Czerwone Gardło. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwone Gardło - Ю Несбё страница 14

Название: Czerwone Gardło

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Harry Hole

isbn: 9788324593262

isbn:

СКАЧАТЬ nie dał się długo prosić.

      – Najpierw ojciec ją kroił z nabożeństwem, jak ksiądz, a my, dzieciaki, przyglądaliśmy mu się bez słowa. Potem matka kładła po dwa plastry na każdym talerzu i polewała je sosem tak gęstym, że musiała cały czas go mieszać, żeby całkiem nie stężał. A do tego cała góra świeżej, kruchej brukselki. Powinieneś włożyć hełm, Danielu. Pomyśl, a jak odłamek trafi cię w głowę?

      – Tak, albo granat. Opowiadaj dalej.

      Gudbrand zamknął oczy i uśmiechnął się.

      – Na deser był kompot ze śliwek albo brownies. Tego nie jadło się wszędzie. Matka nauczyła się je robić w Brooklynie.

      Daniel splunął w śnieg. Zimą warta zwykle trwała godzinę, ale Sindre Fauke i Hallgrim Dale leżeli złożeni gorączką, więc dowódca postanowił wydłużyć warty do dwóch godzin, dopóki wszyscy nie odzyskają sprawności.

      Daniel położył rękę na ramieniu Gudbranda.

      – Tęsknisz za domem, prawda? Za matką.

      Gudbrand roześmiał się, splunął w śnieg w to samo miejsce co Daniel i spojrzał na zmrożone gwiazdy na niebie. Coś zaskrzypiało na śniegu i Daniel uniósł głowę.

      – Lis – powiedział tylko.

      To niewiarygodne, lecz nawet tutaj, gdzie każdy metr kwadratowy ziemi był zbombardowany, a miny leżały gęściej niż bruk na Karl Johans gate, wciąż można było spotkać zwierzęta. Wprawdzie niewiele, lecz widywali i zające, i lisy. Od czasu do czasu trafiały się też kuny. Oczywiście próbowali na nie polować, wszystko było mile widziane w kotle. Jednak po zastrzeleniu jednego z Niemców, który poszedł po ubitego zająca, dowództwo wbiło sobie do głowy, że Rosjanie wypuszczają zające w pobliże ich okopów, by ich zwabić na pas ziemi niczyjej. Tak jakby Rosjanie dobrowolnie zrezygnowali z zająca!

      Gudbrand dotknął poranionych warg i spojrzał na zegarek. Do zmiany warty pozostała jeszcze godzina. Przypuszczał, że Sindre napchał sobie tytoniu w odbyt, by wywołać gorączkę. Można go było podejrzewać o coś takiego.

      – Dlaczego wróciliście z Ameryki do kraju? – spytał Daniel.

      – Krach na giełdzie. Ojciec stracił robotę w stoczni.

      – Sam widzisz – pokiwał głową Daniel. – Taki jest kapitalizm. Biedacy harują, a bogaci się bogacą. Wszystko jedno, czy jest okres prosperity czy upadku.

      – Tak już jest.

      – Tak było do tej pory, ale teraz wszystko się odmieni. Kiedy wygramy wojnę, Hitler zrobi ludziom niespodziankę. Twój ojciec nie będzie już musiał się martwić o brak pracy. Ty też powinieneś wstąpić do Nasjonal Samling.

      – Naprawdę w to wierzysz?

      – A ty nie?

      Gudbrand nie lubił sprzeciwiać się Danielowi, próbował więc tylko wzruszyć ramionami, ale przyjaciel powtórzył pytanie.

      – Oczywiście, że wierzę – odparł Gudbrand. – Ale myślę głównie o Norwegii. O tym, żeby nie wpuścić bolszewików do kraju. Jeśli przyjdą, to na pewno wyjedziemy do Ameryki.

      – Do kapitalistów? – głos Daniela zabrzmiał teraz ostrzej. – Do demokracji w rękach bogaczy? Pozostawionej przypadkowi i skorumpowanym przywódcom?

      – Wolę to niż komunizm.

      – Demokracja już odegrała swoją rolę, Gudbrand. Popatrz tylko na Europę. Anglia i Francja schodziły na psy na długo przed wybuchem wojny. Bezrobocie, a jednocześnie krociowe zyski. Tylko dwóch ludzi jest w stanie powstrzymać Europę przed upadkiem i pogrążeniem się w kompletnym chaosie. Hitler i Stalin. Taki mamy wybór. Bratni naród albo barbarzyńcy. W kraju prawie nikt chyba nie zrozumiał, jakie to szczęście, że Niemcy pojawili się pierwsi, uprzedzając rzeźników Stalina.

      Gudbrand kiwnął głową. Nie chodziło tylko o to, co Daniel mówił, lecz również o sposób, w jaki mówił. O przekonanie wyczuwalne w głosie.

      Nagle rozległ się huk i niebo przed nimi zbielało od błysków. Ziemia zatrzęsła się, po żółtych błyskawicach w powietrzu pojawiły się grudy brunatnej ziemi i śniegu podrywanego wybuchami granatów.

      Gudbrand już leżał na dnie okopu, zasłaniając rękami głowę, ale wszystko skończyło się równie prędko, jak się zaczęło. Spojrzał w górę. Na brzegu okopu za karabinem maszynowym leżał Daniel i ryczał ze śmiechu.

      – Co ty wyprawiasz? – krzyknął Gudbrand. – Włącz syrenę, trzeba zbudzić wszystkich!

      Ale Daniel śmiał się jeszcze głośniej.

      – Kochany przyjacielu! – zawołał z załzawionymi od śmiechu oczami. – Szczęśliwego Nowego Roku!

      Wskazał na zegarek i Gudbrandowi rozjaśniło się w głowie. Daniel najwyraźniej czekał na noworoczny salut Rosjan, bo wsunął teraz rękę w specjalnie usypaną zaspę, zasłaniającą stanowisko cekaemu.

      – Brandy! – zawołał, triumfalnie podnosząc do góry butelkę z odrobiną brunatnej cieczy. – Oszczędzałem ją przez dwa miesiące. Masz!

      Gudbrand uklęknął i roześmiał się do Daniela.

      – Ty pierwszy! – zawołał.

      – Na pewno?

      – Na pewno, przyjacielu. Przecież to ty oszczędzałeś. Ale nie wypij wszystkiego.

      Daniel wyciągnął korek z butelki i podniósł ją do góry.

      – Za Leningrad! Wiosną będziemy pić w Pałacu Zimowym – oświadczył i ściągnął z głowy rosyjską czapkę. – A latem będziemy już w domu, w naszej ukochanej Norwegii, i będą nas czcić jak bohaterów.

      Przyłożył butelkę do ust i odchylił głowę. Alkohol zakląskał i zatańczył w szyjce. Błysnęło, gdy w szkle odbiło się światło opadających rakietnic.

      W późniejszych latach Gudbrand często miał się zastanawiać, czy rosyjski strzelec dostrzegł właśnie błysk światła w szkle. W następnej chwili usłyszał głośny wystrzał i butelka w dłoni Daniela eksplodowała. Spadł deszcz odłamków szkła i kropel brandy. Gudbrand odruchowo zamknął oczy. Poczuł, że twarz ma mokrą, wilgoć spływała po policzkach. Odruchowo wysunął język i pochwycił parę kropel. Smak ledwie dawał się wyczuć. Alkohol zapiekł odrobinę, ale miał w sobie coś jeszcze, coś słodkiego, metalicznego. Krople były gęste. Pewnie przez mróz, pomyślał Gudbrand i otworzył oczy. Nie zobaczył Daniela na brzegu okopu. Doszedł do wniosku, że przyjaciel, zrozumiawszy, że ich dostrzeżono, schował się za cekaem, ale mimo wszystko czuł, że serce mu przyspiesza.

      – Danielu!

      Żadnej СКАЧАТЬ