A Stalingrad pójdzie do piekła.

      Gudbrand nie czuł zimna, miał wrażenie, że głowa i całe ciało wypełniło się watą, nic już go nie obchodziło. Czuł jedynie lodowaty metal palący skórę i zdrętwiałe palce, które nie chciały go słuchać. Spróbował jeszcze raz. Chwyt i mechanizm spustowy cekaemu leżały już obok niego na kocu, trudniej jednak było zdjąć lufę. W Sennheim ćwiczyli rozbieranie i składanie karabinu maszynowego z zasłoniętymi oczami. Sennheim w pięknej, ciepłej niemieckiej Alzacji. Teraz, gdy się nie czuło, co robią palce, było zupełnie inaczej.

      – Nie słyszałeś? – spytał Sindre. – Ruscy nas dopadną. Tak jak dopadli Gudesona.

      Gudbrand przypomniał sobie kapitana Wehrmachtu, Niemca, który tak się śmiał z Sindrego, gdy dowiedział się, że chłopak pochodzi z zagrody w pobliżu miejscowości o nazwie Toten.

      – Totenreich? Wie im Totenreich? – śmiał się kapitan.

      Lufa wreszcie puściła.

      – Cholera! – głos Gudbranda zadrżał. – To krew zamarzła i skleiła części.

      Ściągnął rękawice, przyłożył końcówkę oliwiarki ze smarem do lufy i nacisnął. Żółtawa ciecz zgęstniała na mrozie. Gudbrand wiedział, że smar rozpuszcza krew. Sam go stosował, kiedy miał zapalenie ucha.

      Sindre nagle pochylił się nad nim, paznokciem podrapał jeden z nabojów.

      – Psiakrew! – zaklął. Podniósł oczy na Gudbranda i uśmiechnął się, odsłaniając brunatne przerwy między zębami. Jego blada nieogolona twarz znalazła się tak blisko, że Gudbrand poczuł zgniły oddech, jakiego zresztą nabawiali się wszyscy już po krótkim pobycie tutaj. Sindre podniósł palec do góry.

      – Kto by pomyślał, że Daniel miał tyle mózgu, co?

      Gudbrand odwrócił głowę.

      Sindre bacznie się przyglądał koniuszkowi własnego palca.

      – Ale mało go używał. Inaczej nie wróciłby z ziemi niczyjej tamtej nocy. Słyszałem, jak rozmawialiście o przejściu na drugą stronę. No tak, wy dwaj byliście… bardzo dobrymi przyjaciółmi.

      Gudbrand z początku nie słuchał, słowa dochodziły jakby ze zbyt dużej odległości. W końcu dotarło do niego ich echo i poczuł nagle, że do ciała wraca ciepło.

      – Niemcy nigdy nie pozwolą nam na odwrót – mówił Sindre. – Wszyscy tu zginiemy, co do jednego. Powinniście byli uciekać. Podobno bolszewicy dla takich jak ty i Daniel nie są tacy twardzi jak Hitler. Dla takich dobrych przyjaciół.

      Gudbrand nie odpowiedział. Czuł ciepło nawet w koniuszkach palców.

      – Planowaliśmy ucieczkę dzisiejszej nocy – oświadczył Sindre. – Hallgrim Dale i ja. Zanim będzie za późno. – Obrócił się na śniegu i spojrzał na Gudbranda. – Nie rób takiej przerażonej miny, Johansen – roześmiał się. – Jak myślisz, dlaczego inaczej mówilibyśmy, że jesteśmy chorzy?

      Gudbrand podkulił palce w butach. Rzeczywiście czuł teraz, że je ma. Było mu ciepło i przyjemnie. Ale było coś jeszcze.

      – Idziesz z nami, Johansen? – spytał Sindre.

      Wszy! Było mu ciepło, ale nie czuł wszy. Nawet szum pod hełmem ustał.

      – A więc to ty rozpuściłeś te plotki? – spytał.

      – Co? Jakie plotki?

      – Daniel i ja rozmawialiśmy o wyjeździe do Ameryki, a nie o przejściu na stronę Ruskich. I to nie teraz, tylko po wojnie.

      Sindre wzruszył ramionami, spojrzał na zegarek i podniósł się na kolana.

      – Zastrzelę cię, jeśli spróbujesz uciec.

      – Czym? – spytał Sindre, skinieniem głowy wskazując na części rozłożonego cekaemu. Ich karabiny zostały w bunkrze, a obaj wiedzieli, że Gudbrand nie zdąży tam i z powrotem, zanim Sindre zniknie.

      – Jak chcesz, to zostań tutaj i zdychaj, Johansen. Pozdrów Dalego i powiedz mu, żeby szedł za mną.

      Gudbrand wsunął rękę pod mundur i wyciągnął bagnet. Matowe ostrze lekko błysnęło w świetle księżyca. Sindre pokręcił głową.

      – Faceci tacy jak ty i Gudeson to marzyciele. Odłóż ten nożyk i idź raczej ze mną. Rosjanie dostają zapasy transportowane przez Ładogę, świeże mięso.

      – Nie jestem zdrajcą – oświadczył Gudbrand.

      Sindre wstał.

      – Jeśli spróbujesz mnie zabić tym bagnetem, wartownicy Holendrów nas usłyszą i podniosą alarm. Zastanów się przez chwilę. Jak myślisz, któremu z nas uwierzą, że próbował powstrzymać tego drugiego СКАЧАТЬ