Название: Niemcy
Автор: Piotr Zychowicz
Издательство: PDW
Жанр: Историческая литература
Серия: Historia
isbn: 9788380628410
isbn:
Rzeczywiście to była zmiana rewolucyjna.
Spotkało się to z silnym oporem ze strony armii, kręgów dyplomatycznych, a nawet członków NSDAP. Szczególnie tych wywodzących się z Gdańska, Prus i innych wschodnich prowincji Rzeszy, gdzie uprzedzenia wobec Polaków były najsilniejsze. Hitler ten opór złamał. Lata 1933–1939 to okres bardzo dobrej współpracy Niemców z Polakami. Politycznej – do Warszawy jeździli Goebbels, Göring i inni przedstawiciele reżimu narodowosocjalistycznego. Społecznej – kontaktowały się ze sobą rozmaite organizacje, na przykład Hitlerjugend i harcerstwo. A wreszcie wojskowej i policyjnej. Współpracę między policjami obu państw koordynował sam Himmler. Chodziło o zwalczanie komunistów.
Polska jednak się wahała.
Tak, układ z 1934 roku Hitler chciał zamienić w poważny, trwały sojusz o charakterze polityczno-wojskowym. Polsce proponował wejście do paktu antykominternowskiego i stworzenie osi Berlin–Rzym–Warszawa–Tokio. Polaków gorąco namawiali również do tego zaprzyjaźnieni z nimi Japończycy, którzy jeszcze w latach trzydziestych wyrażali gotowość do przystąpienia do wojny ze Związkiem Sowieckim w ramach szerokiej koalicji. Ekipa Józefa Becka uchylała się jednak od ostatecznej odpowiedzi.
Przejdźmy do pańskiej specjalizacji, czyli kwestii militarnych. Jaki wpływ na Reichswehrę, a później Wehrmacht, miało podpisanie układu z Polską?
Do roku 1934 wszelkie wojenne plany przygotowywane przez Reichswehrę zakładały atak na Rzeczpospolitą w aliansie ze Związkiem Sowieckim. Kampania taka miała zakończyć się szybkim pokonaniem sił zbrojnych nieprzyjaciela i niemiecko-bolszewickim rozbiorem Polski. Nagle, po podpisaniu układu z Polakami, sztabowi Reichswehry kazano wyrzucić te plany do kosza i przygotowywać nowe. Odwrotne. Plany wojny ze Związkiem Sowieckim w sojuszu z Polską.
Jak wyglądały te nowe projekty?
Pierwsze zakładały ograniczoną interwencję poprzez wzięcie Sowietów w dwa ognie. Z zachodu miały uderzyć Niemcy i – jak na to liczono – Polska, a ze wschodu Japonia. Zakładano, że będzie to uderzenie, które spowoduje załamanie się systemu sowieckiego. Lata 1937 i 1938 były bowiem okresem bardzo poważnego kryzysu w państwie Stalina. Dyktator wymordował swój korpus oficerski, trwał wielki terror, kraj był w kryzysie, Armia Czerwona była niezwykle słaba. Wojna miała spowodować wybuch kontrrewolucji i chaos wewnętrzny. Wówczas siły sprzymierzonych nie musiałyby iść na Moskwę. Skończyłoby się to oderwaniem kilku prowincji. Japonia rościła sobie pretensje do części Syberii, Polska i Niemcy miały się podzielić zachodnimi terytoriami sowieckimi. Przede wszystkim Ukrainą.
Czyli według tych pierwszych planów nie zakładano frontalnej, totalnej wojny, do jakiej doszło między Hitlerem a Stalinem w roku 1941?
Nie. Niemieccy stratedzy zakładali raczej, że konflikt będzie przebiegał mniej więcej tak, jak później się stało z Czechosłowacją. Z tym, że spodziewali się, iż Armia Czerwona stawi pewien opór. Odbędzie się kilka bitew granicznych, w których Polacy, Niemcy i Japończycy zniszczą bolszewików, a potem zostanie podpisane zawieszenie broni, na mocy którego Związek Sowiecki – czy też to, co powstanie na jego gruzach po wewnętrznym załamaniu – zostanie poważnie okrojony. Nawiasem mówiąc, podczas kryzysu czechosłowackiego układ z Rzeczpospolitą się sprawdził. Wojsko Polskie wzięło udział w rozbiorze Czechosłowacji, zajmując Zaolzie.
W książce Wspólny wróg pokazuje pan, że niemieckie plany wojny ze Związkiem Sowieckim ewoluowały.
Tak. Pod koniec lat trzydziestych zakładano dwa scenariusze. Pierwszy może być dla czytelników bardzo zaskakujący. Otóż według niego Rzeczpospolita wcale nie musiała wysyłać swoich dywizji na Wschód – wystarczyłoby, żeby zachowała przyjazną neutralność wobec Niemiec. Zaryglowałaby w ten sposób środkowy odcinek granicy Związku Sowieckiego, a niemieckie uderzenie na Wschód poszłoby z północy i południa.
„Efekt obcęgów”.
Tak właśnie to nazwano. Od północy Wehrmacht miał zaatakować przez Prusy i państwa bałtyckie. Kierunkiem tego natarcia byłby Leningrad. A od południa przez Czechy, Słowację i Rumunię natarcie poszłoby w kierunku Kijowa.
I nie naruszyłby terytorium Polski? Trudno to sobie wyobrazić.
Być może trudno, ale my nie mówimy o wyobrażeniach, tylko o faktach. Te plany się zachowały. I przez ich pryzmat należy rozumieć całą politykę zagraniczną Niemiec w latach trzydziestych. Hitler właśnie dlatego zniszczył prosowiecką i profrancuską Czechosłowację, aby wyrąbać sobie południowy korytarz do ataku na Związek Sowiecki. A na Gdańsku zależało mu tak bardzo, bo bez tego miasta nie miałby szans powodzenia atak korytarzem północnym. To był kluczowy port, przez który musiałoby iść wojsko z Rzeszy do Prus Wschodnich. Paradoks polega więc na tym, że żądanie przyłączenia Gdańska było nie tyle ruchem antypolskim, ile antysowieckim.
Wspomniał pan o drugim scenariuszu.
Drugi scenariusz zakładał, że Polska powie „tak” na niemiecką propozycję i jej potężna armia weźmie udział we frontalnym ataku na Związek Sowiecki. Wówczas wasze siły zbrojne zajęłyby środkowy odcinek frontu i starłyby się z Armią Czerwoną na Białorusi. Niemcy atakowaliby zaś na północy i południu. Czyli tak jak w planie numer jeden.
Czy połączone siły Wehrmachtu i Wojska Polskiego pokonałyby Armię Czerwoną?
Jak już mówiłem wyżej, ówcześni niemieccy sztabowcy byli przekonani, że to będzie szybka kampania. Uważano wojska sowieckie za przeciwnika niepoważnego, nie tak dawno zostały bowiem trzykrotnie pobite. W 1905 roku pobili je Japończycy, w 1917 Niemcy, a w 1920 Polacy. Sprzymierzone siły tych trzech państw miały Związek Sowiecki zdruzgotać.
A jakie jest pańskie zdanie? Czy taka wojna zakończyłaby się klęską Stalina?
Z perspektywy czasu należy stwierdzić, że wojska sowieckie rzeczywiście na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych nie były groźnym przeciwnikiem na polu bitwy. Świadczy o tym choćby przebieg kampanii fińskiej i pierwszych miesięcy operacji „Barbarossa”, gdy bolszewicy zostali po prostu rozgromieni. To nie była ta sama potężna Armia Czerwona, która – nie bez pomocy dostarczających jej sprzęt Anglosasów – narodziła się podczas II wojny światowej i tę wojnę wygrała.
Jakie siły mógłby wystawić Stalin w drugiej połowie lat trzydziestych przeciwko osi?
Góra 100 pełnowartościowych dywizji. Nie mówimy bowiem o wojsku, które istniało tylko na papierze. Naprzeciwko stanęłoby zaś co najmniej 50 dywizji niemieckich, 50 dywizji polskich, 20 dywizji państw bałtyckich. Do tego należy dodać potężne siły japońskie nacierające od wschodu oraz siły innych ewentualnych sojuszników – Finów, Węgrów i Rumunów. Innymi słowy: przewaga państw osi byłaby miażdżąca.
Inny СКАЧАТЬ