Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
isbn: 9788380154773
isbn:
Siedząc po turecku na kamiennej podłodze, metodycznie przeglądał pudła pełne teczek z dokumentami. Przez jego ręce przechodziły całe dziesięciolecia ludzkich losów. Uderzające, ile osób i całych rodzin wielokrotnie trafiało do policyjnych wykazów. Mogłoby się wręcz wydawać, że przestępstwa są dziedziczne. Przechodziły z rodziców na dzieci, a nawet na wnuki, pomyślał Patrik, gdy kolejny raz natknął się na to samo nazwisko.
Zadzwoniła komórka. Spojrzał na wyświetlacz – Erika.
– Cześć, kochanie, wszystko dobrze? – Patrik wiedział, co mu odpowie. – Tak, wiem, że jest gorąco. Po prostu usiądź koło wentylatora, nic więcej nie da się zrobić… Wiesz, musimy się zająć tym morderstwem. Mellberg chce, żebym poprowadził śledztwo. Bardzo się będziesz gniewać, jeśli na kilka dni wrócę do pracy?
Wstrzymał oddech. Wiedział, że powinien był sam zadzwonić i powiedzieć, że będzie musiał wrócić do pracy, ale w typowo męski sposób zostawił to na później. Z drugiej strony Erika dobrze wie, jaką ma pracę. Dla komisariatu w Tanumshede lato było szczególnie gorącym okresem. Krótkie urlopy musieli brać po kolei, a i tak nie mieli gwarancji, że je wykorzystają w całości. Wszystko zależało od tego, ile komisariat będzie miał takich spraw, jak pijaństwo, pobicia i inne wydarzenia towarzyszące turystyce. Nie mówiąc już o morderstwie, bo to osobna kategoria.
Erika powiedziała coś, co mu umknęło.
– Powiedziałaś: odwiedziny? Kto? Twój kuzyn? – Patrik westchnął. – Nie, a co mam powiedzieć? Pewnie, że byłoby przyjemniej, gdybyśmy mogli być wieczorem sami, ale skoro już jadą… Zostają tylko na tę jedną noc?… Okej, kupię krewetki na kolację. Tak będzie prościej. Nie będziesz musiała stać przy kuchni. Będę w domu koło siódmej. Całuję.
Włożył telefon do kieszeni i wrócił do przeglądania zawartości pudeł. Zainteresowała go teczka z napisem „Zaginieni”. Ktoś bardzo sumienny zebrał kiedyś wszystkie zgłoszenia o zaginięciach, którymi zajmowała się policja. Patrik pomyślał, że właśnie tego szukał. Najpierw wytarł pobrudzone kurzem palce o własne szorty i otworzył cienką teczkę. Po kilku minutach przewracania kartek wiedział, że znalazł to, o co mu chodziło. Powinien od początku pamiętać o tej sprawie, zważywszy na to, że niewiele zaginięć pozostało niewyjaśnionych. Cóż, wiek robi swoje. Czuł, że nie ma mowy o zbiegu okoliczności. Miał przed sobą dwa zgłoszenia z 1979 roku – oba dotyczyły kobiet. Nigdy ich nie znaleziono. Dwa szkielety znalezione w Wąwozie Królewskim.
Wracając do swego pokoju, Patrik zabrał ze sobą całą teczkę. Położył ją na biurku.
Tylko konie mogły ją tu zatrzymać. Zdecydowanymi ruchami umiejętnie czyściła kasztanowatego wałacha. Praca fizyczna była dla niej swoistym wentylem. Dzięki niej mogła dać upust frustracji. Do dupy z tym wszystkim! Mieć siedemnaście lat i nie móc o sobie decydować! Niech tylko osiągnie pełnoletność, zaraz zwieje z tej cholernej dziury. Od razu przyjmie ofertę fotografa, który ją zaczepił na ulicy w Göteborgu. Kiedy już zostanie modelką w Paryżu i będzie zarabiać furę pieniędzy, powie im, gdzie sobie mogą wsadzić to swoje zasrane wykształcenie. Fotograf powiedział jej, że wartość modelki zmniejsza się z każdym rokiem. To znaczy, że traci szansę na cały rok takiego życia tylko dlatego, że staremu odbiło z wykształceniem. Przecież do chodzenia po wybiegu nie trzeba wykształcenia, a jak już będzie miała dwadzieścia pięć lat i będzie za stara, to wyjdzie za jakiegoś milionera i będzie mogła się śmiać z gróźb starego, że ją wydziedziczy. Stać ją będzie, żeby w jeden dzień wydać na zakupy tyle, ile jest wart cały ten jego majątek.
Fantastyczny braciszek też nie ułatwia sprawy. Lepiej wprawdzie mieszkać u niego i u Marity niż w domu, ale tylko niewiele lepiej. Taki jest do wyrzygania solidny. Nigdy nie zrobi błędu, za to ona jest zawsze wszystkiemu winna.
– Linda?
Boże, nawet w stajni nie zostawią jej w spokoju.
– Linda? – W jego głosie słychać było ponaglenie. Wiedział, że siostra jest w stajni, nie miała szans umknąć.
– Ojejej, znowu. Co jest?
– Niepotrzebnie odpowiadasz takim tonem. Nie wymagam wiele, ale mogłabyś być grzeczniejsza.
W odpowiedzi zaklęła pod nosem. Jacob postanowił nie zwracać na to uwagi.
– Pomyślałeś o tym, że jesteś moim bratem, a nie ojcem?
– Wiem o tym bardzo dobrze, ale jak długo mieszkasz pod moim dachem, ponoszę za ciebie odpowiedzialność.
Jacob myśli, że zjadł wszystkie rozumy, bo jest piętnaście lat starszy. Łatwo strugać ważniaka, kiedy się ma zapewnioną przyszłość. Ile razy stary mówił, że jest dumny z takiego syna, że Jacob z pewnością będzie dobrze zarządzać rodzinnym majątkiem. Dlatego Linda przypuszczała, że właśnie on pewnego dnia przejmie cały ten kram. Na razie może sobie udawać, że mu nie zależy na pieniądzach, ale ona swoje wie. Ludzie podziwiają Jacoba za to, że pomaga młodym, którzy zeszli na manowce, ale wiadomo, że z czasem odziedziczy i dwór, i majątek – ciekawe, co wtedy zostanie z jego społecznictwa.
Zachichotała. Jacob wściekłby się, gdyby wiedział, że siostra co wieczór wymyka się z domu. A gdyby jeszcze wiedział, z kim się spotyka, wygłosiłby niezłe kazanie. Łatwo gadać o solidarności z biednymi, dopóki nie przekraczają progu naszego domu. Gdyby Jacob wiedział, że Linda umawia się z Johanem, wściekłby się z jeszcze jednego, poważniejszego powodu. Otóż Johan był ich kuzynem, a waśń między rodzinami trwała już od bardzo dawna. Zaczęło się jeszcze przed jej urodzeniem, ba, jeszcze przed urodzeniem Jacoba. Od czego się zaczęło, nie wiedziała. Wiedziała tylko, że rodziny się nie lubią, co zresztą przydawało pikanterii randkom z Johanem. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Był wprawdzie nieśmiały, ale o całe dziesięć lat starszy, co dodawało mu pewności siebie, o jakiej chłopcy w jej wieku mogliby tylko marzyć. Nie przeszkadzało jej, że są kuzynami. W dzisiejszych czasach kuzyni mogą się nawet ze sobą żenić. Linda nie miała tego w planach, ale też nie miała nic przeciwko, żeby razem z Johanem spróbować tego czy tamtego, byle w tajemnicy.
– Masz coś do mnie czy tylko sprawdzasz?
Jacob westchnął głęboko i położył jej rękę na ramieniu. Próbowała się cofnąć, ale przytrzymał ją.
– Nie rozumiem, skąd ta złość. Młodzi ludzie, którymi się zajmuję, daliby wszystko, żeby mieć taki dom i takie życie jak ty. Mogłabyś się zachowywać dojrzalej, okazać choć trochę wdzięczności. Tak, chciałem coś powiedzieć, mianowicie że Marita nakryła do stołu, więc przebierz się i chodź jeść.
Puścił jej ramię, wyszedł ze stajni i ruszył w kierunku domu. Linda odłożyła zgrzebło, mrucząc pod nosem, a potem poszła się przebrać. Jednak zgłodniała.
Martin miał złamane serce. Kolejny raz. Nie umiałby nawet powiedzieć który. I wcale przez to nie bolało mniej. Myślał, tak jak poprzednio, że СКАЧАТЬ